Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
262
BLOG

Agonia chrześcijaństwa, czy agonia człowieczeństwa?

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Andrzej Owsiński

Agonia chrześcijaństwa, czy agonia człowieczeństwa?

Pani Chantal Delsol stwierdziła że „cywilizacja chrześcijańska rozpada się ustępując miejsca innym typom kultury”. Z tego stwierdzenia mogę domyśleć się, że chodzi raczej o kulturę niż cywilizację, gdyż są to różne pojęcia, Japonia należy do naszej wspólnej cywilizacji, ale nie do kultury. Rozróżnienie tych pojęć umożliwi właściwe ustosunkowanie się do poglądów, dość zresztą rozpowszechnionych, o wyczerpaniu się potencjału rozwojowego naszej kultury.

Dla najprostszego uporządkowania zagadnień pozwolę sobie na uwagę, że według mojej oceny różnica między tymi pojęciami polega na związaniu cywilizacji z materialną i organizacyjną formą życia ludzkiego, natomiast z jej „duchową” formą wiąże się kultura. Obie formy są ważne, i bez nich nie ma człowieczeństwa, z tym zastrzeżeniem, że bez osiągnięć cywilizacji człowiek może egzystować, bez kultury pozbawia się cech ludzkich stając się tylko cząstką przyrody.

Moje kontakty z filozofią skończyłem na Tatarkiewiczu i do tych rozważań nie wracam, poprzestając na ocenie praktycznej strony naszego bytu materialnego i duchowego. Zostałem jednak brutalnie zmobilizowany do obrony świata, w którym się wychowałem i w którym powinienem żyć. Ten świat kultury chrześcijańskiej, posiadający wprawdzie wiele niedoskonałości, uznaje określone wartości jako wiodące w naszym życiu, umożliwiając właściwe korzystanie z osiągnięć cywilizacji.

Dla zwykłego uporządkowania spraw i nadania im właściwej hierarchii ważności myślę, że warto odnieść się do podstawowych zasad naszej kultury i szans na dalsze ich stosowanie.

Po pierwsze: czy gotowi jesteśmy akceptować cel naszej egzystencji jako działanie w kierunku udoskonalania się dla właściwego przygotowania do życia pozaziemskiego, lub przynajmniej uzyskania pozytywnej oceny naszej ziemskiej postawy. Jej zasady są dostatecznie wyłożone w przesłaniu chrystusowym, zapisanym w ewangelii.

Po drugie: czy powinniśmy działać na rzecz wspólnoty ludzkiej w różnych jej formach, począwszy od rodziny aż do całej ludzkości.

Po trzecie: czy uznajemy ciągłość i dorobek tej kultury oraz czy jesteśmy gotowi go pomnażać.

Jeżeli do podstawowych założeń naszej kultury podchodzimy pozytywnie, tośmy jej jeszcze nie pogrzebali, być może nie przyczynimy się do jej wzrostu, ale przynajmniej do umożliwienia dalszej egzystencji.

Z treści wywiadu, opublikowanego w „Gościu Niedzielnym” wynika, że pani Chantal ma podejście do problemów kultury bardzo uproszczone. Szesnaście wieków naszej „cywilizacji” (używa tych określeń zamiennie jako równoznaczne) zawdzięczamy dekretowi Teodozjusza, który, nota bene, niczego nowego nie wymyślił, a tylko potwierdził istniejący stan. Na to jednak trzeba było paru wieków i gruntownych zmian mentalności ówczesnego społeczeństwa.

Oczywiście, nasza kultura jest starsza, aniżeli to ocenia autorka „Końca świata chrześcijańskiego”. Mimo to, w zestawieniu z kulturą dalekiego wschodu, czy staroegipską jest znacznie młodsza i wiele jej brakuje do opanowania tych kontynentów, na których dominuje.

Jej największym zagrożeniem nie jest atak islamu czy chińszczyzny, ale dywersja wewnętrzna, istniejąca od znacznie dawniej aniżeli rewolucja francuska, której przypisuje się inicjatywę ofensywy zła.

Z kulturą, jak i z każdym zjawiskiem, łączy się różnorakie zagrożenia, zmierzające ostatecznie w tym samym kierunku – zniszczenia go.

Jeżeli wybudujemy dom, to, żeby go ogrzać, potrzebujemy pieca, który może być przyczyną pożaru, Podobnie z naszą, jak i każdą inną kulturą, chęć zabezpieczenia się przed zagrożeniem może stworzyć stan, w którym wytworzone środki obrony zagrożą naszej własnej egzystencji.

Coś takiego właśnie przeżywamy

Przede wszystkim powstała nierówność w rozwoju cywilizacyjnym w stosunku do poziomu kultury, nie stało zatem odpowiednio szerokiej warstwy społecznej zdolnej do jej obrony. Ze względu na wzrost wydajności pracy powstało znacznie więcej wolnego czasu i niezbędnych środków do jego wykorzystania rozrywkowego, To, co poprzednio było dostępne nielicznym, stało się przedmiotem konsumpcji wielkiej masy ludzkiej, niezdolnej do rozpoznania granic zagrożenia moralnego i fizycznego.

