Programowo staram się ignorować postać Tadeusza Rydzyka, jego „dzieła” czyli Telewizję Trwam i Radio Maryja. O ile mnie interesują, to tylko z punktu widzenia obserwacji socjologicznych. Udzielił mi się jednak ,od zawsze tu istniejący, sposób relacjonowania rzeczywistości, czyli przywoływanie czyichś słów w zestawieniu z jego czynami, ewentualnie późniejszymi wypowiedziami. Nigdy nie byłem w tym dobry. W tym poszukiwaniu, porównywaniu, łapaniu za słówka. Nigdy też nie uważałem tej aktywności za aktywność wnoszącą wiele do zrozumienia świata. Nie jest dla mnie zaskakującym odkryciem, że ludzie kłamią, mataczą, zmieniają zdanie. I ja tak robię i każdy inny, kto prowadzi te „niezależne śledztwa”.
Po tym wstępie chciałbym przejść do meritum, czyli do sprawy akredytacji dziennikarskich, których brak, jak można wnioskować z wielu wypowiedzi (można zajrzeć do komciów pod moim wcześniejszym postem), jest wystarczającym powodem, żeby się z kimś szarpać podczas Mszy Świętej.
Ojciec Tadeusz Rydzyk w odpowiedzi na zaistniałą sytuację w swojej stacji radiowej mówi tak:
„Przy tym przepięknym doświadczeniu towarzyszyli nam ludzie, którzy nie mieli zgody na to, chodzi mi o dziennikarzy. Przecież jeżeli jest gdzieś, jakieś wydarzenie, (…) wtedy gdy chcą być dziennikarze powinni o to zapytać. Powinni dostać tak zwaną akredytację. (…) Na naszych uroczystościach pojawiają się dziennikarze bez pytania, wychodzą często z ukrytymi kamerami, (…) robią filmy w sposób jakiś ukryty, podstępny. (…) Każdy człowiek ma swoją godność. (…) Łamanie suwerenności [osobistej] można porównać do kradzieży. Podstępnie ktoś przychodzi do domu i coś kradnie. To jest kradzenie czyjegoś wizerunku, (…) niszczenie jego godności.”
Warto zauważyć, że Tadeusz Rydzyk we wstępie do audycji nie potępia człowieka/ludzi, którzy szarpali się podczas Mszy Świętej dziennikarkę i kamerzystę, tylko opowiada o akredytacjach. Później do audycji dołącza się kobieta, która była świadkiem wydarzenia i przedstawia swoją wersję, której istotnym elementem jest opis wystających stringów spod spodni dziennikarki Polsatu (tak interpretuję enigmatyczne sformułowania dotyczące tego, co można było dostrzec za jeansami Ewy Żarskiej).
I teraz moje zestawienie. Czy pracownicy Telewizji Trwam mieli akredytację podczas festiwalu Przystanek Woodstock? A jeżeli tak, to czy „nie złamali niczyjej suwerenności osobistej”, „czy nie zniszczyli niczyjej godności”, czy „czegoś nie ukradli z domu”.
Czekam na twórcze usprawiedliwienia.