Paweł Bravo Paweł Bravo
86
BLOG

Feler Hrabiny L.

Paweł Bravo Paweł Bravo Polityka Obserwuj notkę 16

Miałem o tym nie pisać, kiedy to drukował dwa tygodnie temu Washington Post, bo uznałem za typowy, ale mało apetyczny przykład nieszczęsnych stereotypów żydowsko-amerykańskich o Polakach.
Zapomniałem o tym tekście, ale widzę, że turla się po blogosferze i podskakuje jak pingpongowa piłeczka to tu, to tam i nie zdzierżyłem. Boję się bowiem, że na zasadzie rozumienia piąte przez dziesiąte biedna Karolina Lanckorońska zostanie w końcu naczelną polską antysemitką. A to wyjątkowo wkurzające.

O co poszło? W Stanach właśnie wyszło wydanie jej wojennego pamiętnika. Była to osoba zacna, szlachetna i nietuzinkowa, górująca ponad swoimi nędznymi czasami - ale nie arystokratyczną pychą, lecz siłą charakteru i zapałem w służbie dobrym sprawom. Dla mnie jako eks historyka sztuki to szczególnie ważna postać, fundatorka licznych stypendiów i dobry duch paru pokoleń badaczy sztuki włoskiej. Zmarła pięć lat temu, przeżywszy godnie 104 lata przypadające na bardzo marne czasy.
Jej wojenne losy były równie nietuzinkowe; rzecz jasna wiele razy ocaliły ją arystokratyczne "plecy", rozmaite koneksje i naciski. Ale jak sama autorka recenzji przyznaje, hrabina nie tylko była "mężną damą", ale "traktowała przywileje jako formę upokorzenia"; korzystała z każdej okazji, żeby pomagać innym, a w obozie Ravensbruck podjęła głodówkę, aby pozwolono jej siedzieć w zwykłym baraku i pasiaku.
Była też Polką z dawnej szlacheckiej gliny, przywiązaną do wszystkich patriotycznych fantazmatów, w jakie mógł być wyposażony człek jej kondycji i pochodzenia, dorastający w pierwszej ćwierci XX wieku.
Dlatego też wojna była w jej odczuciu w pierwszym rzędzie doświadczeniem nieszczęścia Polski. To z Polską walczyli Niemcy i Rosjanie. To z gehenną innych Polaków empatyzowała w pierwszym odruchu. Doskonale pamiętam z opowieści własnej babci - pamięć wojny, powstania, wywózek jest przede wszystkim pamięcią tego, co oni "nam" zrobili.
Ale autorka recenzji, Susan Linfield nie jest w stanie zrozumieć, że każdy ma święte prawo rozpamiętywać swoje przeżycia tak, jak je przeżył . Okazuje się, że opowieść Lanckorońskiej jest "ciekawa i cenna nie tylko z powodu tego, co zawiera, ale i tego, co pomija".
A pomija to, czego żadną miarą uwzględnić nie mogła. Sęk w tym, że była aryjką. A zatem jej opis jest tendencyjny. Nie może sobie wspominać "wojny jako dwubiegunowej walki między polskimi patriotami a niemieckimi najeźdźcami (...) Z perspektywy Lanckorońskiej, unicestwienie europejskiego żydostwa, które odbyło się przede wszystkim w nieznanych szerzej polskich miasteczkach jak Auschwitz, Treblinka, Sobibor, jest tylko mało ważnym wątkiem szerszej polskiej tragedii".

W ten sposób można się przyczepić i zdezawuować dowolną relację każdego, kto nie potraktuje swej autobiografii w II wojnie, jako "mało ważnego wątku szerszej żydowskiej tragedii".
Linfield jest podpisana jako "kierowniczka programu reportażu kulturalnego i krytyki w New York University". Ciekawe, czy uczy studentów takiego podejścia do cudzych narracji. Już widzę oczyma duszy te prace semestralne: "Wielcy nieobecni w Wojnie i pokoju - milczenie Lwa Tołstoja w kwestii żydowskiej", albo np. "Biust Odetty a sprawa Dreyfusa - przyczynek do fałszywej świadomości Marcela Prousta".

Na pocieszenie zostaje fakt, że można inaczej. Recenzent Timesa zauważa właśnie to, czego Linfield upiera sie, by nie widzieć. "Większość relacji o zbrodniach nazistów skupia się na prześladowaniach Żydów. Ale te pamiętniki, spisane w 1946 (...) opowiadają inną historię."
A different story. Otóż to. Ani lepsza, ani gorsza, po prostu własna. Dość już jest słusznych sporów o podręczniki i pamięć oficjalną, żeby się czepiać pamiętników. I tak się to kręci bez sensu i bez końca. Prawdziwy ból przemija wraz pokoleniami, zostają głupie resentymenty i czepiactwo, po obu stronach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka