Całkiem niedawno Polską i światem wstrząsnęło zdarzenie rzekomej obrazy na tle antysemityzmu, jakiej dopuścić się miał wobec dwóch Żydówek krakowski taksówkarz. Zagrzmiał wtedy publicysta Barbur opisując sprawę, a mnie – kiedy zwróciłem uwagę, że sprawa jest niejasna, bo Barbur opiera się wyłącznie na zeznaniu jednej strony – zwyczajnie zbanował.
Nie utrzymywałem, że taryfiarza wówczas nie poniosła fala uprzedzeń do Żydów. Sugerowałem jedynie, by wysłuchać jego relacji i wtedy wyciągnąć wnioski. Na próżno. Tym, którzy mają gotową tezę niepotrzebne są żadne fakty ani nawet zwyczajna przyzwoitość. To propaganda w najgorszym stylu.
Teraz Kukiz. Bloger józefmoneta napisał wczoraj notkę pod tytułem: „Paweł Kukiz rezygnuje z uczestnictwa w "Marszu Niepodległości". Zwróciłem uwagę, że Kukiz nie rezygnuje z udziału w Marszu choć w istocie zgłosił wniosek, by go wykreślić z Komitetu Honorowego tegoż przedsięwzięcia.
Oczywiście, jak zresztą należało się spodziewać, uwaga ta była zupełnie niepotrzebna, bo zrodzona na kłamstwie teza o rezygnacji z Marszu wystarczyła, by dalej zapylać się bękarcią (w sensie: z nieprawego łoża, skłamaną w zarodku) wiedzą.
W pierwszym przypadku szło o przykład antysemityzmu w Krakowie. W drugim: o obrzydzenie idei samego Marszu. Dyskusje potoczyły się zgodnie z rozrysowanymi wektorami.
Kukiz ani brat ani swat. Ale jeśli już o nim mówimy, to sięgajmy do faktów (bo tych jest dość), a nie posiłkujmy się kłamstwem na jego temat tylko dlatego, że nam to pasuje do propagandy.
To wprawdzie jedna z metod gazowni, ale nie wiem, czy warto jej narzędziami się posługiwać. Tym bardziej, że nawet gazownia pisała o kukiziej rezygnacji z komitetu, a nie z samego Marszu.
Brrr...