Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
2461
BLOG

Machulski wydrapie nam uśmiech

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Kultura Obserwuj notkę 64

            Jak może niektórzy z nas pamiętają – pisałem zresztą o tym u siebie na blogu –reżyser filmowy Juliusz Machulski, korzystając z trzeciej rocznicy Katastrofy Smoleńskiej, wyraził przekonanie, że „ewentualny film na temat Smoleńskiej Katastrofy powinien stanowić polską odpowiedź na Monty Pythona i stworzyć opowieść o tym jak to bardzo nabzdyczony i dumny prezydent średnio ważnego kraju środkowoeuropejskiego uparł się, by lądować we mgle na kartoflisku”. Ponieważ wiedziałem, w jakim stanie znajduje się od dłuższego czasu znajduje się ów dziwny człowiek, wprawdzie napisałem ów komentarz, w którym potraktowałem go z należytą starannością, jednak ani mi do głowy nie przyszło, że on spróbuje sam ów film nakręcić, ale również też i to, że on w ogóle znajdzie w sobie te kilka chwil trzeźwości, by nakręcić jakikolwiek film. Bo nie oszukujmy się: nawet biorąc pod uwagę standardy, na jakie zezwala polska kinematografia, aby nakręcić cokolwiek, trzeba być jednak choćby w stopniu podstawowym przytomnym.

     Tymczasem okazuje się, że niepostrzeżenie kolejna bariera została przekroczona, i Machulski jednak kręci. Jak się dowiaduję, oto jest już niemal gotowa jego kolejna komedia, tym razem pod tytułem „Ambasada”, tyle, że żart – jeden z wielu tam zresztą – polega na tym, że literka „s” w tytule wystylizowana jest na skrót SS. Z entuzjastycznych zapowiedzi, jakie już się gdzieniegdzie pojawiają, wynika, że jest to film o parze młodych warszawiaków, którzy pewnego dnia wsiadają do windy, winda okazuje się wehikułem czasu, no i oni trafiają do niemieckiej ambasady w Warszawie podczas II Wojny Światowej. No i tam się zaczyna zabawa. Jest Hitler, którego gra Więckiewicz, Ribbentrop, którego gra Nergal, no i w ogóle jest z nimi cała kupa Niemców, i Polaków, którzy sobie nawzajem płatają żarty.

      Oczywiście, ponieważ filmu nie znam nawet z pobieżnych relacji, nie mam pewności, czy to, co wyżej napisałem, jest do końca prawdą, i czy scenariusz się na tym kończy, niemniej to, że Nergal gra Hitlera, Więckiewicz Ribbentropa i że to wszystko ma nam zapewnić kupę zdrowego śmiechu, to fakt. „Gazeta Wyborcza” nawet zamieściła scenę z tego filmu, gdzie Hitler z Ribbentropem śpiewają znaną nam wszystkim piosenkę „Sen o Warszawie”.

       Mamy też komentarze, zarówno redakcji, jak i reżysera. Otóż chodzi o to, że najwyższy już czas, żebyśmy również, tak jak to wcześniej zrobili Tarantino i Mel Brooks, mogli się pośmiać z wojny, i tylko powinniśmy się cieszyć, że mamy tak zdolnego reżysera, jak Machulski, który nas tu odpowiednio poprowadzi. Machulski natomiast wyjaśnia, że jemu przede wszystkim chodzi o to, by „nasze blizny się wreszcie uśmiechnęły”. I to jest moim zdaniem coś.

      Z tego co czytam, Machulski jest człowiekiem w moim wieku, a więc, jak idzie o wspomniane blizny, on ich mieć nie zdążył. A zatem, należy przypuszczać, że on tym swoim nożykiem będzie się brał nie za swoje blizny, tylko za blizny tych, co zdążyli. On najpierw ich przewróci na ziemię, następnie usiądzie na nich okrakiem, no i w końcu zacznie się rozglądać za bliznami, które mógłby odpowiednio wymodelować, tak by one zaczęły wreszcie się uśmiechać. Czy gdyby on miał jakieś swoje blizny, też by spróbował coś z nimi zrobić, tego nie wiemy, natomiast to jest jasne: Machulski będzie te uśmiechy robił innym, i to robił bardzo skutecznie.

      Można by się spytać, co Machulskiego obchodzą cudze blizny i ich kształt? Jaki on ma z nimi problem, że się na nie postanowił zasadzić z tym nożem? Powiem szczerze, że nie wiem. Próbuję coś wymyślić i nie widzę sposobu, by to w jakiś sensowny sposób wyjaśnić. To jest bowiem trochę tak, jak by ktoś napotkał kondukt pogrzebowy i postanowił ich wszystkich rozśmieszyć tak skutecznie, że w końcu się zaczną uśmiechać. W końcu, co jest, kurwa? Ile można? A więc zagadka. Pozostaje mi więc tylko uznać, że temu Machulskiemu już tak odbiło, że on się nadaje wyłącznie do poważnej kuracji elektrowstrząsowej. Jego trzeba przewrócić na ziemię, siąść na nim okrakiem, przyłożyć mu do łba dwa druciki i przełożyć wajchę. No i patrzeć, czy tam się pojawi wreszcie odpowiedni wyraz twarzy. A jak już skończymy, to mu zrobimy uśmiech i się wreszcie wspólnie pośmiejemy.

      Dobrze by też było przy okazji jednak sprawdzić, co siedzi we łbach redaktorów „Wyborczej”. No bo skoro oni zapragnęli naszej polskiej odpowiedzi na Tarantino i uznali, że Machulski tu im da, czego chcą. to ja bym im tylko pragnął przypomnieć, że film Tarantino jest o tym, że Niemcy są źli i za to powinni zostać wszyscy wybici do nogi w możliwie najokrutniejszy sposób. On już zaczyna się tak, ze tam nie ma śladu uśmiechu. Tam jest tylko groza, no i nadzieja, ze krzywda zostanie pomszczona. Tam blizny się nie uśmiechają. Tam blizny mają zaciśnięte zęby. I dlatego właśnie ten film ogląda się z taką przyjemnością, satysfakcją i wzruszeniem. I dlatego tam akurat ten nasz ostateczny śmiech jest prawdziwym śmiechem, a nie rżeniem. Czy to naprawdę tak trudno zrozumieć? Naprawdę? Czy tu też nie ma sposobu, by wyjaśnić tym zakutym pałom najbardziej podstawowe inaczej niż przy pomocy chamskiej demonstracji?

Przepraszam wszystkich bardzo, ale w najbliższym czasie, będę się musiał ograniczyć wyłącznie do bloga na www.toyah.pl Musimy nadgonić książkę o zespołach, tak by ja można było wydać jeszcze w październiku, więc obawiam się, że dwa blogi to dla mnie, jak na dziś, za dużo. Zapraszam więc do siebie, no a potem już normalnie. I tu i tu.

 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura