Prezydent Komorowski: - Wezwałem tu panów, ukwiał polskiej myśli technicznej… (Nałęcz scenicznym szeptem: „wykwit!”) …wysięk pracy rodzin polskich i inteligencji technicznej, niebo mamy nad głową jedno i gwiazdy świecące nade mną, ale prawo jest prawo i moralnie jest ono we mnie…
(brawa umiarkowane).
P. Komorowski: - Ha, może to i nie na miejscu w takim szacownym gronie (ukłon w tę i w tamtą), ale nie mogę sobie odmówić, żeby opowiedzieć, że ze żoną burza nas zaskoczyła przy wyjściu z auta do domu i jakby nie było pana Waldka (ukłon w stronę pana Waldka), to by nas pomoczyło, a pan Waldek wyjął parasol i susi wesi do domu!
Nałęcz (na stronie): - Niezmoczeni!
P. Komorowski: - Mówię przecież, że susi. I wtedy pomyślałem, że fajnie byłoby mieć parasol taki nad Polską naszą całą, ale już nie przed deszczykiem, ale żeby przed rakietami. I po to panów (Nałęcz: „i panie”), panów wezwałem, żadnych pań tu nie widzę panie profesorze, to jest poważna narada polityczno-militarna, panie oczekują na mężczyzn od parasola w bulduerach, silwuple, trzeba znać się na manierach, no więc, co to było, o czym ja to…
Nałęcz: - Parasol.
P. Komorowski: - A właśnie, pałacyk Michnika, Żytnia, Wola, bronią jej chłopcy spod parasola, znacie to…?
(pomruk)
…i robimy parasol!
Generał A: - Parasol? Wojsko nie robi parasola. Wojsko walczy. Ale, panie prezydencie, może falę zrobić? Meksykańską na Narodowym, tak jak ostatnio w meczu.
Generał B: - Fala falą, wojsko zna te sprawy, ale, panie prezydencie, żeby było wiadomo przeciw jakim rakietom ten parasol?
P. Komorowski: - Rakieta jak leci, to za późno pytać skąd ona jest! Ona nie ma rodziny, ma tylko cel! Tak w ogóle parasol. Posłuchajmy głosu zaproszonych naukowców z wiodących ośrodków militarnych Rzeczypospolitej! Może pan (pokazuje palcem).
Naukowiec A: - Barszcz i pół roku!
Nałęcz: - Jaki znowu Barszcz?
P. Komorowski: - Jakie pół roku?
Naukowiec A: - Barszcz mi właśnie żona ugotowała i czeka na stole, a pół roku mam do emerytury, chciałem bez El cztery, ale się nie da, ku chwale ojczyzny (wychodzi głośno bucząc).
P. Komorowski: - Panie profesorze Nałęcz, jemu żona czeka na stole? Bo nie zrozumiałem? I czego buczy?!
(Nałęcz macha ręką z rezygnacją, ale zaraz potem widząc, że nie uchodzi machanie udaje, że mucha leciała. Potem jednak wyjaśnia): - Naukowiec-Lejtnant robi ten sam manewr taktyczny, co Pawlak z Kalembą ministrem. Kalemba też ma dwa miesiące do emerytury. To i sobie żongluje barszczami. A buczy, bo znad morza jest, nasłuchał się statków.
P. Komorowski: Aha..., bardzo ciekawe, bardzo ciekawe. Ciekawe dlaczego premier nie buczy, też znad morza, hm, zapytam przy okazji...
Naukowiec B: - Nasz ośrodek badawczy może dostarczyć rękojeść do parasola, sprowadzamy nawet z Czukotki strategiczne takie rozmaite surowce, żeby jeszcze minister Boni objął nas cyfryzacją, bo generałowi, szefowi znaczy, po peselu nie dali recepty, strajkują pielęgniarki czy tam aptekarze, wygonili generała, a garnizonowa apteka, to już lepiej nie mówić…
(dzwoni czyjaś komóra)
Generał C: (szeptem): …iswinisstje pażałusta, tak toczna, tiepier nie magu… (głośno): - Żona rodzi, mam syna!
(Oklaski).
P. Komorowski: - Dobra. Jest wola. Wezwijcie dziennikarzy, mamy plan!
Generał D: - Za pozwoleniem, panie prezydencie, intendentura w naszej jednostce uszyła spodnie, laserowo zdejmowaliśmy z telewizora namiary. Sukces!
P. Komorowski: - A jakie i dla kogo?
Generał D: - Dla pana! Armia zadba, żeby w za krótkich spodniach pan już więcej nie chodził. Jak będą leżeć, to uszyjemy parasol!
Nałęcz: – Też bym takie chciał...
(wchodzą dziennikarze).