Więzienie Spandau nie jest jakimś szczególnie przykrym kazamatem, każdy ma swoją suchą celę, snują się po ogrodzie, pójdą do więziennej kaplicy na nabożeństwo czasem, a czasem zrezygnują. Co miesiąc, przez wszystkie lata, zmienia się obsługa i komendantura całego więzienia: Ruscy, Francuzi, Anglicy, Amerykanie. Albert Speer z niejakim rozbawieniem opisuje, że w cyklu amerykańskim przytył pięć kilo, ale idzie „ruski miesiąc”, więc trzeba by się najeść na zapas.
Trybunał w Norymberdze sądzi zbrodniarzy hitlerowskich. Jest wśród nich Hess, jest i Albert Speer, ulubieniec Hitlera, genialny podobno architekt. Hess dostaje dożywocie, Speer 20 lat, inny Rudolf Hess dynda już na szubienicy w Oświęcimiu, gdzie komendantował, Doenitz dostaje 10 lat, na 12 innych osób czeka szafot. Pozamiatane.
Siedzą zatem te Schirachy, Doenitze i Hessy w pierdlu w Spandau, śmieci historii. Okazali się nieprzydatni Amerykanom, okazali się nieprzydatni Rosjanom, ot – bezużyteczni w nowym świecie politycy. Jeszcze taki Speer fach ma konkretny w garści, ale reszta – gleba: ani tajemnic, ani przepisu na bombę atomową, ani wykształcenia. Partyjniacy.
Mają wyłącznie własne mniemanie o sobie oraz ogródek do spacerów i sadzenia kwiatów; teoretycznie są pozbawieni wiadomości, co dzieje się za murem, ale z biegiem czasu zaczynają otrzymywać gazety i mogą zamawiać w berlińskiej książnicy wybrane książki.
Pewnego dnia któryś ze skazanych, chyba Doenitz, uzyskuje u lekarza potwierdzenie, że ma zmiany w kręgosłupie i komendanci więzienia wydają zgodę na to, by dostarczono mu do celi fotel.
Albert Speer nie może ukryć nostalgii na widok mebla: oczom nie wierzę, przytaszczyli jakiś fotel z Kancelarii Rzeszy, sam je wszystkie zaprojektowałem. Innym razem komentuje pałatkę frontową Wehrmachtu, którą przychodzi mu się początkowo przykrywać: źle zaprojektowana jak na wschodnie mrozy, te rosyjskie były lepsze, najgorsze, że to mój projekt.
W więzieniu Spandau powstają koterie; Hess obraża się na Schiracha, Doenitz nie rozmawia ze Speerem, Reader (też dożywocie, ale go zwolnią ze wzgl. na stan zdrowia) nie umie dojść do porozumienia z Doenitzem na tle etykiety; obaj byli wszak w tej wojnie dowódcami Kriegsmarine...
Nawiązują się jednocześnie sympatie ze strażnikami, przemyty grypsów, pojawia się nawet koniak w celach skazanych. Oni zaś obserwują świat spoza murów więzienia, ego i megalomania Hessa jeszcze pod koniec lat 50-tych nakazuje mu podniecać się nowym rozkładem sił politycznych, zakłada restytucję Rzeszy pod parasolem aliantów i swoją tryumfalną w niej rolę jako - a jakże - kanclerza. Postawa Hessa jest uzasadniona – ma dożywocie.
Reszta musi tylko odsiedzieć swoje.
Wszyscy, jeśli wierzyć Speerowi, liczą na rychłą zmianę, na to, że świat się wreszcie o nich upomni, na podstawie doniesień o Korei budują piramidy spekulacji i swój udział w rozwoju wypadków. Żyją też – ma się rozumieć – przeszłością. Prym wiedzie Hess; w 15 lat po skazaniu potrafi wykłócać się o poszczególne decyzje związane z gospodarką Rzeszy, poddawać w wątpliwość sojusze, komentować działania na froncie wschodnim.
Inna rzecz, że Rosjanie – od oficerów po strażników na wieżyczkach – zyskują u więźniów noty najwyższe. Za oczytanie, za ciekawość świata, za ogładę, za znajomość języków, za swego rodzaju „klasę” na tle pozostałych, pilnujących ich, zwycięzców.
Na kilka dni przed zwolnieniem po odsiedzeniu swoich 20-tu lat Speer zapisuje: śniło mi się, że wróciłem tu już z wolności. Tak sobie turystycznie, tylko w odwiedziny, do Hessa. Po przebudzeniu potwierdzam: nie ja w nim, ale ono, więzienie, siedzi we mnie.
(wszystkie cytaty "z pamięci" - do potwierdzenia w "Dziennik ze Spandau" A.S.).