Paweł Kowal Paweł Kowal
3765
BLOG

Do W. Sadurskiego: nie ma Pan racji

Paweł Kowal Paweł Kowal Polityka Obserwuj notkę 29

Panie Profesorze, w sprawie polityki rodzinnej nie ma Pan racji. W Polsce naprawdę na dzieci patrzy się bardzo często jak na jakieś nieszczęście czy chorobę – sam mam czwórkę i parę razy doświadczyłem porządnej agresji ze względu na dzieciaki. Rok temu nawet Prawo i Sprawiedliwość kpiło w wewnętrznej dyskusji z programu rodzinnego PJN, dzisiaj jest on dyskutowany już na wielu polach, partie pouchwalały swoje pomysły na rodzinę (nawet SLD) i przynajmniej chwilowo wydaje się, że niektórzy otrzeźwieli i zdali sobie sprawę, że coś trzeba jednak zrobić w sprawach polityki rodzinnej. Sprawy te są jednym z głównych nurtów społecznego programu prezydenta Komorowskiego, Solidarna Polska Ziobry powstawała pod tym sztandarem. To jednak nie jest nawet początek drogi, kluczowe decyzje przed nami. Prawdziwy wybór nie wygląda dzisiaj tak, że zastanawiamy się, czy tę politykę trzeba prowadzić. On dotyczy tylko tego, czy przeznaczone na rodziny środki będą przekazane rodzinom, czy rozdystrybuują je jak dotąd urzędnicy i w ¾ po drodze przejedzą. W tym sporze lewica opowiada się za urzędniczą kontrolą, bo chce mieć wpływ na rodzinę, rozwijać ten wpływ za pomocą urzędników. Skoro tych środków jest wyraźnie mniej niż gdzie indziej w Europie, tym bardziej powinny być adresowane bezpośrednio. O tym powinna decydować zasada zaufania państwa do rodziny i zwykłe pragmatyczne przekonanie, że w domu zostaną celniej rozdysponowane.

Drugie pytanie dotyczy takiej oto kwestii, czy to, że ktoś ma dzieci i je wychowuje to jego prywatna sprawa. Nie jest tak z kilku powodów. Ponieważ dzieci to kwestia przyszłych składek na emerytury, ponieważ dobrze wykształcone dzieci, to gwarancja rozwoju kraju, to ich posiadanie nie jest sprawą prywatną, a z ich dorobku skorzystają także ci, którzy dzisiaj na dzieci parskają. Choć decyzja o tym, ze ludzie mają potomków istotnie ma charakter osobisty to jednak ma w naszych warunkach zasadnicze społeczne znaczenie. Po prostu polityczną sprawą jest, jak będzie wyglądało nasze społeczeństwo za 30-50 lat. Stąd państwo musi czuć się zobowiązane do polityki na rzecz rodziny, wynalezienia pomysłu zrekompensowania trudów wychowania i utraconych możliwości rodzicom, choćby w postaci emerytur – o czym w poniedziałek mówił Stanisław Kluza. Zresztą poniedziałkowa debata Obserwatorium Rodzinnego i Związku Dużych Rodzin była jedną z niewielu, podczas której dobrzy dyskutanci zagwarantowali naprawdę konkretny poziom. Powiem więcej wygląda na to, ze państwo musi też pomyśleć tak samo szybko jak o polityce rodzinnej także i o programie zaciągania do Polski imigrantów, co też powinno być robione z głową, bo inaczej stanie się i tak, ale bez naszej kontroli.

Strzembosz ma rację. Nie wiem już sam, co dokładnie znaczy słowo „misja” w ustawie o radiofonii, ale wiem, że dzisiaj misją jest pokazanie rodziny jako podstawowej drogi do rozwiązania wielu problemów społecznych i ekonomicznych w Polsce. I jest to tak samo ważne, jak kiedyś wejście do NATO i UE. Dzisiaj środki publiczne idą na najgłupsze akcje promocyjne: na ministra Sawickiego w TVP, na rozmaite „różnorodności i wielokulturowości”, na kiepskie hasło reklamowe, że w Polsce goście mają czuć się jak w domu, nie wspominam o dziesiątkach milionów na durne kampanie wyborcze. Żaden z tych celów nawet nie ociera się o powagę kwestii jaką jest rodzina, jej prawne podstawy funkcjonowania i ekonomiczne możliwości. Rozumie to Cameron, rozumie Orban, Mitterand to rozumiał i Putin pojął w mig a u nas jak po grudzie. Coraz bardziej mam wrażenie, że niechęć wobec rodziny i zaangażowania państwa w tę kwestię ma wyłącznie ideologiczne podłoże. Wracając do Strzembosza: czyli z jednej strony tak, jak w okresie przed referendum akcesyjnym bohaterowie seriali, jak wieść gminna niesie, na prośbę prezydenta Kwaśniewskiego, zaczęli nagle rozmawiać o funduszach unijnych i wyjazdach do Brukseli tak dzisiaj elementem misji powinno być kształtowanie postawy „na tak” dla rodziny, bo to jest interes wspólny, także tych, którzy zdecydowali, że dzieci nie chcą mieć lub, że dzieci mieć nie mogą. Z drugiej strony pieniądze publiczne wydane na ten cel, jeśli akcja byłaby przeprowadzona mądrze i delikatnie, byłyby naprawdę efektywnie wydane.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka