Przyszło mi dalej moją firmę zakładać. Oto kolejna część serialu.
Poprzednia część.
Początek rzeczy podstawowych końca
W poniedziałek (wiem, zwłoka, ale naprawdę nie mogłem wcześniej o tym napisać), zadzwoniłem do urzędu dzielnicy, i dowiedziałem się, że mój wniosek jest gotowy i czeka na odbiór. Ucieszyło mnie to niezmiernie, bo - co jak co - ale w tej materii niewiele jest powodów by na państwo narzekać. Można co prawda marudzić, że taki obowiązek rejestracji w ewidencji działalności gospodarczej jest zbędny oraz dubluje rolę NIPu, ale tak tylko liberałowie czynią.
W każdym razie udałem się na przystanek, by do urzędu pojechać. Tu pierwsza niespodzianka, albowiem trasa autobusów została zmieniona. O ile miałem autobus spod bloku do urzędu dzielnicy, autobus ów został przekierowany tak, że teraz mam spod bloku do urzędu statystycznego i ZUSu. Fajnie, ale gdyby zrobili to dzień później byłoby jeszcze bardziej cool.
Niemniej, przeszedłszy kilkuset metrowy odcinek dotarłem do urzędu dzielnicy. I muszę powiedzieć, że załatwili mnie modelowo. Wszedłem, wziąłem wpis i wyszedłem. Nie zajęło mi to więcej niż 5 minut - po prostu luksus.
Miłe złego początki
Mając w ręku wpis do ewidencji, postanowiłem zdobyć numer Rejestru Gospodarki Narodowej (REGON). Z niewiadomych mi przyczyn, państwo jest wielce ciekawe wszelakich statystyk dotyczących mojej firmy. Działalność ową prowadzę na jakiś 2m2 (biurko + fotel), i naprawdę zaskoczony jestem, że biurokracja chce dokładnie wiedzieć co się na tych moich dwóch metrach dzieje. Niemniej, parafrazując "czyny wasze zostaną zsumowane i zestawione" postanowiłem dopełnić obywatelskiego obowiązku i REGON zdobyć. To, że inaczej dostałbym karę naprawdę nie ma znaczenia.
W każdym razie z urzędu dzielnicy było blisko do urzędu statystycznego, więc tą trasę też pokonałem pieszo. Dotarłem na miejsce punkt południe, i pierwsze wrażenie było wybitnie dobre. Przed wejściem stały ławki, by można było sobie spocząć. Naprawdę miło, ze strony wiele szanownych urzędników. Ominąwszy w/w ławki wstąpiłem do urzędu.
Dziekanat
Jest taki okres w semestrze, gdzie cała brać studencka naraz ma sprawę w dziekanacie. Dzieje się to zwykle przed lub po sesji. Najwyraźniej, urząd statystyczny też miał swoistą sesje. Jak tylko otworzyłem drzwi do sali, ujrzałem coś co mogę nazwać tylko jednym słowem - tłum.
Z tego co podpatrzyłem i podsłuchałem, prawie wszyscy interesanci przybyli do urzędu w celu zmiany PKD (numerek klasyfikujący działalność gospodarczą). Okazuje się, że z początkiem obecnego roku owa klasyfikacja została zmieniona, a przedsiębiorcom dano czas do końca roku by zmienić dane w REGON-ie.
Może miałem niefart, ale kolejka była zatrważająca. Nie bacząc na to, wziąłem formularz RG-1. Wypełnienie jego nie jest proste. Brakuje mu pewnej takiej intuicyjności. Są pola które - od wszystkich pozostałych które się wypełnia - różnią się gwiazdką. Na dole strony możemy doczytać * Nie wypełnia się. Sens umieszczania pól w formularzu, których nie wypełnia się jest dla mnie dalej zagadką.
W każdym razie ów formularz wypełniłem i stanąłem w kolejce do informacji. Odstawszy swoje (45 min łącznie z wypełnieniem wniosku) dostałem numerek do kolejki do okienek gdzie REGON się załatwia. Po kolejnych 50 minutach przyszła pora na mnie. Pan urzędnik okazał się miły u w liche 10 min załatwił mi wpis.
Zwycięstwo!
W końcu, po 105 minutach spędzonych w urzędzie dostałem numer REGON. Została mi tylko wizyta w urzędzie skarbowym i w ZUS, co uczynię w poniedziałek. Jednak, co by nie patrzeć, jestem już prezesem :).
Podsumowując ten etap:
Czas: 2 dni (1h 50min w urzędach)
Koszt: 0 zł
Kolejna część