ezekiel ezekiel
1160
BLOG

"Tak" dla tolerancji nietolerancji (dość długie)

ezekiel ezekiel Polityka Obserwuj notkę 43

 

Nie dalej jak wczoraj w Empiku trafiła mi w ręce książka, która syntetycznie opisuje zagadnienie tolerancji. Przeczytałem na miejscu kilkadziesiąt stron, a że empik mam kilka kroków od domu to chyba skorzystam z uprzejmości i kultury quasi-bibliotecznej sklepu i doczytam wkrótce pozycję do końca. Książka dość interesująca (choć dopiero zaczynam ją studiować), porządkująca wiedzę i wyjaśniająca pewne zagwozdki. Polecam szczególnie prawicowym kolegom i koleżankom, którrzy czują się sterroryzowane przez totalitaryzm politpoprawności. Piszę o książce w kontekście protestów przeciw faszyzująco-dresiarskim manifestacjom poparcia dla witalności Narodu i Ojczyzny z okazji zbliżającego się Święta Niepodległości.

Nurtuje mnie od jakiegoś czasu dość interesujące zagadnienie. Na ile można tolerować nietolerancję? Być może przed próbą subiektywnego rozstrzygnięcia tej kwestii należałoby chwileczkę przystanąć przy samej kategorii tolerancji. W języku polskim „tolerancja” sugeruje raczej „znoszenie kogoś”. Tolerancja jest więc czymś w rodzaju „negatywnego zdziwienia” odnoszącego się do czyichś poglądów. I takie rozumienie cechuje ludzi o poglądach prawicowych. W tym ujęciu tolerancja jest uprzejmym niezabijaniem tych, z którymi się nie zgadzamy. Język jednak, jak wszystko zresztą, ewoluuje i również w Polsce zmienia się sens słowa „tolerancja”. Od „wielkoduszności nie-nękania” za poglądy idziemy w stronę, jak to się w naszym ojczystym języku mówi: human fellowship – „kumpelstwa ludzkości”. Jako naiwny lewak bliski jestem temu poglądowi. Ostatecznie nawet z człowiekiem o tak dla mnie egzotycznych poglądach jak - bo ja wiem - Tomasz Terlikowski, czy bloger Prof. Maryan, po ich obśmianiu (tych poglądów), po słownej szarpaninie zawsze można iść na piwo i porozmawiać o samochodach.

U źródeł tolerancji wydaje się leżeć pewien relatywizm. Nie istnieje Prawda przez duże P, czego skutkiem jest zawsze pewien zdrowy niepokój o podstawy swoich mniemań. Zawsze jednak pozostaną ludzie, którzy uważają się za depozytariuszy Racji absolutnej. Tutaj pojawia się kwestia tolerancji wobec nietolerancji. Czy otwarte społeczeństwo, jak mawiał Karl Popper może tolerować nietolerancję? Myśliciel odpowiadał, że nie, bo oznaczałoby to zanegowanie podstaw tejże otwartości. Różnię się tutaj zapewne od większości moich kolegów i koleżanek po poglądach i uważam, że nietolerancji należy się tolerancja dopóki nie stanowi ona realnego zagrożenia dla porządku otwartego społeczeństwa. Proszę mnie nie prosić tylko o definiowanie „zagrożenia dla porządku…”; dość łatwo jest utonąć w szaleństwie wyznaczania jasnych granic; zawołanie „do czego to wszystko prowadzi” jest chyba jednym z najczęstszych manifestacji obaw człowieka filozofującego. Tymczasem jasnych granic nigdy nie było, nie ma i nie będzie. Stoję na stanowisku, że pragnienie ich wytyczenia jest wytworem ludzkiej struktury umysłu: zapewne miało to jakieś swoje zastosowanie w ewolucyjnej przeszłości.

Wracając do meritum: czy łyse, agresywne i prymitywne pały mają prawo wykrzykiwać faszyzujące hasła? Czy mamy tolerować ich nietolerancję? Moim zdaniem odpowiedź brzmi „tak”. Zdanie swoje wywodzę z dwóch przesłanek. Po pierwsze, homoseksualista nazwany przez agresywną łysą pałę „pedałem” może poczuć się tak samo dotknięty, jak łysa pała, tym, że nazywam ją właśnie tak, a nie „młody patriota”. Nie widzę nic zdrożnego w porównywaniu Papieża do Fritzla, jak więc mógłbym widzieć coś bulwersującego w zestawianiu obrazów postaborcyjnych z nazistami. Oba stanowiska dadzą się obronić jeżeli zachowa się konsekwencję filozoficznych podstaw, na których są zbudowane. Drugim powodem mojej tolerancji wobec młodych patriotów jest ich niewielka sprawczość w dobieraniu swojego światopoglądu. Na dziesięciostopniowej skali determinizm – aktywizm, gdzie determinizm to 1, a aktywizm to 10, uważam, że statystycznie ludzkie zachowania mieszczą się gdzieś w okolicach trójki. Dzieci bogatych rodziców najczęściej zostają bogatymi ludźmi, dzieci osób z marginesu społecznego zazwyczaj zostają na marginesie, dzieci inteligentów zazwyczaj zostają inteligentami, dzieci nieinteligentów, zazwyczaj zostają nieinteligentami. Co to ma wspólnego z tolerancją wobec faszyzujących „Polaków patriotów”? Najczęściej jest to młodzież z biednych środowisk. Upokorzona ekonomicznie i klasowo, podobnie jak ich rodzice. W ich otoczeniu, również w domu, najbardziej wymownym argumentem jest siła. Trudno spodziewać się, żeby tacy ludzie swoje frustracje topili w wieczorkach, muzyce klasycznej i teatrze. Agresja i klasowe upokorzenie domagają się zemsty. Tolerancja od zawsze przynależna jest raczej osobom czującym bezpieczeństwo niż zagrożenie, raczej bardziej majętnym niż biedniejszym, raczej bardziej oczytanym niż mniej. Analogicznie - nietolerancja.

Oczywiście, o ile patrioci opuszczają swoje stracone, skansenowate przyczółki ideologiczne i przekuwają swoje pomysły w czyn, to powinno się ich od tego odwodzić. Najlepiej za pomocą odpowiedniej resocjalizacji (o naiwności! W Polsce przez wiele lat nie będzie skutecznej resocjalizacji, bo taka bardzo dużo kosztuje, a Polacy głównie chcą zemsty). Rozwiązaniem problemu neofaszystów nie jest zakazywanie im demonstrowania. Sądzę, że jest to nie tylko nieskuteczne systemowo, ale być może przeciwskuteczne. Przecież hasło JP jest tym bardziej nośne im bardziej policja „uprzykrza” dresiarskie, wypełnione nielegalnymi przyjemnościami życie. Najlepszym sposobem na rugowanie łysopałizmu jest mądra i skuteczna pomoc socjalna. Rugowanie biedy, poczucia upokorzenia, agresji i prymitywizmu – zjawisk, które się ze sobą silnie zazębiają i wzajemnie warunkują.

Oczywiście nie ma co marzyć o świecie bez nietolerancji. Zawsze znajdą się cywilizacyjni dysydenci i dezerterzy. I choć nie da się tego uniknąć, to można liczebność tej grupy ludzi minimalizować. A Ci którzy zostaną, jak wyżej zostało napisane, nie będą zagrożeniem dla „porządku otwartego społeczeństwa”.

ezekiel
O mnie ezekiel

Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu. Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach. Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka