Jak to pięknie powiedział Jego kolega z Kancelarii, Mariusz Handzlik musiał przylecieć ze Smoleńska w ostatnim transporcie i być pochowany jako ostatni z najbliższych Prezydenta. Bo tak zawsze było: z każdej zagranicznej podróży wracał ostatni, jako tylna straż. Pilnując czy wszystko jest w porządku.
Pochowaliśmy Go w poniedziałek. Ostateczne domknięcie, "już nigdy" - gdy ośmiu żołnierzy kompanii honorowej niosło trumnę równo stukając podkutymi butami o posadzkę kościoła pw. św. Jacka. Ale dla mnie zostaniesz przypomnieniem, że nigdy nie wolno odpuszczać, że tu się gra w "ostrą piłeczkę" przez cały czas. Przyda się na czasy słabości...
Mariusz, jakim go pamiętam tutaj.