Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
3861
BLOG

Józefowi Monecie po chrześcijańsku do sztambucha

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 84

       Może młodszym czytelnikom trudno będzie w to uwierzyć, ale abp Życiński, zanim umarł, i jeszcze zanim się tak fatalnie stoczył, był zwykłym biskupem, grzeszącym ani mniej ani więcej, niż każdy z nas, a były chwile, kiedy można było pomyśleć, że jest on księdzem wyjątkowym. To wtedy, pamiętam, zapytany o coś takiego jak „jarmarczną religijność” odpowiedział ni mniej ni więcej, tylko, że, o ile on dobrze rozumie owo pojęcie, dla niego najwybitniejszym przejawem owej „jarmarcznej religijności” jest religijność zademonstrowana przez trzy Maryje, kiedy przed dwoma już tysiącami lat, pewnego poranka udawały się do jezusowego grobu. A w tej sytuacji, on, jeśli już trzymać się tej akurat nomenklatury, tę właśnie religijność gotów jest polecać.

      Dla nas się tu spotykających – a mam tu też na myśli tych, którzy do kościoła z różnych powodów nie chodzą – jak sądzę, sprawa jest dość czytelna. Tą swoją wypowiedzią biskup Życiński stanął po stronie nie tych, którzy owo pytanie w tak szczególny sposób sformułowali, ale tych, których ono miało dotyczyć. Nie pamiętam dziś, kiedy i gdzie ta rozmowa miała miejsce, ani nawet, czego ogólnie dotyczyła, ale, przynajmniej w tym swoim fragmencie, była ona reakcją na pączkujące wówczas starcie, które po latach miało zostać nazwana konfrontacją pomiędzy tak zwanym „Kościołem Toruńskim”, a „Kościołem Łagiewnickim”. W tamtej swojej wypowiedzi, abp Życiński wsparł pobożność prostą, bez pretensji, reprezentowaną przez ludzi chodzących, jak Pan Bóg przykazał, co niedziela do kościoła na mszę, a rano i wieczorem czyniących znak krzyża, przeciwko tym, którzy, głęboko przekonani o tym, że to im akurat, przez wzgląd na ich zwiększoną – nie tylko religijną świadomość – przysługuje miejsce w pierwszych ławkach.
      Ani nie wiem, ani też, choćby że względu na to, że Arcybiskup już nie żyje, nie mam ochoty wnikać, co się stało, że on ostatecznie jednak postanowił stanąć po jednej stronie z tymi silniejszymi, natomiast mam wrażenie, że dziś to nikt inny, jak papież Franciszek – i to prawdopodobnie tak zdecydowanie i jednoznacznie, jak tylko ci najbardziej oddani swojej posłudze prości księża – wzywa nas do pójścia drogą owych trzech Maryj. Wbrew temu, co nam mówi dzisiejszy świat. Wbrew tym szyderstwom nadchodzącym ze wszystkich stron, w tym szyderstwom ze strony ludzi, którzy w swojej tak bardzo świadomej religijności doszli do wniosku, że oni akurat już nawet nie muszą brać udziału w niedzielnej mszy świętej. Ludzi, którzy osiągnęli ten poziom pobożności, gdzie liczy się już tylko ulubiony kościół, ulubiony ksiądz, a przed wszystkim ulubiona atmosfera.
     I oto, jak czytam, podczas niedzielnej Mszy Świętej, papież Franciszek wygłosił kazanie oparte na cytacie z Jezusa: „Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli”, i słowa te zostały natychmiast – zgodnie zresztą z najnowszą tendencją – zinterpretowane w taki sposób, że jeszcze tylko chwila, a Franciszek pozwoli przyjmować sakramenty gejom, lesbijkom, cudzołożnikom, no i w ogóle wszystkim tym, którym przyjdzie do głowy pomyśl, by sobie pojeść Komunii. No bo przecież Jezus powiedział wyraźnie, że ci wszyscy „uczeni w Prawie” pozamykali swoje kościoły przed skromnymi, żyjącymi z dnia na dzień swoją prostą pobożnością ludźmi, no i efekt jest, że sami nie wejdą do Królestwa i innym nie dadzą. Czyż nie? Stoi przecież, jak byk, że Kościół ma być „otwarty”.
      Ja oczywiście wiem, że dopóki papież Franciszek nie przyjmie do wiadomości, że – pomijając oczywiście ludzi słuchających go z otwartym sercem i umysłem – ma do czynienia z bandą zakłamanych durniów, których jedynym celem jest tak zinterpretować jego słowa, by oczyścić swoje sumienia choćby z tej pierwszej warstwy smoły, oni będą gadać. I to będą gadać dokładnie to, co im pozwoli żyć nadal w grzechu. Mam jednak dla nich wszystkich pewną wiadomość, która i tak prędzej czy później do nich dotrze, ale skoro się już tak bardzo męczą, niech to wiedzą już dziś: Szóste przykazanie brzmi: „Nie cudzołóż”. Kropka. Tam nie ma nic więcej. Tylko tyle. „Szóste: Nie cudzołóż”. Co to oznacza? Też tylko tyle i aż tyle. Nie wolno cudzołożyć. Kropka.
     I jeszcze coś. Oczywiście – chociaż choćby ze względu na działanie Ducha Świętego, i jeszcze szereg innych zabezpieczeń, jakimi dysponuje Kościół, wydaje się to mało prawdopodobne – może się zdarzyć, że papież Franciszek ciężko zwariuje i coś tam pozmienia, ale nawet wtedy fakt pozostanie faktem – cudzołożyć nie wolno; cudzołóstwo jest grzechem; jeśli ktoś cudzołoży, żyje w grzechu; a jeśli żyje w grzechu, nie wolno mu przystępować do Komunii Świętej. I, przepraszam wszystkich potencjalnych półgłówków, ale powtórzę: kropka. Jeśli ktoś chce, może pójść do spowiedzi, szczerze pożałować za grzechy, postanowić poprawę, odbyć pokutę, a potem, już nawet bez szczególnych dodatkowych zabiegów, wrócić na łono Kościoła. Oczywiście, niektórzy – to tak na wszelki wypadek, gdyby który nie pamiętał – powinni też przyjąć Chrzest.
      Oczywiście mówię do tych, co tak bardzo lubią papieża Franciszka i uważają, że to „mądry człowiek”. Cała reszta, to już osobna historia.

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo