Żyjemy w epoce doświadczania i emocjonowania się. To, czego nie udaje się głęboko przyżyć niema wzięcia - tak jak nie będzie miał wzięcia Adwent jeśli będzie osób które go głęboko i zauważalnie dla otoczenia przeżywają.
Bycie w stanie adwentu to być w stanie oczekiwania. A jeśli to oczekiwanie jest pełne pewności spełnienia się oczekiwanego, napewno staje się radosnym oczekiwaniem.
Przypomina mi się zwyczaj "odcinania dni" z metra krawieckiego, jakie pozostały "do cywila" żółnierzowi służby zasadniczej. Co prawda ja nie byłem w wojsku ale miałem dwóch starszych braci u których obserwowałem to zjawisko. Mogę zaświadczyć, że nawet po pijaku potrafili na całą gębę wykrzyczeć ile im dni akualnie pozostało.. .
Myśląc o Adwencie( moim Adwencie ) zastanawiam się czy tak właśnie jak owi żołnierze "odliczam" swoje dni i lata.. do przyjścia Pana. Przecież każda chwila mnie do tego spotkania przybliża.
Jezus w jednym miejscu Ewangelii zadaje takie pytanie:
- Czy Syn Człowieczy znajdzie na ziemi wiarę kiedy przyjdzie.. ?
Sądzę, że jest to pytanie o mnie i moje oczekiwanie. O to, czy jest On dla mnie Gościem chcianym czy niechcianym.. .
I właśnie jeśli mówić o Adwencie to takim sobie wyobrażam. A więc stan niecierpliwego oczekiwania na Jego przyjście. Ale aby nie być górnolotnym w oczekiwaniu to przypominam sobie, z Ewangelii, że najpiękniejszym stanem oczekiwania jest bycie sługą innych. A więc postawa uniżenia i służenia wobec innych.
Jako oczekujący chciałbym być jak ów Samarytanin który walutą swojego życia opłaca dobro innych. Chojnie rozdający swoją walutę gdyż wie, że wszystko co rozda, zostanie mi zwrócone z nawiązką gdy Pan przyjdzie.
Każdy kto traci swoje życie, zyskuje je.. .