AgnieszkaZet AgnieszkaZet
41
BLOG

Wielkoczwartkowo

AgnieszkaZet AgnieszkaZet Rozmaitości Obserwuj notkę 21

Między dwanaście a trzynaście. Jakoś tak. Z jabłkiem w buzi, jak podpowiedziała Sosenka.

Pierwsza wizyta i pierwsze zaskoczenie. Radosna, uśmiechnięta, serdeczna kobieta - z pewnością młodsza ode mnie. Zamieniamy kilka zdań. Wiem - chce wiedzieć, z kim ma do czynienia. Po chwili przekraczam próg pokoiku, by usiąść przy biurku i przeprowadzić pierwszą z lekcji indywidualnego nauczania.

Pierwszą? To nie tak. Był - jest! - chłopiec, który miał umrzeć, ale nie umarł mimo guza mózgu. Na stoliku przed sobą miał dziecięcy alfabet z rysunkami zwierząt i roślin. Spoglądał na niego, gdy pisał. I mówił. Bez przerwy:

 - Pani myśli, że ja nie umiem czytać? - chwalił się, by po chwili dukać jak drugoklasista.

Kiedyś do pokoju wparował jego ojciec. - Jak skończysz, skocz mi wymienić.

Zabrzęczały butelki po piwie.

Pierwszą? Przypadek pod tytułem "Fobia szkolna". Dziecko z drugiego małżeństwa owdowiałej wcześnie kobiety. Dziecko naznaczone  tytułem "Skoroś urodziła, to się zajmuj".  Zajmowała się więc, wiecznie gdzieś sprzątając. Po prywatnuych gabinetach dentystycznych, mieszkaniach dorobkiewiczów, wreszcie klatkach wspólnot mieszkaniowych.  Wciąż nieobecna. Miałam wrażenie, przychodząc o 11.00, że dziecko przed chwilą się obudziło. Bo nawet nie zdążyło się umyć. Siadałam wówczas przy stole nakrytym serwetą, by czytać poezję.

Pierwszą? Pucołowata twarz. Mama zawsze w tle. I kawa - taka jaką lubię. Kilka miesięcy lekcji domowych i happy end: następne  dwa lata zajęć z klasą. Znów część całości. Jakie szczęście!

Więc nie pierwsza, choć pierwsza taka...

Druga lekcja. Dziecko dzień wcześniej wróciło  z Warszawy po kolejnej (przecież nie zapytam, której ) chemii. Leży w łóżku, a na buzi uśmiech. Próbuję trochę żartować, przemycam ocenzurowane scenki z życia klasy. Nie jest mi łatwo - z tą grupą nie znamy się zbyt dobrze, więc jestem ostrożna. Dostrzegam uśmiech. Jestem w domu!

Patrzę na dziecko, które w szkolnej ławce mijałam wzrokiem - tak ciche, grzeczne, że  niemal nieobecne - i siadam naprzeciw niego. Dziś leży w łóżku (chusteczka na głowie,  jabłko w buzi, nieśmiały uśmiech do kompletu), a ja zaczynam rozmowę o Wielkanocy Lechonia.

A Chrystus się pochylił nad klęczącym ciałem
I rzeknie: "Powiedz ludziom, niech więcej nie płaczą"
.

Nieważne,  czy ktoś uwierzy w to, że powstrzymuję łzy.

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości