kemir kemir
495
BLOG

"Cena" Waldemara Łysiaka, czyli za co, czym i komu płacimy

kemir kemir Społeczeństwo Obserwuj notkę 6

Z niemałymi emocjami obejrzałem w poniedziałkowy wieczór spektakl teatru telewizji TVP. Wyreżyserowana przez Jerzego Zelnika sztuka Waldemara Łysiaka zatytułowana "Cena”, była dla mnie powrotem do przeszłości, bo dawno temu książkę czytałem. Jednak widocznie kilkanaście lat trzeba, żeby pewne rzeczy nie tyle docenić, co spojrzeć na nie z zupełnie innego punktu widzenia. Dostrzec to, co kiedyś było niewidoczne. Bo było to coś naprawdę niesamowitego. A że już trochę odwykłem od prozy i dramaturgii Waldemara Łysiaka, odezwały się emocje a i rytm serca stał się szybszy niż zwykle.


Jest II  Wojna Światowa. Oto hrabia Tarłowski, starszy, schorowany mężczyzna na wózku, zaprasza do siebie Millera - kapitana Gestapo, aby prosić o uwolnienie syna, który poprzedniego dnia został aresztowany, a wraz z nim kilku liczących się obywateli Rudnika, (bo to miasto jest miejscem akcji) jak np. dyrektora szpitala czy prezesa banku. Kapitan zgadza się stawiając swoje warunki:  hrabia ma zapłacić 80 tys. dolarów, za czterech ludzi, którzy zostaną wypuszczeni. Ale to nie koniec, Miller ma rozkaz rozstrzelać równo 10 ludzi, dlatego hrabia musi do pieniędzy dołączyć dwie listy: na jednej będą nazwiska osób, które zostaną uwolnione, na drugiej zaś osoby, które zajmą ich miejsce  - innymi słowy, które zostaną rozstrzelane, bo bilans musi wyjść na zero. Na wytypowanie osób i uzbieranie pieniędzy ma 18 godzin.


Hrabia, nie chcąc decydować samemu, zwołał radę złożoną z jedenastu najbardziej szanowanych i wpływowych obywateli Rudnika, przedstawicieli różnych profesji i poglądów. Hrabia, jako dwunasty członek ( ale i gospodarz) owej "rady" zastrzega, że honorowo zaakceptuje każda decyzję. Dołącza do nich miejscowy jubiler, a właściwie "cinkciarz" mający dostarczyć gotówkę w zamian za bogatą kolekcję rodowej biżuterii hrabiego. Debatują oni o całej sytuacji, dochodzi między nimi do sprzeczek, dochodzą do różnych wniosków. Ale i tak każda decyzja wydaje się zła. A ściślej - nie wydaje się, po prostu jest zła. Dobrego wyboru nie ma. Jesteśmy zatem świadkami intrygującej debaty nad wyborem mniejszego zła rozgrywającej się w dialogu między 13 biesiadnikami. Bohaterowie znajdują się w jednym pomieszczeniu, gdzie podczas jednej nocy, odgrodzeni od pozostałych uczestników wieczerzy barierą własnego ego, zmierzyć się muszą z własnymi lękami, słabościami, poglądami i uprzedzeniami.


Dylematów moralnych przy tym stole zrobiło się w końcu tyle, że telewizor o mało nie eksplodował. Oto niejaki profesor Mieczysław Stańczak, ateista i rubaszny komentator spraw obyczajowych w kategorii męsko - damskich, toczy spór z księdzem proboszczem, nie mającym właściwie nic w omawianych kwestiach do powiedzenia, poza infantylnym odwoływaniem się do nieistniejących realnie zasad. Spór w istocie sprowadził się do promowania bezradności i zwalania wszystkiego na Pana Boga. Oprócz profesora i księdza wymądrzał się jeszcze radca Malewicz oraz członkowie ruchu oporu, sami prawicowcy. Był też, rzecz jasna, przedstawiciel lewicy, który nie był niby komunistą, ale zarzucał endekom antysemityzm. Bo nie można było przecież uniknąć dyskusji o Żydach. I tak – biorąc się niemal za łby – wspólnie uradzili, że zamiast tych czterech co to ich hrabia wykupi, wydelegować do rozwałki miejscowych mętów. Przy stole wszak obecny był przodownik posterunku granatowej policji, a więc sprawa ze wskazaniem takowych nie była kłopotliwa: wybór padł na nożownika, alfonsa i jeszcze jakiegoś szubrawca. Dyskusja ożywiła się wyraźnie przy sprawie alfonsa i jego dziewczynek, albowiem każdy, z profesorem Stańczakiem na czele, musiał się wyjęzyczyć na temat nierządu, jego zalet i wad.


Finał jest jednak zaskakujący. Rano gestapowiec, który przychodzi do hrabiego po pieniądze (i przywozi syna Tarłowskiego), oświadcza cynicznie, że była to gra, w której hrabia sromotnie przegrał. Nie chodziło bowiem o żadne listy z nazwiskami, ale o to, by wśród elity Rudnika wytypować tych, co działają w konspiracji. Wystarczyło ich podstępem zebrać i wśród zebranych umieścić kapusia. Następnie wziąć oczywiście pieniądze za niewinnych i aresztować, torturować, a następnie rozstrzelać tych co należą do AK. Taki plan. Wstrząśnięty hrabia z miną Cezara, który dowiedział się właśnie, że jego żona jednak nie jest taka święta jak wszyscy uważają, w końcowej scenie patrzy smutno za oddalającym się kapitanem. Ten na odchodnym zabrał mu jednak listę alfonsów, na okoliczność następującą – stanie się ona dowodem zeszmacenia elit miasta Rudnika nad Sanem. Hrabia błagał jeszcze o nazwisko "Judasza" , ale kapitan mu tego nazwiska nie zdradził. Powiedział tylko, że wciąż działa umowa zawarta w 1939 pomiędzy Gestapo a NKWD, dotycząca wydawania sobie nawzajem polskiej partyzantki...


Od czasu pierwszego wydania "Ceny" upłynęły 23 lata. Obejrzyjmy się wokół. Czyż właśnie nie zebraliśmy się u hrabiego Tarłowskiego, żeby debatować o wyborze mniejszego zła? Przecież w każde miejsce każdego z tych biesiadników znajdziemy z  tuzin polityków z pierwszych stron gazet. Ba, każdy z nas w którymś z tych szanowanych obywateli Rudnika znajdzie własne alter ego. To pewne. Można tylko dyskutować, ilu z nas wciela się hrabiego Tarłowskiego, który sprawia wrażenie człowieka, którego wojna nie dotyczy i który słabo zdaje sobie sprawę kto przeciwko komu walczy, a także dlaczego walczy.  Ale to nie jest istotne. Dużo bardziej ważne jest to, że cała ta dyskusja nic warta nie jest - poza oczywistością, że skaczemy sobie do oczu, szmacimy się,... ku uciesze kapitana Millera. Pytanie, które nasuwa się samo brzmi: kto dziś jest owym kapitanem? Urszula von cośtam? Joe Biden? Putin?Jakiś niemiecki kanclerzyna? Ktoś, o kim literalnie nie mamy bladego pojęcia?  Tego nie wiemy. Ale powinniśmy wiedzieć, że gdyby budować sobie obraz Polski w oparciu o dyskusję polityczną i polskie debaty, to należałoby czym prędzej uciec do lasu i spędzić resztę życia jako pustelnik…


I z takimi przemyśleniami dobrze byłoby zostać dziś cały dzień. Właśnie dziś, w święto refleksji i zadumy...
 




kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo