...a PKB rósł i rósł...
Dałam dziś zarobić parę groszy TPSA. Bo jak każdy przyzwoity przypadek graniczny oraz niestandardowy wciąż i wciąż wypadam z systemu. System mnie nie chce i wypluwa z każdego miejsca do którego się zgłoszę.
Od rana krążę więc telefonicznie między
- zusem,
- NFZ-em,
- urzędem pracy.
- sądem pracy i
- ośrodkiem pomocy społecznej.
Chorowałam, dostawałam rentę - kto mnie czyta, mniej więcej wie. Potem dalej chorowałam ale renty mi odmówiono. Korzystam więc z dobrodziejstwa państwa prawa i z drogi odwoławczej, która mnie, prostemu obywatelowi przysługuje. Najpierw komisja lekarska, potem sąd pracy, gdzie sprawa toczy się od dwóch lat.
Póki pracowałam na ćwierć etatu, nie było problemu z ubezpieczeniem zdrowotnym. Ale już nie pracuję.
U lekarza rodzinnego wiedzą jak jest, więc mnie przyjmują.
Od jednego specjalisty mnie jednak wyrzucili - nie mam papierka że jestem ubezpieczona zdrowotnie.
Dziecko próbowało załatwić taki papierek w zusie, w sądzie pracy - bez skutku.
W słynnym pokoju 31 w warszawskich Sądach na Lesznie, czekając w kolejce na badanie przez piątego biegłego sądowego dowiedziałam się, od współkolejkowiczki, że warto zadzwonić do ośrodka pomocy społecznej w kwestii tego czy wolno mi chodzić do lekarza czy nie.
W ośrodku pomocy społecznej miła pani wykonała parę telefonów do NFZ-u. I okazało się, że według ustawy o NFZ, paragraf 67, punkt 7, zachowuję prawo do świadczeń zdrowotnych w procesie odwoławczym, który przecież trwa.
Dostałam ksero ustawy i z tym ksero oraz z ostatnim wezwaniem z sądu pracy poszłam do specjalisty. Pół godziny trwało zanim panie recepcjonistki nakonsultowały się z kierownictwem ale specjalista mnie przyjął. Kolejkę za mną szlag trafiał, bo ją na te pól godziny zablokowałam.
Żeby uniknąć takich scen w przyszłości zadzwoniłam znów do ośrodka pomocy - co robić.
Miła pani poradziła, żeby jednak raz jeszcze, powołując się na ustawę o NFZ, paragraf 67, punkt 7, napisać do zusu z prośbą o zaświadczenie, że mam prawo chodzić do lekarza.
Napisałam.
Zus mi odpisał, ze zaświadczenia nie da. I że mam sobie to załatwić w urzędzie pracy.
To dzwonię. W urzędzie pracy mówią, że mogą mnie zarejestrować jako bezrobotną to wtedy będę mogła chodzić do lekarza. Mam wziąć formularze i przynieść wszystkie papiery.
Ale nie mogę. Potrzebne papiery są bowiem w sądzie pracy.
Dzwonię znów do ośrodka pomocy społecznej, z tradycyjnym: co robić.
Miła pani mówi, że po pierwsze lepiej się nie rejestrować w urzędzie pracy, bo potem zus mi powie, że skoro zgłaszam chęć do pracy, to jestem zdrowa.
Mówi też, że mogę do nich złożyć wniosek o przyznanie mi potwierdzenia prawa do świadczeń zdrowotnych. Wtedy oni mi ODMÓWIĄ, bo przecież - na podstawie ustawy o NFZ, paragraf 67, punkt 7 - mam to prawo. Ale w uzasadnieniu odmowy napiszą mi, że nie przyznają mi tego prawa , bo już je mam. I wtedy będę miała CZARNO NA BIAŁYM, że wolno mi chodzić do lekarza!!!
Pomysł jest kuszący, ale pani przychodzi do głowy coś jeszcze. Żeby poprosić sąd pracy o banalne zaświadczenie, że toczy się sprawa o rentę. Jak będę miała takie zaświadczenie plus kserokopię ustawy o NFZ, paragraf, punkt..., to do każdego specjalisty przyjmą mnie już po kwadransie konsultacji z kierownictwem.
Dzwonię do sądu, że potrzebne mi takie zaświadczenie.
Miła niespodzianka polega na tym, że kolejna już dziś miła pani mówi: jasne, damy od ręki. Korytarz M – jak miłość - mówi pani, pokój numer…
Wiec jutro jadę do sądu, zaciekawiona tym co się okaże. Pewnie jednak nie obędzie się bez znaczków skarbowych, które zapewne trzeba nabyć w jakimś odległym korytarzu albo w urzędzie skarbowym na drugim końcu miasta. Ale zobaczę.
A formularz u pani w ośrodku pomocy społecznej też złożę, na wszelki wypadek. Jak mi pani wypełni, bo ja nabawiłam się fobii formularzowej przez te lata kiedy zus i sąd pracy maja mnie w swoich troskliwych rękach.
xxx
Rzecznik Praw Obywatelskich uważa, że systemowo ni e ma tu nic do zrobienia. A ja powtarzam jak papuga dane z rocznego sprawozdania zusu: osób odwołujących się od decyzji zusu i mających potencjalnie taki sam problem jak ja, jest rocznie prawie dziewięćdziesiąt tysięcy.
p.s. 14 listopada, w trybie wniosku ze strony bloga RPO w salonie24, SKWzus wyslal do RPO kilka puyań z prośba o interwencje. Bez odpowiedzi. Nawet po salonowej znajomości. Rzecznik milczy jak zaklęty.
p.s. 2. Jak szaleć to szaleć. Posłalam link do tego tekstu blipem do Premiera. Bo Premier od połowy grudnia blipuje.