Histeria wokół książki Grossa przypomina mi nieco entuzjazm z jakim w polskich stacjach prezentowane są kolejne przeboje zespołu Sabaton. Ale tylko te, których teksty w jakiś sposób odnoszą się do bohaterstwa Polaków. Wydaje mi się, że i jedno i drugie zjawisko ma podobne korzenie – narodowe kompleksy. Oczywiście zarzucanie komuś kompleksów od razu naraża na zarzut, że jest się zakompleksionym. Intelektualne, liberalne, lewicujące elity zarzucają prawicy i szerzej mówią – „narodowi”, kompleksy niższości podszyte wrogością wobec zachodu, poszukiwaniem swojej republikańskiej (he, he, he), narodowo-katolickiej ścieżki. Prawica zarzuca natomiast lewicowym intelektualistom kompleksy podszyte wrogością wobec zwyczajów właśnie „narodu” (a która elita żyje razem „z narodem”? Czy nie jest jedną z cech elity odcinanie się od sposobu życia prostego człowieka?), bezmózgim papugowaniem jadącego po równi pochyłej prosto w islamską paszczę zachodu.
Pamiętacie może Państwo sprawę reklamodawcy, który nie zgodził się na sprzedaż powierzchni reklamowej jednej z organizacji walczącej z homofobią stwierdzając, że homofonia w Polsce nie istnieje (czy coś w tym guście), a więc nie istnieje powód dla którego miałby sprzedawać powierzchnie przeznaczoną na taką akcję? Wydaje mi się, że jakby przyszła do niego firma reklamująca swoje mydło, jako najlepsze na świecie, nie protestowałby i nie stwierdziłby, że nie zrobi kampanii, ponieważ od mydła X, lepsze jest mydło Y. Tym samym przyznał się do homofobii. Wydaje mi się, że sprawa ma się podobnie z Grossem. Być może jego prace kiepsko trzymają standardy warsztatu historyka (nie jestem historykiem, powtarzam to co usłyszałem od historyków), tym bardziej nie powinien on wzbudzać takiego niezdrowego podniecenia. Sabaton również nie powinien, ponieważ muzyka metalowa, nawet tak chwytna i tak popowa jak wykonywana przez szwedzką grupę, nie cieszy się zainteresowaniem mas. Tutaj potrzebny był pewien przebłysk geniuszu marketingowego, albo, co bardziej chyba prawdopodobne, przypadek; pomysł stworzenia utworu, który wpisuje się w martyrologię polskiego bohaterstwa frontowego. Gross wpisuje się w polski antyantysemityzm. Nie jest to postawa tożsama z filosemityzmem, raczej jest to poszukiwanie tych, którzy powiedzą prawdę o pewnych cechach polskiego społeczeństwa – dla mnie z obserwacji bliskiej, dalszej i dalekiej dość jasno wynika, że Polacy są antysemitami.
Oczywiście antysemityzm czytać trzeba między wierszami, rzadko kto się do niego przyznaje. Zazwyczaj jest przejawia się to w stwierdzeniach (podobnych retorycznie go mowy homofoba) typu: nie mam nic do Żydów, ale... Z racji swojego nazwiska, bardziej niemieckiego, niż żydowskiego, pop na Podlasiu w szkole podstawowej mówił do mnie per „mały Żydku”, dobry kolega z Krakowa Żydów nie lubi, bo nie. Nie lubi się Żydów na Mazurach.
Gross ma rację, że Polacy to antysemici. Nie wszyscy oczywiście. Jednak więcej pośród nas antysemitów, niż antyniemców (których też jest niemało), antyfrancuzów, antyangoli. Zapewne jest więcej rusofobów, ale to inna bajka. Reakcja na jego stanowisko, zapewne wyolbrzymione, jest w pewnym sensie dowodem potwierdzającym jego wynurzenia, podobnie jak dowodem na homofonię wyżej wspomnianego reklamodawcy było stwierdzenie, że w Polsce nie ma homofonii – coś zostało tknięte, co bardzo drażni. Nie lubię ludowych mądrości, ale tutaj nie mogę się powstrzymać – uderz w stół a nożyce się odezwą.