gosie gosie
58
BLOG

Nic poza ciemnoscia...

gosie gosie Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Reka trzesla sie niemal caly czas i wcale nie pod ciezarem aparatu fotograficznego czy kamery. Lzy naplywaly do oczu i wcale nie z powodu wiatru dmuchajacego w twarz. Swiat ulicy odslonil nam sie jeszcze bardziej, mocniej, wyrazniej. Najlepiej byloby nie znac tego swiata. To nie znaczy odwrocic sie i zapomniec, ale po prostu, zeby on w ogole nie istnial.

 

O 5.00 rano znalazlysmy sie na ulicach Kampali. Bylo ciemno i zimno. Na skrzyzowaniu Jinja Road, gdzie zawsze jest duzo dzieci ulicy i ulicznych handlarzy, dzis nie bylo nikogo, chociaz na swiatlach stalo sporo samochodow. Przejechaly dwie taksowki, w nich kilkoro ludzi. Godzina 5.00, niedziela, ostatni dzien weekendu, o tej porze dnia Kampala jest jak wymarla.

W Nakasero, gdzie zawsze panuje taki scisk, ze mimo iz jestesmy biale mozemy przechodzic ulicami nie bedac zauwazone, teraz jest spokojnie, nie ma samochodow, korkow i mnostwa taksowek, sklepy sa pozamykane. Slychac tylko glosy przekrzykujacych sie kobiet rozstawiajacych swoje towary na warzywnych straganach.

 Jedziemy samochodem, w planach mielismy podroz na boda-boda, jednak nasz przyjaciel, znalazl osobe, ktora zabrala nas tego poranka do Kampali. Faisal dobrze zna ulice tego miasta, sam byl dzieckiem ulicy, a do niedawna jej mieszkancem. Teraz spi w wynajetym mieszkaniu. Mimo, ze ma 26 lat, ze nosi czyste ubranie, spi w bezpiecznym miejscu, w jego kazdym spojrzeniu widac bol ulicy, w kazdym ruchu obecne sa zachowania ulicy, a w kazdym slowie slychac kompleks ulicy.

Samochod zatrzymuje sie i raptownie nie slyszymy nic, mimo iz w radio leca przeboje z ugandyjskich list. Noc staje sie glucha. Zadna z nas nic nie mowi. Faisal otwiera nam drzwi i ciagnie za reke… cisza, jakby swiat utracil dzwieki i jakby zgasly wszystkie swiatla, a reflektor serca patrzyl tylko w jedno miejsce.

Lezaly na chodniku, zawiniete w worek po ziemniakach albo mace. I nikt nie pomyslalby, ze to ludzie, gdyby nie ich oddech. Dwie z nas pozostaly w samochodzie, widok bazungu o tej godzinie nie jest tu mile widziany. Weszlysmy w ich zamkniety swiat, w wyizolowane miejsce, gdzie wstep maja tylko uczestnicy tej beznadziejnej gry, ktora nazywa sie “zycie na ulicy”. Ilu z nich, przejdzie do nastepnego etapu i wygra ten glupi wyscig? Bo w tej grze ma sie tylko jedno zycie i niczego nie da sie powtorzyc.

Po drugiej stronie ulicy kolejne worki, kolejne kartony, kolejni LUDZIE! Jedno dziecko nie spi, czuwa, pilnuje. Dostaje garsc cukierkow lecz w tym momencie sa one niczym, mimo, ze na twarzy dziecka pojawia sie usmiech..

Jedziemy dalej i nie widzimy nic poza spiacymi na chodnikach i werandach sklepow ludzmi. Kampala przestaje dla nas istniec, nie widzimy nic poza nimi.

Przy wejscu do sklepu lezy maly worek i gdyby nie Faisal nie zauwazylybysmy, ze zawiniete w niego jest male dzicko. Gdy podchodzimy blizej dostrzegamy jedynie jego twarz. Lezy samo. 100 metrow dalej rzad spiacych w taki sam sposob na chodniku ludzi. Jest ich trzydziestu, moze wiecej.

Wsiadamy do samochodu, odjezdzamy. Po chwili zatrzymujemy sie w bardzo dobrze znanym nam miejscu, to tutaj trzy tygodnie temu spali Steven, Hussien i Samuel. Tej nocy w ciemnosci, ktora przeszywa nas od srodka, oni spia w oswietlonych miejscach, gdzie z witryn sklepowych dociera mocne swiatlo jarzeniowki. Tak jest bezpieczniej, w jasnosci zlo umiera.

Spia… nie slysza podjezdzajacego samochodu, spia… widac ich twarze… slychac ich oddechy i nasze glosne bicie serca. Zawiniete w worki lub folie. Spia na siedzaco, skuleni…Taki swiat moglby nie istniec.

 

Wracamy w ciszy, nie widzimy znowu nic poza ciemnoscia swiata…

 

Przez lzy slysze slowa Narogi: “on mial takie same klapki jak Patrick” (dzieciak, ktory kiedys zyl na ulicy, dzis nasz przyjaciel).

gosie
O mnie gosie

To malo istotne...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości