Wywiad przed chwilą z Katie Taylor w RTE; bokserka, wywalczyła sobie jutro walkę o złoto (16.45). Dziennikarz irlandzki pyta jak było i w ogóle, w tej dzisiejszej walce, a ona, laska – bo ja wiem, 26 lat – dźga palcem w górę wskazującym, śmieje się i mówi, że to dzięki Panu Bogu.
Zaraz o tym, że było ciężko, treningi, takie inne, wysiłek, a dziennikarz na to, czy wierzy w złoto, a ona, że wierzy (dźga znowuż paluchem w górę) tylko w taką akcję jak widać i że będzie się napierdzielała jutro na całą parę, a teraz idzie spać.
Oczywiście: Pan Bóg nie za bardzo prowadzi interesy na ringu boksu kobiecego, ale ona widać wierzy, że prowadzi, boć przecie prowadzi wszędzie. Napierdzielała się dziś, łatwo nie było, w momencie, gdy sędzia podniósł jej rękę w górę, ona tą drugą, wolną, paluchem wskazującym, dłonią w bandaże owiniętą...
Ależ ja wiem doskonale, że to gest, geścik tylko, kod przynależności kulturowej.
Znakomite jest to, że ona swoim znakiem nie musi z nikim walczyć, znakomite, że – dziennikarz państwowej telewizji irlandzkiej potwierdził się z nim, dzięki niemu i jakkolwiek jeszcze inaczej – uznał się w tej samej bajce, w tym samym źródle.
Szczęśliwe kraje, gdzie znakiem Krzyża i bezpośrednim odwołaniem się do własnej wiary na oczach milionów telewidzów zyskuje się aprobatę i poparcie. A w oczach innych, niewierzących: uśmiech tolerancji.
Katie Taylor, sąsiadeczka z Bray!