Kilka dni temu Amerykanie wyrazili wstępną zgodę na sprzedaż Polsce 96 śmigłowców szturmowych Apache, wraz z pakietem wyposażenia. W następnym kroku procedury sprawa miała trafić do Kongresu.
Nie wiadomo jednak czy tu decyzja nie będzie negatywna. Wszystko przez niedawne zdarzenie spod Ciechanowa, gdzie pisowski minister, nadużywając uprawnień, "załatwił" urozmaicenie wiejskiego pikniku o wizytę innego amerykańskiego, niedawno kupionego dla polskiej policji, cacka - śmigłowca Black Hawk. Ów Black Hawk przyleciał, wylądował, postał, po czym wystartował w tłumie tubylców, zaś pilot chcąc zaszpanować przeleciał tak nisko nad głowami ludzi, że ściął linie wysokiego napięcia. O mało co i skończyłoby się to śmiercią wielu niewinnych ludzi. Naprawa wirnika śmigłowca będzie kosztowała kilka mln zł.
Apache to nie to samo co Black Hawk. To "latający czołg", pancerna ważka wyposażona w najnowszą elektronikę i broń. Wyobraźmy sobie jakie możliwości mógłby dać innym pisowskim aparatczykom-szpanerom: np. Sylwester w Zakopanem i gwóźdź programu w postaci salwy pocisków Hellfire o północy w północną ścianę Giewontu, albo "rysowanie" na niebie pociskami smugowymi napisu " witamy karakana", albo dwa egzemplarze w ogródku prezesa na Żoliborzu - dla ochrony prezesa. Wyobraźni tych ludzi nie sposób ogarnąć więc te przykłady to zapewne dziecinne pomysły przy tym co faktycznie gotuje im się pod zrytymi beretami.
Kasa kasą ale przecież ważny dla USA jest też prestiż ich "zabawek" (Dlatego m.in. nie przekazali Ukraińcom swoich Abramsów.). Perspektywa, że najlepsze śmigłowce świata będą używane w kompromitujący sposób dzięki niedorozwojowi tubylczych aparatczyków politycznych, może skłonić Kongres do zmiany zdania w tej sprawie.
