Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, jak słyszę, że podsłuchiwanie rządzących to "zamach stanu zagrożony nawet dożywociem" (tak podała jedna z telewizji).
Zacznijmy od tego, że jeśli "nielegalne podsłuchy" (czyli takie, które nie zostały usankcjonowane przez Sąd) są zagrożone paragrafami z kodeksu karnego, to przestępcami byli (są?) Sekielski, Morozowski i Michnik.
Kontynuując - jeśli minister Sienkiewicz może skarżyć podsłuchujących go, to mógłby Michnika skarżyć Rywin. Tymczasem nie skarżył, a poszedł siedzieć.
Gdy TVN skrycie nagrywał polityków PiS, to dziennikarze organizujący te nagrania zostali nagrodzeni, a Premier rządu RP Donald Tusk składał im publicznie podziękowania. Gdy ktoś nagrywa polityków PO, to wędruje w kajdankach do aresztu, a ten sam Premier grzmi z oburzenia.
Pytanie (oczywiście retoryczne): Czy obecnie mamy inne przepisy, inne normy prawne i moralne oraz inny kodeks karny?