Wyrzucili mnie. Trzeci raz w życiu.
Pierwszy raz wyrzucili mnie z gazety w stanie wojennym. Drugim razem odeszłam z gazety sama, w geście solidarności z wyrzuconym prawie-naczelnym. I teraz jest trzeci raz.
Wyrzucili mnie właśnie - jako znanego chuligana, szkodnika i wroga demokracji - z szacownego oraz kiedys tajnego a teraz juz mniej, portalu Poste-Restante.
Który powstał tak, ze najpierw grupa niezadowolonych poszła sobie hen, w świat, z salonu24 i założyła Tekstowisko a potem trochę ta sama a trochę wzbogacona o innych niezadowolonych grupa, poszła sobie hen, w świat, z Tekstowiska i zalożyła Poste-Restante, co skrzętnie zanotowali zapewne historycy w wikipedii. Poste-Restante miał być portalem zdecydowanie mniej zanurzonym w codzienności i dbającym o komfort psychiczny swoich członków. Kiedy mnie tam zaprosili wyrazem tej troski była - między innymi - zasada, że na nowego członka musza zgodzić się wszyscy tubylcy. Jeden głos przeciw sprawiał, że zaproszenia nowej osobie nie wysyłano.
Spodobała mi się ta zasada i do PR przystałam, wrzucając tam mniej więcej te same teksty co do salonu czy „Obywatela” , bo w końcu ileż człowiek może stukać w tę klawiaturę. Bonusem była czasem miła różnica w sposobie komentowania tekstów. No i było miło, było… Dużo starych znajomych, jako to salonowo znany Lorenzo czy Xiężna, aż tu nagle...
No, jak to w Polsce. ... Zamiast wartości - ich karykatura. Zamiast życzliwości - reguły, których formalnie zresztą w PR nie ma, jakkolwiek działają aż wióry lecą. Guru i dwór - tylko cesarskiego pieska Lulu brakowało. Ktoś zaczął strofować i pouczać, ktoś coś sobie uzurpował, ktoś się poczuł ważniejszy.
Złość się pojawiła. Wyrażana elegancko, przy pomocy a to sarkazmu, a to salonowego szczypania po kostkach w białych, muślinowych rękawiczkach. No i takie tam zwyczajne: na stole róże, perły i strusie pióra - pod stołem konflikty. Poste-Restante zaczął myśleć o sobie jak o angielskim, ekskluzywnym klubie z miękkimi fotelami i w końcu uwierzył, że taki właśnie jest... Jak królowa hiszpańska, która nie ma nóg- co obwieścił kiedyś na dworze majordomus, odmawiając przyjęcia ofiarowanych monarchini cennych jedwabnych pończoszek...
No i cóż, nie każdy się do takiej elegancji bez nóg nadaje. Zaczęłam więc pisać otwartym tekstem o tym co moglibyśmy tam poprawić. Poste-Restante pomysły odpychał, bo reguły są sztywne i znakomite, nic nie trzeba zmieniać. Podrzuciłam teoretyczny tekst o tym jak łatwiej te konflikty rozwiązywać. Poste-Restante się obraził i zaczął ignorować. W końcu użyłam narzędzia stanowiącego samo sedno PR - zrobiłam zamach na regułę. Osiągnęłam przynajmniej tyle, że po dwóch dniach spisałam listę 73 zarzutów, które mi PR, w komentarzach, postawił. Oraz po raz pierwszy zarządził głosowanie nad wyrzuceniem członka. Czyli mnie.
Z prawie siedemdziesięciu przyjętych z fanfarami osób pisze albo czyta zwykle około trzydziestu, a w głosowaniach nad sprawami ważnymi dla portalu bierze udział około piętnaście. I tak to właśnie, dziesięcioma glosami gentlemanów i dam przeciwko pięciu, zostałam Pierwszą Osobą Wyrzuconą z PR. Przedtem parę osób wyszło samo, trzaskając głośniej czy ciszej drzwiami. Ja wyjść sama nie chciałam i wytrwałam do końca.
Co i opisałam.
Żal mi, że po tym tekście Xiężna nigdy juz pewnie nie zaszczyci mojej notki swoim celnym komentarzem, co najwyżej załatwi mi Sybir.(Choć może też uznać, że ja nawet Sybir nie zasługuję.) Ale trudno.
Byłam w PR posłańcem, który przyniósł złą nowinę: jesteśmy zwykłymi ludźmi, są wśród nas konflikty, ich unikanie niczego nie załatwi, trzeba się życzliwiej słuchać i konflikty rozwiązywać. Tradycja ścinania posłańców złych wiadomości jest długa, więc w sumie nic takiego.
Na pożegnanie, juz po potyczkach, jeden Stary uchylił kapelusza i rzekł był chapeau bas. Bardzo mi z tym przyjemnie.
p.s.
Tytułowa brytfanka pojawiła się na liście 73 zarzutów. Otóż Mama jednego z członków PR zawsze odcinała koniec pieczeni przed włożeniem jej do szabaśnika. Zapytana o powód, odparła, że tak zawsze robiła jej Mama. Zapytana z kolei Babcia odpowiedział, że tak robiła jej Mama. A kiedy zapytano Prababcię, ta wyjaśniła, że obcinała koniec pieczeni, bo miała za małą brytfankę.
Nie rozumiem jak ma się ta historyjka do mnie ale jednego jestem pewna: w PR nie można mieć/nie mieć (niepotrzebne skreślić) za małej brytfanki.
tekst takze na www.obywatel.org.pl