Wszelkiego rodzaju pokusy wejścia na złą drogę istniały zawsze, różnica polega na skali zagrożenia.

Z moich skromnych obserwacji mogę wspomnieć, że w bardzo młodym wieku byliśmy zapraszani do udziału w zabawie w remizie strażackiej, Regułą było, że młody chłopak, udający się na taką zabawę, dostawał od ojca złotówkę, za którą kupował dziewczynie czekoladę i lemoniadę, a dla siebie piwo, Po zabawie odprowadzał dziewczynę do domu, niekiedy śpiewając po drodze piosenki, w rodzaju „Oj ne chody Hryciu ta na weczernyciu….”, całując ją, a czasem podszczypując.

Kiedy ostatni raz przed wojną byłem w Beresteczku, to mój kolega, jeszcze ze szkoły, bardzo pobożny, Sciopka Kliszcz, zaproponował mi udanie się na odpust w kościele katolickim w Boremlu, chociaż sam był prawosławny. Pojechaliśmy rowerami, po drodze przyłączyła się do nas grupka chłopaków i na miejscu najpierw wstąpiliśmy do knajpy, żeby zaspokoić pragnienie, zdziwiło mnie, że zaproponowali wódkę, na co jako harcerz stanowczo zaprotestowałem, wypiliśmy zatem piwo i Sciopka zaprosił do kościoła, a potem jeszcze wstąpiliśmy do cerkwi. Kiedy po jakichś trzech godzinach wróciliśmy do knajpy, zastaliśmy resztę towarzystwa w stanie zaawansowanego „spożycia”, Wobec tego wsiedliśmy na rowery i wróciliśmy do Beresteczka. Byłem mocno zdziwiony zachowaniem towarzyszących nam chłopaków i skąd mieli pieniądze na wódkę? Okazało się, że nieźle zarobili przy budowie szosy i wydawali zarobione pieniądze na taki rodzaj rozrywki, jaki znali, czyli napić się i dopaść jakichś dziewuch, co zresztą zrobili w Boremlu i zostali zatrzymani przez policję za usiłowanie, lub dokonanie, zbiorowego gwałtu. I tak to skutki postępu cywilizacyjnego w postaci budowy szosy okazały się szkodliwe dla kultury.

Nasza kultura, podobnie jak i inne, wywodzi się z inspiracji religijnych, co nie oznacza identyfikacji, ale powoduje istnienie określonych więzi obyczajowych.

Ten stan jest szczególnie współcześnie kwestionowany w poszukiwaniu kultury „świeckiej”, a nawet ateistycznej, wywołując wojowniczość antyreligijną.

Tego rodzaju nastawienie może odnotować sukcesy, ale tylko w negacji i zamiarach niszczycielskich, natomiast próby stworzenia pozytywu nie powiodły się ani w XVIII, ani w XX wieku.

Pani Chantal popełnia ten sam błąd, o którym już pisałem, utożsamiając hierarchię kościoła katolickiego z powszechnym kościołem chrystusowym. Kościół to „zgromadzenie wiernych”, a nie instytucja, która ma swoje prawa i obowiązki wobec wiernych, ale nie może ich zastąpić, lub traktować przedmiotowo. Niestety, wielu hierarchów tego nie dostrzega, zapominając, że według wskazań Chrystusa są jedynie sługami, a nie władcami. Postawa wielu hierarchów kościelnych jest szkodliwa zarówno dla samego kościoła, jak i dla kultury wywodzącej się z chrześcijańskich źródeł, nie można jednak przypisać jej decydującej roli.

Znacznie gorsze są skutki wychowania młodzieży w systemie „bezstresowym” i bez krępowania obowiązkami i ograniczeniami. Jeżeli do tego dodamy natrętną i wszędobylską reklamę konsumencką, to w rezultacie otrzymujemy milionowe masy bezkształtnych i bezwolnych konsumentów.

W tym procesie nie mamy do czynienia ze zwalczaniem istniejących zasad, a wyłącznie ignorowaniem i jest to w skutkach groźniejsze od wydania im otwartej wojny, Na wojnie zresztą można polec, ale też i odnieść zwycięstwo, a tu nie ma przeciwnika, z którym można walczyć, sprawdza się ewangeliczna „obojętność” jako najgorszy stan.

Z drugiej strony w kościele ciągle jest za mało zaangażowania wiernych, chętnych do posługi nie brakuje, ale nie wykorzystuje się ich zarówno w liturgii, jak i czynnościach administracyjnych. Powoduje to izolację osób konsekrowanych, pełniących zbyt szeroki zakres obowiązków, skazując wiernych na bierną rolę.

Zwiększenie liczby aktywnych religijnie stworzy też szerszą rzeszę walczących o naszą kulturę w życiu świeckim.

Tylko kultura chrześcijańska daje temu gwarancje, jej wyeliminowanie nie spowoduje „powszechnej wolności”, ale terror zła, jaki przeżywaliśmy w czasach panującej bolszewii, lub bardzo dynamiczne opresyjne formy islamu, których działanie przeżywamy obecnie. Paradoksalnie, tylko w warunkach panowania chrześcijańskiej kultury ateiści, zawzięcie ją zwalczający, mogą funkcjonować bezpiecznie.

Mamy zatem do czynienia z czymś, co nie jest tylko zastąpieniem obyczajowości jednej kultury inną, ale z groźbą dla egzystencji ludzkiej, stąd obrona zasad kultury chrześcijańskiej staje się problemem całej ludzkości. W tych warunkach nie można ograniczać się do angażowania wyłącznie chrześcijan, ale również wszystkich ludzi świadomych zagrożeń.

Istotnym mankamentem jest powszechny brak świadomości rzeczywistego stanu rzeczy, dlatego niezbędne są wszelkie akcje mające na celu znacznie szerszy zakres informacji niż tylko reportaże z incydentów, chodzi przede wszystkim o ujawnienie mechanizmu i celu działań niszczycielskich.

W związku z tym już nie dotychczasowy niepokój, ale wprost grozę musi budzić postępowanie papieża Franciszka, który najwyraźniej dąży do zrównania wszystkich religii. Ostatnio zaś namawia młodzież do odwiedzania świątyń innych wyznań, co może być w określonych przypadkach i pożyteczne, ale w znacznej ilości niesie ze sobą niebezpieczeństwo wrogiego nastawienia, a nawet podstępu. Mogę służyć przykładem z własnego doświadczenia, wprawdzie sprzed tak wielu laty, że z całą pewnością najstarsi ludzie tego nie pamiętają, ale co jest aktualne i dziś. W mojej, polskiej szkole w Beresteczku (historycznym) uczono religii według życzeń rodziców, były więc lekcje rzymsko-katolickie, greckiej nie było, bo był tylko jeden uczeń z Sokala i uczęszczał na lekcje rzymskie, prawosławne i ewangelickie. Żydzi mieli lekcje religii poza szkołą, oczywiście na własne żądanie.

Zdarzyło się, że nie mieliśmy lekcji katolickiej, a koledzy prawosławni zaprosili mnie na ich lekcję, którą prowadził zarośnięty pop po rosyjsku, czego większość nie rozumiała, Zresztą przez całą lekcję hałas był tak wielki, że i tak w dalszych ławkach nic nie było słychać. Z tego co zrozumiałem, głosił, że należy strzec się wysłanników diabła, a szczególnie osadzonego w Rzymie. W końcu zdenerwował się hałasem, złapał któregoś za ucho i z okrzykiem: „ach ty niegadiaj, stupaj na kalena”, zaciągnął go do kąta.

W Beresteczku, jak i na całym Wołyniu popy to byli wyłącznie Moskale, nawet na „kozackich mogiłach” w Plaszowej pod Beresteczkiem osadzeni byli monachy z głębi Rosji.

I dziś papież może posłać wiernego do cerkwi żeby posłuchał co na jego temat wygadują popi moskiewscy, którym się przymila.

Trudno określić w jakich kategoriach należy oceniać stanowisko papieża, czy to są błędy pochodzące z naiwności, czy celowe działanie na osłabienie postawy obronnej naszej kultury. Mamy jaskrawe, nawet wręcz tragiczne skutki postawy ugodowej wobec wroga. przeżywane do dziś, najwyraźniej napotykamy na wolę jej kontynuowania za cenę rzekomego pokoju.

Ciągle mam w oczach obrazek kretyna, lub przestępcy Chamberlaina, wymachującego świstkiem z Monachium ze słowami: „przywiozłem wam pokój”. Faktycznie przywiózł najstraszliwszą w dziejach wojnę i to nam grozi jeżeli nie obronimy zasad naszej kultury,

Islamski Paryż i „prawosławna” Moskwa demonstrują nam przedsmak tego co nas czeka i dlatego nie ma ceny, którą należy ponieść w celu mobilizacji wszystkich sił niezbędnych

w tej obronie.

Na tym tle należy postawić pytanie: jak długo można biadolić nad upadkiem naszej kultury bez żadnej próby znalezienia środków zaradczych, Jeżeli nawet uznamy, że wielkie idee, kształtujące ludzkie życie rodzą się, rozwijają, a potem umierają, to i tak nie możemy dziś wyrokować o śmierci naszego świata, gdyż żywotnych sił nie brakuje mu. Wymagana jest natomiast zmiana jego zaskorupiałych form, co zresztą już kilkakrotnie w historii miało miejsce.

Jeżeli ktokolwiek ma wątpliwości, to niech zapyta młodych ludzi, co trzeba zrobić, żeby ten świat naszej kultury przetrwał.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo