Nie chcę martwić wszystkich sympatyków PiS, ale Donald Tusk może bardzo dużo wygrać na tej aferze - a rozgrywa ją moim zdaniem bardzo sprytnie. Spójrzmy wstecz: rękami Grzegorza Schetyny wyciął z list wyborczych Rokitę i jego sympatyków, którzy zostali zastąpieni klonami Chlebowskiego i tym podobnej magmy. Rokita dodatkowo pogrążył się przez swoją uroczą małżonkę i akcję w samolocie - nikt go chyba nie traktuje już inaczej, niż "Ofiarę Luftwaffe (dzięki Rolex!).
PO zostało po tych czystkach zdominowane przez załatwiaczy spod znaku wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych, który był największym konkurentem Tuska i groźnym przeciwnikiem, z którym Donald musiał się liczyć. Tusk zostawił na stanowisku Mariusza Kamińskiego ... i czekał, aż załatwiaczom powinie się noga przy łatwieniu. Oczywiście nasz Premier mógł zareagować wcześniej na informacje, które dostał z CBA, ale wtedy musiałby robić czystkę wbrew funkcjonariuszom własnej partii - więc ... czekał dalej, aż sprawa została nagłośniona przez media. Presja publikatorów pozwoli mu zrobić czystkę bez antagonizowania dołów partyjnych - a wszystkie gadki o "domniemaniu winy", "usuwaniu niewinnych" i ich ewentualnym "powrocie" rozsądni obserwatorzy powinni włożyć między bajki. Jeśli w najbliższym czasie stanowisko straci Grzegorz Schetyna, to Tusk upoluje najgrubszego zwierza w swoim otoczneniu - i najgroźniejszego konkurenta do władzy w PO.
Oczywiście afera spowoduje spadek rankingów, ale zdecydowana czystka pozwoli Donaldowi Tuskowi wrócić w aurze sprawiedliwego i uczciwego Premiera, który wziął się za bary z korupcją i degrengoladą własnej partii. A ponieważ Kaczyńscy i PiS są wciąż dla znakomitej większości elektoratu jak święcona woda dla diabła, to za jakiś czas rankingi PO znowu ruszą w górę. Ale to będzie już PO Donalda Tuska, a nie tandemu (lub raczej: układu podwójnego) Tusk-Schetyna ...
