Charakterystyczne, że krajowa nadwyżka dyskusji na temat Declana Ganleya i stowarzyszenia Libertas koncentruje się dziś w całości na osobie Wałęsy i ewentualnie na pytaniach - czyim agentem jest ów demoniczny Irlandczyk.
Jako żywo przypomina to debatę autorytetów nad 600-stronicową biografią Wałęsy autorstwa Pawła Zyzaka, którą sprowadzono tylko li wyłącznie do zawodzeń na temat, czy autor miał prawo napisać (nie dysponując co najmniej metrem akt dokumentacji) , że Wałęsa miał nieślubne dziecko i czy sikał do chrzcielnicy.
Tymczasem nikt nie zwrócił uwagi na fakt, iż Ganley to pierwszy w histori polityk paneuropejski. Pierwszy polityk wykorzystujący w praktyce polityczne, demokratyczne możliwości jakie daje Unia i budujący pierwszą paneuropejską partię polityczną o jednej nazwie i jednym programie - w miejsce brukselskich dogadywanych, wirtualnych sojuszy - o których przeciętni obywatele mają mgliste pojęcie.
Trudno obecnie przewidywać, czy Ganley stworzy byt polityczny o istotnym znaczeniu. Jest jednak niewątpliwie pionierem - który buduje prawdziwą europejską partię od podstaw. Jeśli ten zamysł wypali - Ganley bez wątpienia przejdzie do historii. A Wałęsa? Zdaje się mieć talent, który pozwala mu wyczuwać gdzie wieją wiatry historii.