kemir kemir
545
BLOG

Przepraszam, a po ile ten poseł?

kemir kemir Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 35

Jak już wiemy oficjalnie, misję tworzenia rządu po wyborach parlamentarnych otrzymał przedstawiciel zwycięskiej partii: nowo-stary premier Mateusz Morawiecki. Ale wiemy także, że to zadanie na 99.9 proc. jest klasycznym mission impossible, ponieważ Morawieckiemu do uzyskania większości bezwzględnej - czyli takiej, która udzieliłaby nowemu rządowi votum zaufania - brakuje  37 mandatów. Lub - jak kto woli - szabel albo szpadli, jak to ujął jakiś nieznany redaktor Salonu.


Czy jednak pozyskanie tych brakujących do większości posłów jest absolutnie niemożliwe? Szymon Hołownia i Kosiniak-Kamysz zapewniają, że koalicja PiS z Trzecią Drogą powstałaby "po ich trupach". PSL, które teoretycznie byłoby najbliżej dołączenia do Zjednoczonej Prawicy, zapewnia, że nie prowadzi żadnych rozmów z PiS ws. ewentualnego rządu i nawet sugeruje, że to politycy PiS mogą wkrótce chcieć dołączać do parlamentarnej większości tzw. demokratycznej opozycji. Identyczne stanowisko zajmuje Lewica, a o ugrupowaniu Tuska nawet nie ma co wspominać. Konfederacja wydaje się być kompletnie na boku większościowej awantury i wyraźnie dystansuje się od wszelkich targów. Zatem większościowa koalicja PiS plus coś tam wydaje się być niemożliwa do realizacji. 


No właśnie... wydaje się. W polityce bowiem nie ma chyba nic niemożliwego, historia politycznych zawirowań nie takie wolty i zwroty widziała. Przykładów na świecie jest mnóstwo, a i w Polsce jaskrawy jest przykład lewicowej kandydatki na prezydenta, która finalnie okazała się fanką prawicy i zrobiła karierę w TVP. Pozyskanie przez Morawieckiego tych brakujących "szpadli" w sferze ideowej jest może i niemożliwe, ale za idee niewiele można kupić. Jak słusznie stwierdził Waldemar Łysiak w swoim "Szachiście", każdego można kupić – trzeba tylko znać cenę i rodzaj waluty.


Przekupstwo czyli polityczna korupcja? A dlaczego nie? Na korumpowaniu polityków najwyższego szczebla swoje potęgi zbudowały organizacje mafijne, różne lobby i diaspory, koncerny przemysłowe i finansowe korporacje - zjawisko tak stare, jak stara jest polityka. Co prawda zdecydowana większość tych "zakupów" owiana jest tajemnicą i ubrana w różnego rodzaju teorie spiskowe, ale są to rzekome tajemnice, o których wszyscy wiedzą, lecz nikt o nich głośno nie mówi. Czyli - po prostu - tajemnice poliszynela, w których nikt się nie przyznaje do wiarygodności i nikt nie żąda ich weryfikacji. Bo i po co, skoro każdy wie, o co kaman?


Załóżmy hipotetycznie z pogranicza political fiction ( hipotetycznie, bo absolutnie nie jest moim zamiarem sugerowanie takich zachowań i obrażanie kogokolwiek), że PiS wytypowało grupę posłów, którzy wydają się być do kupienia. Załóżmy też, że jestem posłem - dajmy na to - PSL i znalazłem się w takiej wytypowanej grupie posłów. Otrzymuję jakimiś tajnymi kanałami ofertę: głosujesz za wotum zaufania dla rządu Morawieckiego, otrzymując w zamian okrągły milion Euro w gotówce. Czyli jakieś 4,5 miliona złotych po aktualnym kursie. Czy się godzę? Nie. To nie jest kwota, która rekompensowałaby pewną infamię, absolutny ostracyzm i polityczną śmierć. A może nawet śmierć fizyczną w przypadku grasowania "seryjnego samobójcy". Poza tym są to pieniądze, które - będąc posłem - mogę zarobić legalnie, przy umiejętnym "kręceniu się" w konkretnych układach i wyrabianiu sobie pozycji posła wpływów. Ale, z drugiej strony,  podobno nie istnieje taka sytuacja, w której posiadanie pieniędzy pogorszyłoby ową sytuację. Zatem może dwa miliony Euro? Nie. Trzy? Też nie.


Ale pięć? Zaczynam taką ofertę rozważać. Ostatecznie jakoś przeżyję kadencję posła, a później mógłbym wyjechać gdzieś na "koniec świata". Ale to wciąż bardzo trudna decyzja... tak czy siak. Ale dziesięć milionów "eurasów" mogłoby taką decyzję przyspieszyć. Bo dlaczego nie? To kupa kasy, można ją wszak pomnożyć dobrze inwestując choćby w banku. Przy dwudziestu milionach raczej w to wchodzę. Niech się dzieje co chce.


Oczywiście fantazjuję. Zmierzam tylko do tego, że gdyby rzecz traktować poważnie, to - jak u Łysiaka - wszystko sprowadza się do kwestii ceny. W polskich realiach prawdopodobnie wymienione wyżej kwoty są zawyżone (a może wcale nie), ale same clou problemu jest  - tu znowu słowo "prawdopodobnie" - całkiem realne. Jest jasne, że całą taką operację byłoby strasznie trudno przeprowadzić, ale każda korupcja na wielką skalę ma to do siebie, że skala trudności jest wprost proporcjonalna do ciszy i tajności w jakiej się odbywa. Innym problemem jest oczywiście suma pieniędzy, jakie trzeba by na operację przeznaczyć. Bo trzeba ją mnożyć razy 37 plus koszty  - nazwijmy je - operacyjne. Czy PiS takie pieniądze posiada? Myślę, że tak. Może zatem pytanie: "a po ile ten poseł?" nie jest wcale tak bardzo fantastyczne?



kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka