Paweł Bravo Paweł Bravo
152
BLOG

Ostatnie kęsy wolności

Paweł Bravo Paweł Bravo Polityka Obserwuj notkę 55

Od dzisiaj się boję wegetarian. Owszem, muchy nie skrzywdzą, ale człowieka czemu nie? Wiadomość o tym, że batoniki Mars odzyskają wegetariański status potraktowałem zrazu jako niedzielnego michałka - podobnie jak ten news z Kairu, iż pewien koraniczny doktor wydał fatwę, wedle której kobieta ma prawo pracować z mężczyzną, o ile wcześniej go pięć razy nakarmi piersią. (Chodzi o to, że w ten sposób go symbolicznie usynowi, przez co będzie mogła mu pokazywać się z odkrytą głową, jakby to był jej krewny).

Ale jest już wtorek, a ciągle to za mną chodzi. Nie, nie nęcący obraz jakiejś kairskiej redakcji, gdzie koleżanka, zanim siądziemy do pracy nad jej tekstem, mnie szczodrobliwie usynawia . Tylko ta historia o batoniku:
"Mars porzucił plany stosowania produktów pochodzenia zwierzęcego w batonikach i przeprosił wegetarian za 'przykrość". Wcześniej firma ogłosiła, że zamierza zmienić serwatkę z czysto wegetariańskiej na taką, która zawiera śladowe ilości enzymu uzyskiwanego z żołądków cielęcych. Towarzystwo wegetariańskie zorganizowało kampanię określając ten ruch jako "niezrozumiały krok wstecz w czasach, kiedy konsumenci coraz bardziej zwracają uwagę na źródło pochodzenia żywności". Ludzie zaczęli bombardować firmę mailami i telefonami, petycję podpisało 40 posłów do Izby Gmin. Masterfoods podkulił ogon, jedna z szefowych stwierdziła: "klient nasz pan (...) szybko stało się jasne, że popełniliśmy błąd, za który przepraszam. W Wlk. Brytanii jest 3 miliony wegetarian. Nie tylko ich zawiedliśmy, ale sprawiliśmy przykrość wielu innym konsumentom".

Jedna złośliwa uwaga na marginesie, i dwa wnioski, chciałoby się rzec psychiatryczne. Kupcie sobie Marsa czy inne takie świństwo i poczytajcie skład. Znajdzie się tam tuzin powodów, dla których nie powinno się tego brać do ust, jeśli się jest owym "konsumentem zwracającym uwagę itd.". Ale awangarda brytyjskich świadomych konsumentów była happy, wchłaniając codzienne dawki trójuwodnionego pirodekstrofosforanu fenylu i przebudziła się dopiero na dźwięk słów "cielęcy żołądek". Na zdrowie.

A teraz na serio, dlaczego się - nomen omen - żołądkuję . Z tego, jak BBC rzecz całą streszcza, wyziera taka mentalność i strategia działania Towarzystwa Wegetariańskiego, która jako żywo przypomina walczące mniejszości, aktywne na polu wyzwolenia i emancypacji. Mogę zrozumieć, że za napastliwą retoryką i rozpychaniem się, jakie znamy wśród feministek, w ruchach gejów i lesbijek stoi nieraz prawdziwa ludzka krzywda, poczucie osaczenia lub bezradności wobec zastanych struktur społecznych. Bywa. Ale proszę mi wybaczyć moje ciasne horyzonty - uciskani wegetarianie zastraszający wielki koncern spożywczy budzą tylko trwogę.

Któż bowiem im każe jeść Marsy? Mogą się przecież obrazić, zbojkotować, zacząć jeść inne batoniki. Jeśli jest ich dość dużo, to księgowi producenta prędko zauważą, że się sprzedaż wahnęła w dół bo jakiś segment rynku wyciekł do konkurencji.

Ale nie. Zawodowi wegetarianie nie mogą ścierpieć, że ktoś idzie wbrew "postępowi" - który jak rozumiem, w ich pojęciu oznacza stopniowe wycofywanie się z jedzenia zwierząt w ogóle. I dalejże naciskają guzik walki o "prawa" i obrony skrzywdzonego jarosza.

Łatwo sobie wyobrazić miło urządzony świat, w którym miłośnik golonki mieszka przez ścianę z wegetarianinem. Ścierwojad w rozmowie z żoną zażartuje z roślinożercy, a ten z kolei spojrzy ponurym wzrokiem na sąsiada taszczącego zakupy od rzeźnika. Ale któż nie ma choć jednego sąsiada, z którego się podśmiewa? Każdy robi swoje, nie wchodząc sobie w paradę.
Zbyt piękne, żeby długo trwało. Dzielnym aktywistom, którzy ponaprawiali rzeczywiste niesprawiedliwości w otoczeniu, nudzi się, więc wymyślają kolejne kategorie poprawności i wydumane mniejszości. W kontekście takich bzdur ośmieszeniu ulegają inicjatywy na rzecz naprawdę potrzebujących wsparcia ludzi.

Wniosek drugi. Jeśli w Izbie Gmin, czyli mateczniku najczystszej demokracji parlamentarnej w najstarszym państwie prawa posłowie zajmują się kwestią serwatki w batoniku, to naprawdę cały ten Zachód musi zdechnąć. Na niestrawność.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka