Piciu Piciu
203
BLOG

Cenzorskie zapędy UE

Piciu Piciu Polityka Obserwuj notkę 2

Dziwi mnie kierunek dyskusji na temat agencji ratingowych. Dziwi mnie też to, że dziennikarze (przynajmniej w tych przypadkach gdy takiej dyskusji sam się przysłuchiwałem - być może ktoś już na to zwrócił uwagę, nie jestem w stanie słuchać i czytać wszystkiego) nie potrafią uchwycić istoty pomysłu Unii Europejskiej, który mówiąc w skrócie, polegać ma na objęciu agencji ratingowych jakiegoś rodzaju nadzorem nad treściami merytorycznymi rekomendacji i ocen przez nie wystawianych. Jak stwierdził dzisiaj w radiu TOK FM europoseł Paweł Zalewski (PO) wszystko to w celu zwiększenia wiarygodności tych ocen (sic!).

Pomijam kuriozalność pomysłu żeby oceniany kontrolował oceniającego i wartość takiej oceny. Chciałbym jedynie zwrócić uwagę na pewien drobny szczegół. Otóż, agencje ratingowe to... prywatne inicjatywy. Żeby zrozumieć wagę tego elementu trzeba też pojąć istotę tego co robią agencje ratingowe.
W skrócie: biorą powszechnie dostępne dane (takie jak np. publikowane przez GUS), analizują je, zestawiają z innymi danymi i przedstawiają swoje oceny na temat obecnego stanu gospodarki i przyszłego w niej rozwoju wypadków. Ogólnie rzecz biorąc robią to, co my wszyscy.

Na czym polega różnica między np. S&P a zwykłym Kowalskim? S&P swoje rekomendacje wydaje od dziesięcioleci i w przytłaczającej większości przypadków miał rację co pozwoliło inwestorom, do których te rekomendacje są kierowane, dokonać trafnych decyzji inwestycyjnych. Dodajmy, że nich ich nie zmuszał do ich czytania, a co dopiero do podejmowania w oparciu o nie decyzji. A Kowalskiego nikt nie słucha bo Kowalski nie ma pojęcia o czym gada. Gdyby miał, ktoś powiedziałby: hej, Kowalski to przewidział.

Po 10, 20, 150 i 1000 trafnych ocenach i rekomendacjach uzyskuje się wśród inwestorów tak zwaną markę. Warto to podkreślić, uzyskuje się ją na podstawie własnej pracy i wiedzy, analiz zderzonych z rzeczywistością. Nie jest ona zadekretowana w formie ustawy czy w inny sposób Obłożona Dogmatem o Nieomylności. Na świecie są setki agencji ratingowych ale tak na prawdę liczą się tylko trzy największe (standard & poor's, fitch i moody's). Wszystkie trzy na swoją pozycję wśród inwestorów zapracowały według wyżej przedstawionego modelu. Miały po prostu rację jakiś milion razy.

Wyobraźmy sobie teraz sytuację, w której jakiś multimilioner medialny postanawia zainwestować masę pieniędzy w dział ekonomiczny swojej gazety. Ściąga do niej świetnych ekspertów z różnych dziedzin gospodarki. Gazeta, jak to gazeta, opisuje rzeczywistość. I teraz ten świetny dział ekonomiczny Pewnej Gazety zaczyna analizować ogólnodostępne dane z gospodarki. Na tej podstawie opisuje kondycję gospodarki, a w dziale publicystyki gospodarczej autorzy prognozują przyszły rozwój wypadków.

Kowalski, jak to Kowalski, idzie do kiosku i kupuje swoją gazetę. Czyta i pozyskuje wiedzę o świecie. W oparciu o swoją wiedzę dokonuje życiowych wyborów (ludzie tak właśnie mają - robią tak jak im podpowiada zdrowy rozsądek, zgromadzona w życiu wiedza i doświadczenie). Kowalski widzi, że te wybory były dobre i błogosławi swoją gazetę, dzięki której w tym roku jego dochody wzrosną, a oszczędności, które trzymał w pewnym banku nie przepadły (ponieważ je wycofał) gdy bank tydzień temu ogłosił upadłość. Dzieli się ze swoim sąsiadem Nowakiem przemyśleniami na temat tego jak Pewna Gazeta wpłynęła na jego życie. A Nowak radosną nowinę przekazuje dalej, i dalej, i dalej...

Tak oto po 30 latach Pewna Gazeta ma na świecie renomę znawcy kondycji ekonomicznej gospodarek. Jak w każdej działalności Pewna Gazeta nie jest nieomylna, popełnia błędy. Zdarzają się też przypadki kryminalne, gdy skorumpowani pracownicy PG wydawali rekomendacje na zamówienie. Jak to w życiu i czytelnicy biorą na to poprawkę. Nikt ich nie zmusza do czytania.

Niestety, wszystko co piękne kiedyś się kończy. Roku pańskiego 2011 na europejskim kontynencie rozszalał się kryzys zadłużenia. Wszyscy o tym wiedzieli, wszyscy o tym mówili. Ba, wszyscy go mniej lub bardziej odczuwali. Problem polega na tym, że zaczęła o tym pisać też Pewna Gazeta. Nie spodobało się to Unijnym Strażnikom Wolności Słowa, Wolności i Demokracji. Ludziom nigdy się nie podoba gdy ktoś mówi, że ich działania prowadzą do klęski.

Można by się teraz sprzeczać czy dla stanu gospodarek ma znaczenie to czy ktoś oceni je tak czy inaczej. Nieważne czy zrobi to Pewna Gazeta czy S&P, czy nawet Kowalski. Te gospodarki i tak będą w takim stanie. Czy pan Sarkozy naprawdę uważa, że inwestorzy, którzy od lat kierują się ocenami agencji ratingowych i dobrze na tym wychodzą, przestawią się z dnia na dzień na Agencję Ratingową U&E? Czy pani Merkel sądzi, że ludzie żyjący z pożyczania jej pieniędzy są takimi idiotami, że "audyt" stanu niemieckiej gospodarki pozostawią w rękach Niemców? I niby co da roztoczenie jakiegoś nadzoru nad "agencjami ratingowymi"? Wystarczy, że ci ludzie zmienią szyld na Moody's FM i będą sobie działali jako stacja radiowa... I co? Zaczniemy kontrolować emitowane na antenie wiadomości? Nie, nie - powiedzą mądre głowy - to przecież byłaby cenzura. A kontrolowanie treści agencji ratingowych cenzurą nie jest?

A teraz najlepsze. W niektórych mediach słychać zrozumienie dla tego typu praktyk. W tych samych mediach, w których rozdziera się szaty nad tym co np. robi Orban na Węgrzech, władze w Chinach lub Korei Płn. Czy na prawdę chcemy powrotu cenzury?

Trudno o sytuację lepiej pasująca do powiedzonka o zbijaniu termometru bo nam się nie podoba jego wskazanie.Nasz gospodarka jest do dupy? Nasze rządy są nieudolne? Może i tak, ale niech nikt nie ośmiela się o tym mówić.

 

Piciu
O mnie Piciu

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka