kemir kemir
472
BLOG

Samochodowa utopia ekologiczna, czyli jaka jest przyszłość? Cz.3

kemir kemir Technologie Obserwuj notkę 26

Pora kończyć trzyodcinkowy cykl notek prawdy o utopii tzw. samochodów elektrycznych, wymyślonej przez lewackich psychopatów, których nazywam zielonymi khmerami. Określenie "psychopaci" jest umowne, bo to wcale nie są ludzie upośledzeni umysłowo ( chociaż też) - oni po prostu realizują swój plan żywcem zaczerpnięty z Orwella: niczego mieć nie będziesz i będziesz szczęśliwy!


Muszę tu wtrącić swoją "prywatę". Redakcja Salonu "olała" ten samochodowy cykl, chociaż wg. mnie to temat dotyczący dosłownie każdego człowieka - bo z samochodu korzysta każdy. Obojętnie, czy jako kierowca czy jako pasażer. Samochodami jeździmy do pracy, do rodziny, na zakupy, na wakacje, na wypady weekendowe. Często redakcyjne notki etykietuje się zwrotem "żebyś wiedział"...No właśnie: ów cykl, który publikuję jest dokładnie po to, żebyś wiedział. Żebyś wiedział, że wśród jednostajnej kakofonii o "ratowaniu planety" istnieją  zdania polemiczne - istotne, kiedy zawierają ważne  i sensowne argumenty. A taki właśnie jest ten cykl. Nie bardzo pojmuję, że ten ważny, apolityczny temat zostaje zamieciony pod redakcyjny dywan. No cóż... masz wiedzieć to, co uważa redakcja pod wodzą p. Jastrzębowskiego, który może i z "superaka" wyszedł, ale chyba "superak" nie wyszedł z niego. Redakcyjne "żebyś wiedział" jest tak naprawdę odwrotnością swojej nazwy: żebyś nie wiedział. I był głupszy.


Wróćmy do tematu. Na koniec poprzedniej części pozostawiłem Sz. Czytelników z pytaniem, które mi - jako człowiekowi od wielu lat związanym z techniką - spędza sen z powiek. Dlaczego, z jakiego powodu forsuje się utopijną ideę, pozostawiając na peryferiach graniczących z jakimś rodzajem konspiracji, prawdziwy i bardzo realny postęp dotyczący:
 - Produkcji alternatywnych paliw, które mogłoby być spalane w silnikach spalinowych, przy rewolucyjnie zmniejszonej emisji toksycznych spalin do otoczenia.
 - Oparcie idei produkcji samochodów elektrycznych na ogniwie paliwowym z wykorzystaniem wodoru, co umożliwiłoby masowe i relatywnie tanie zastąpienia starych technologii silnika spalinowego "elektrykiem" z własnym źródłem energii.


Alternatywne paliwo wymyśliło Audi. W skrócie chodzi o to, że w  procesie elektrolizy przeprowadzanej przy pomocy prądu, woda rozkładana jest na wodór i tlen. Następnie wodór reaguje z dwutlenkiem węgla w dwóch procesach chemicznych przeprowadzanych w temperaturze 220 stopni Celsjusza, pod ciśnieniem 25 barów. W ich efekcie powstaje energetyczna ciecz, składająca się z węglowodorów, tzw. Blue Crude. Efektywność tego procesu sięga 70 proc. Oczywiście na dziś nie tylko Audi zaangażowało się w produkcję paliwa syntetycznego, czego efektem jest gotowa technologia. Niestety, tylko w fazie laboratoryjnej, bo na masowość - bez zmian politycznych w UE i w Niemczech raczej nie ma co liczyć.  (mówimy o Europie, bo cała reszta świata nie "ratuje planety" w taki psychopatyczny sposób jak UE)
 
 
 Ale paliwa dla "spaliniaków" nie będziemy rozważać. Mówimy tu przecież o "elektrykach". I tutaj pora wejść w obszar, który śmiało można nazwać transformacją, czy też rewolucją energetyczną. Celem tej transformacji jest technologia, która zrewolucjonizuje nie tylko samą motoryzację, ale i globalną energetykę, a tym samym zasady naszego funkcjonowania.


O czym mowa? O ogniwie paliwowym. "Już Thomas Edison je przewidywał, kiedy w 1884 roku mówił: "wielki sekret pozbycia się pieców, kotłów i prądnic potrzebnych do wytwarzania energii elektrycznej zostanie odkryty najpewniej w przeciągu dziesięciu lat”.


"Miał on wówczas na myśli coś, co dziś nazwalibyśmy ogniwem paliwowym. Jego wizja opierać się mogła na teoretycznych opracowaniach szwajcarskiego chemika Christiana Friedricha Schönbeina, który zasadę działania ogniwa paliwowego opublikował już w 1839 roku! Tego samego roku Brytyjczyk William Robert Grove zbudował działające ogniwo paliwowe wytwarzające prąd w reakcji utleniania ciekłego wodoru. Dopiero w 1958 roku amerykańskim i brytyjskim naukowcom udało się zbudować ogniwo wytwarzające energię elektryczną podczas spalania wodoru w postaci gazowej.


Ogniwo paliwowe pozwala pominąć całą niskowydajną, zawodną, drogą i skomplikowaną mechanikę produkcji energii elektrycznej ( napęd, turbiny, generatory itp.) i uzyskać prąd bezpośrednio podczas chemicznej reakcji utleniania paliwa. Do wytworzenia energii elektrycznej potrzebny jest wodór na anodzie oraz tlen na katodzie ogniwa. Cienka warstwa z polimeru przewodzącego oddziela anodę od katody. W wyniku utleniania wodoru powstaje czysta chemicznie woda. Proces, w którym powstaje energia elektryczna, nie powoduje zużywania się elektrod ani elektrolitu. Sprawność ogólna całego procesu sięga 65%. W dużym uproszczeniu możemy porównać ogniwo paliwowe do klasycznego „akumulatora”, w którym na skutek dostarczania do jego wnętrza w sposób ciągły paliwa powstaje prąd elektryczny. Wydzielające się z ogniwa „spaliny” to po prostu para wodna zmieszana z powietrzem. Nie znajdziemy w nich wydzielanych przez silniki spalinowe tlenków azotu, dwutlenku węgla, tlenku węgla (czadu) czy niespalonych węglowodorów.


Z wody przy udziale elektryczności uzyskujemy wodór i tlen. Podczas spalania wodór łączy się z tlenem, wytwarzając w ogniwie prąd i powstaje woda. To chyba jedyne znane dotąd ludzkości paliwo, z którego spalin na powrót możemy uzyskać paliwo. Paliwowe ogniwa wodorowe znalazły swoje pierwsze praktyczne zastosowanie już w latach sześćdziesiątych – w amerykańskim programie podboju kosmosu. Wszystkie kapsuły programu Apollo, jak również stacja kosmiczna Skylab, posiadały na pokładzie wodorowe ogniwa paliwowe, które zapewniały pojazdom kosmicznym prąd oraz wodę. Przy czym warto zaznaczyć, że zawartość energii w kilogramie wodoru jest w przybliżeniu dwukrotnie większa niż w kilogramie benzyny.


W roku 2014 Toyota wprowadziła do sprzedaży pierwszy na świecie seryjnie produkowany samochód napędzany ogniwami paliwowymi, model Mirai oznaczony jako FCEV, czyli Fuel Cell Electric Vehicle. Sprzedano dotychczas ponad 10 000 sztuk tego rewolucyjnego pojazdu. Trzy zbiorniki Mirai mieszczą w sumie 141 litrów, czyli 5,6 kg wodoru pod ciśnieniem 70 MPa, co przy średnim zużyciu 0,70kg/100 km umożliwia pokonanie ponad 800 km na jednym tankowaniu. Samo tankowanie wodoru trwa nie dłużej niż napełnianie zbiornika benzyną. Mirai posiada też baterie, lecz służą one jako magazyn do odzyskiwania energii podczas hamowania, dzięki czemu może ona być wykorzystana później ponownie do napędu. Moc silnika elektrycznego Toyoty wynosi 182 KM. Mamy więc swego jednorożca, pojazd cichy, prosty i sprawny, bo napędzany silnikiem elektrycznym, a przy tym o dużym zasięgu i łatwym tankowaniu. Jedyne co Mirai emituje do środowiska to para wodna przy pracującym ogniwie paliwowym. Pozostając z takim pojazdem w zamkniętym garażu, nie sposób się zatruć.


Jak to z nową technologią bywa, wyzwaniem początkowo była cena i wielkość ogniw wodorowych. Na tym polu dokonano jednak prawdziwego przełomu. Prawdziwy postęp dokonuje się również w produkcji samego wodoru.
Obecnie wodór można uzyskać podczas:
– reformingu gazu ziemnego
– reformingu parowego metanu (z wydzieleniem CO2)
– gazyfikacji węgla lub koksu
– elektrolizy wody
– fotoelektrolizy i metodami biologicznymi.


Ale najciekawsza jest ta grafika:


image


Ten rysunek z broszury Toyoty mówi nam, że energia elektryczna nie płynie z instalacji domowej do auta, a z auta do domu. (omówienie niżej). A czy jazda z ogniwem paliwowym jest bezpieczna? Tak! Nawet przestrzelenie zbiornika wodoru nie powoduje eksplozji, a w razie wycieku, jako iż wodór jest gazem znacznie lżejszym od powietrza, ulatnia się on szybko i prosto w górę. Nawet w przypadku jego zapłonu płomień strzela wysoko w górę, nie zajmując reszty pojazdu."


Czas na podsumowanie. Jako ludzkość i cywilizacja gotowi jesteśmy na uruchomienie i umasowienie nowoczesnych, rzeczywiście ekologicznych technologii. Ale, skoro kosztem tej faktycznej i rewolucyjnej innowacyjności, siłowo forsuje się szkodliwe, niszczące naturę i środowisko, drogie technologie takie jak samochody elektryczne, wiatraki i panele słoneczne, to narzuca się jednoznaczny wniosek: zieloni khmerzy wcale nie działają dla dobra planety i dla dobra ludzkości, a te wszystkie hasła i slogany o "ratowaniu planety" to po prostu ściema dla gawiedzi.


"Energetyka wodorowa nieuchronnie spowoduje nieodwracalną energetyczną decentralizację. Czyli przejście z energetyki makro (państwowe i globalne molochy energetyczne) do energetyki mikro, czyli takiej energetyki, w której można wytwarzać prąd w wielu mikrostacjach ( gospodarstwach domowych), docelowo łączących się w energetyczną sieć makro. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w tej sieci były lokalne wiatraki, elektrownie wodne i całość uzupełniała elektrownia atomowa. Dlaczego tak się nie dzieje? Odpowiedź jest prosta i jedyna: chodzi o to, żeby kontrolować rynek. Bo kto ma władzę nad energetyką, posiada władzę absolutną! Energetyka to broń, za pomocą której podbija się i pozbawia suwerenności nie tylko całe państwa, ale całe regiony. Bez użycia czołgów, rakiet i piechoty. A kto sądzi, że wyszukiwanie zależności tropem przepływających pieniędzy w energetyce to  "teorie spiskowe", ten nic z tego świata nie rozumie. Bo tak naprawdę politycy działający na rzecz zielonych khmerów, podpisujący się pod szaleńczymi dyrektywami działają na szkodę i ludzi i .. planety! Prawdziwa ekologia bowiem to właśnie decentralizacja To minimalizacja obiegu energii tak, by krążyła w obrębie jednego domostwa! To minimalizacja tego, co każde domostwo z otoczenia pobiera i co do niego wydala. To też zupełna zmiana sposobu myślenia."


Miała to być notka kończąca cykl, ale wniosków jest na tyle dużo, że wypada napisać jeszcze epilog. Także, a może przede wszystkim w odniesieniu do Polski, która m.in ze względów energetycznych suwerenna i niepodległa nie jest. Zieloni khmerzy, posługując się głównie lewicą i propagandzistami typu Jakub Wiech, tak naprawdę tworzą całe rzesze klimatycznych niewolników, licząc, że tak uda się zniewolić całe społeczeństwo. Co zresztą się udaje. Walka z nimi - w moim przekonaniu - jest, a przynajmniej być powinna naszym polskim priorytetem, bo odzyskanie suwerenności energetycznej jest równoznaczne z odzyskaniem  niepodległości. CPK, może i rzecz ważna, zda się psu na budę, jeżeli będziemy energetycznymi i klimatycznymi niewolnikami.  I niech nikt nie uważa, że niewolnikiem nie jest. Bo w razie całkowitego blackoutu przetrwa garstka z nas, reszta przeżyje kilka, może kilkanaście dni. Warto o tym pamiętać, mając na uwadze, że monopolistyczne sieci energetyczne są bardzo wrażliwe. Wystarczy trzepot skrzydeł motyla... 


Epilog wkrótce, czyli CDN...




http://motocyklista.eu/portfolio/pojazdy-elektryczne-odgrzewana-utopia-cz-3/




kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie