Kraków, Niedziela 13 marca 2011 roku, godzina 16:01, autobus linii 179 ,przystanek Kurdwanów.
Nowoczesny autobus, zawodowy kierowca prowadzi płynnie, więc atmosfera ogólnie usypiająca.
Przystanek. Wsiada starszy pan i szuka coś w podniszczonej portmonetce, wyciąga 10 złotych i prosi kierowcę o dwa bilety normalne. Dziś niedziela i kioski z biletami pozamykane.
- Tylko odliczona kwota - mówi kierowca a autobus rusza wolno z przystanku
Starszy pan pyta pasażerów, czy ma ktoś rozmienić 10zł.
Nikt nie ma, ale na następnym przystanku wsiada młody człowiek, student, który ma 5 zł i też chce kupić bilety, ale ulgowe. Po krótkiej rozmowie starszy pan i student nabywają za 10 zł dwa bilety normalne oraz cztery ulgowe i wszyscy są zadowoleni. Starszy Pan siada na wolnym miejscu i oddycha z ulgą.
Młoda dziewczyna w brązowym kubraczku, ze sporymi słuchawkami na uszach wyciąga z maleńkiej torebki rożowe MP3 i coś tam naciska w skupieniu, by już za chwilę uśmiechać się i mrużyć oczy jak zadowolona kotka.
Spora część młodzieży w tym autobusie ma na uszach słuchawki i coś tam sobie słucha. Autobus szumi monotonnie, sprzyjając przysypianiu.
Nagle tę monotonię przerywa głos tak potężny, jakby ktoś przywalił młotem w dzwon a ten dzwon był w środku głowy, głos najwyraźniej perfekcyjnie wyćwiczony, bo jednobrzmiący i wyraźny :
-kraaa-kooo-wiaaa! , kraaa-kooo-wiaaa! , kraaa-kooo-wiaaa!
Ci co przysypiali, budzą się przestraszeni...
I jeszcze raz :
-kraaa-kooo-wiaaa! , kraaa-kooo-wiaaa! , kraaa-kooo-wiaaa!
Teraz nawet dziewczyna ze słuchawkami też coś usłyszała, bo rozgląda się zdziwiona.
I znowu:
- kraaa-kooo-wiaaa! ...
A na dodatek jakieś okrzyki dość wulgarne...
No i wtedy autobus zaczyna szybko zwalniać po czym zatrzymuje się łagodnie gdzieś między przystankami.
Kierowca, niewysoki ale krzepko wyglądający mężczyzna koło pięćdziesiątki, w służbowej kamizelce i niebieskawej koszuli pod krawatem, przeciska się energicznie wąskim przejściem między fotelami do tylnej części autobusu, skąd wcześniej dochodziły okrzyki.
I Kierowca zaczyna głośno mówić i dobrze słychać jego zdecydowany ale też wyraźnie zdenerwowany głos:
- Ja jestem kierowcą tego autobusu i mam przewozić bezpiecznie pasażerów!
- Ma tu być spokój i żadnych ryków!
- Albo wysiadać!
- Zrozumiano!?
- A niech mnie który spróbuje tknąć! - mówi dobitnie ale wyraźnie drżącym głosem
- Widzicie te kamery? - dodaje już ciszej, jakby nagle zrozumiał, że gdyby sprawy przybrały naprawdę zły obrót i wśród tych kibiców wystrojonych w szaliki znalazł się jakiś naćpany dureń z maczetą albo z nożem, to nagrania z kamer byłyby dla sądu podstawą do wydania suchej opinii, że jego odwaga, poczucie obowiązku i przyzwoitość były zwykłą lekkomyślnością...
Ale sprawy idą dobrze, kibice potraktowali najwidoczniej poważnie groźby tego dzielnego człowieka, ryki ustały i w autobusie jest spokój. Odważny człowiek przeciska się przez wąskie przejście i wraca do swojej kabiny.
- Szacunek, szefie - mówi starszy pan, gdy ten go mija,
- Aaa tam... - mruczy coś jeszcze pod nosem i rusza autobusem z kopyta, by nadrobić stracone minuty.
Wreszcie przystanek Cracovia. Kibice wysiadają i na pożegnanie rozlega się znowu potężny ryk:
-KRAAA - KOOO - WIAAA !...
Autobus linii 179 jedzie w kierunku dworca...
Jest niedziela 13 marca 2011 roku, godzina 16:45, pół godziny do meczu Cracovia - Lech Poznań.