Marta Wawrzyn Marta Wawrzyn
1095
BLOG

Prawie jak Bush: Obama zaskoczył Amerykę

Marta Wawrzyn Marta Wawrzyn Polityka Obserwuj notkę 31

To, że Obama w sytuacji kryzysu gospodarczego zdecydował się przyłączyć do interwencji w Libii, zaskoczyło wielu jego zwolenników. Amerykanie obawiają się nowego Afganistanu, a rodzącą się doktrynę Obamy już nieśmiało porównują do doktryny Busha.

Bartek Węglarczyk mnie uprzedził i napisał w "Gazecie Wyborczej" coś, co mi wpadło do głowy, kiedy słuchałam prezydenta Obamy, tłumaczącego, czemu zdecydował się wplątać Amerykę w interwencję w Libii. On jest prawie jak Bush. Na pewno w każdym razie bliżej mu do Republikańskiego poprzednika niż do Clintona.

Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach, a prawie czyni sporą różnicę. Ale jedno jest pewne: nie tego spodziewali się po Obamie jego lewicowi wyborcy. Podstawowe założenie doktryny Obamy jest bowiem jasne i proste: Amerykanie mogą interweniować zbrojnie, jeśli jest to w interesie ich kraju. Głównym ograniczeniem mają być kwestie ekonomiczne – USA mogą prowadzić wojny nie kiedy się prezydentowi podoba, a tylko wtedy, kiedy kraj na to stać.

Pomijając ten szczegół, demokratyczny prezydent, który miał przynieść Ameryce "zmianę", niemal jak Bush plótł frazesy o potrzebie niesienia pomocy ludziom walczącym o wolność:

Born, as we are, out of a revolution by those who longed to be free, we welcome the fact that history is on the move in the Middle East and North Africa, and that young people are leading the way. Because wherever people long to be free, they will find a friend in the United States. Ultimately, it is that faith – those ideals – that are the true measure of American leadership.

Zupełnie jak Bush używał argumentu moralności w celu uzasadnienia militarnej interwencji. Nowy jest tylko argument kasy, który idealnie tu pasuje w sytuacji kryzysu gospodarczego w USA:

It is true that America cannot use our military wherever repression occurs. And given the costs and risks of intervention, we must always measure our interests against the need for action. But that cannot be an argument for never acting on behalf of what’s right. In this particular country – Libya; at this particular moment, we were faced with the prospect of violence on a horrific scale. We had a unique ability to stop that violence: an international mandate for action, a broad coalition prepared to join us, the support of Arab countries, and a plea for help from the Libyan people themselves.

Tak jak poprzednik, Obama mówił, że Amerykanie mają prawo interweniować, kiedy zagrożone jest nie tylko bezpieczeństwo kraju, ale też amerykańskie interesy i wartości. W przeciwieństwie do Busha podkreślał, jak ważne jest dla Amerykanów współdziałanie z innymi krajami:

As the bulk of our military effort ratchets down, what we can do – and will do – is support the aspirations of the Libyan people. We have intervened to stop a massacre, and we will work with our allies and partners as they’re in the lead to maintain the safety of civilians.

Brzmi to wszystko oczywiście bardzo rozsądnie: Ameryka będzie zawsze współdziałać z innymi państwami, interweniować tylko tam, gdzie to się opłaca, i przede wszystkim dbać o własne interesy. W praktyce jednak sytuacja bardzo łatwo może wymknąć się spod kontroli. Na razie Zachód nie dokonał w Libii żadnego cudu. A biorąc pod uwagę fakt, że Kaddafiemu nie brakuje mięsa armatniego, należy spodziewać się długich walk.

Co zrobi Obama, jeśli operacja w Libii będzie się przewlekać? Wycofa się rakiem, tłumacząc, że teraz już obrona wolności Libijczyków nie ma znaczenia, bo ważniejsze jest życie amerykańskich żołnierzy? Takie pytania pojawiają się na amerykańskich blogach. Na Huffington Post i Daily Kos zaczyna się antywojenne szaleństwo. Do diabła z konstytucją: Obama idzie na wojnę, pisze Michael Ratner. Takich głosów na dotychczas popierających każdy ruch Obamy blogowiskach jest pełno.

Wojna była ostatnią rzeczą, jakiej spodziewała się lewica po swoim prezydencie. A już tłumaczenia wojny moralnością wyborcy Obamy mieli po dziurki w nosie po dwóch kadencjach Busha. Nie takiej "zmiany" oczekiwała lewica od swojego prezydenta.

kontakt mailowy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka