artur olędzki artur olędzki
274
BLOG

11 listopada: Polska ściętych głów...

artur olędzki artur olędzki Polityka Obserwuj notkę 0

 

 

 

Swoiste notatki patriotyczne po 11 listopada pozwolę sobie rozpocząć od przypomnienia serialu: „Gra o tron” HBO, historii fantasy podanej w kostiumie średniowiecznych realiów. Pierwszy sezon tej produkcji telewizyjnej (a tylko ten polecam z ograniczoną odpowiedzialnoscią, bo w drugim autorzy na dobre weszli w rejony soft porno) cenię za to, że przypomniała w przestrzeni medialnej starodawną, staroświecką, obecnie bardzo zapomnianą, kategorię konfliktu realnego, wręcz metafizycznego, między dobrem a złem. Dopiero w sztuce rozpiętej między takim biegunami zauważa się realne wybory, konflikty postaw i wynikający z nich dramat. W przedstawieniach, którymi lubuje się tzw. Nowa Lewica, często owe bieguny między dobrem a złem wygumkowano, skutkiem czego nużą one przedłużonym rozpadem na wszelkich poziomach świata przedstawionego. Z kolei poetyka wiecznego PR-u też te bieguny w świecie znosi w momenatch dogodnych dla siebie, ale też i ustawia je, wzmacnia do granic wytrzymałości tam, gdzie o nadzwyczajnej przewinie, na miarę zbrodni przeciw ludzkości, zupełnie mowy być nie może.

We wspomnianym serialu istnieje wątek Night’s Watch, Straży Nocnej, złożonej jakby z rycerzy zakonnych, którzy składają przysięgę służby w celibacie do końca życia na wielkim Murze. Zbudowano go na północnych krańcach krainy siedmiu Królestw, by odgradzał jej od wszelkich zagrożeń, w tym od istot o proweniencji demonicznej. Jakakolwiek dezercja ze służby na Murze, pod jakimkolwiek pretekstem, karana jest śmiercią. Żadnych wymówek, żadnych tłumaczeń, po prostu – przysięga jest przysiegą, koniec – kropka. Na swój sposób to okrutne, na swój sposób to zbawcze przypomnienie, że słowo wierności na zawsze winno wiązać, ustalać niewzruszone poczucie miary honoru. W jakimś sensie dla widza jest to nauczka, że złamanie słowa ma swoje rzeczywiste konsekwencje, jak też wypowiadanie w ogóle słów, które generalnie domagają się tego, by wymawiać je raczej z namysłem, w jedności z czynami i oglądem rzeczywistości; no, może poza małymi, a uprawnionymi wyjątkami, np. w pracy policyjnych wywiadowców. Ale też przypomnijmy, że za konsekwentną jedność słów i czynów płaci się czasem cene najwyższą, jak „ks. Jerzy”.

Oglądamy zatem „Grę o tron”. Oto głowny bohater, Eddard Stark, „Lord of Winterfell”, stoi nad takim dezerterem z Muru i bez mrugnięcia okiem ścina swym rycerskim mieczem mu głowę. I teraz nastąpi swoista wariacja owej sceny na potrzeby tego wpisu. Lord Stark odwraca sie, staje przy swym rumaku, powoli wkłada miecz do pochwy i nagle słyszy, o dziwo, jak ta ścięta głowa…poucza wszystkich wokół ze swadą i pewnoscią w głosie o męstwie. Ci się dziwią niezmiernie, że nie tylko gada, ale jeszcze jak gada.

Przykładając te filmowe obrazki do realiów przedstawianego nam od dwudziestu lat polskiego Areopagu, zamieszkanego przez polityków, dziennikarzy, biznemsenów i niektórych duchownych, zauważa się, że biega na nim całkiem spore grono ludzi z własnymi głowami pod pachą i co gorsza – głowy owe mają się znakomicie i pouczają innych, jak należy trzymać głowę nie tyllko na karku, ale też i prosto. Ale na tym nie dosyć tych komicznych scen. Bo oto się zdarza często, że taka głowa wypomina innej głowie, że jest ścięta, a z kolei ta jej odpowiada z lubością, że przecież sama niedawno turlała się po ziemi, więc niech lepiej zamilknie. I tak w koło Macieju… Dalej odważę się podać kilka przykładów bardziej konkretyzujących te reguły, choć oczywiście niewyczerpujących katalogu nieprawości, które na polskim Areopagu przez dwadzieścia lat się wydarzyły.

Ostatnio słyszymy nieraz polityków, dziennikarzy, inne osoby publiczne, które wypominają wielu agresję, nienawiść, podważanie autorytetu państwa, a jednocześnie nawołują z energią do zgody, jedności, braterskiej miłości. Gdy się wspomni, jak wielu z nich brało udział, w większym lub mniejszym stopniu, w bezpardonowych i niesprawiedliwych atakach wymierzonych przeciw prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i jego politycznym kompanom, to istotnie – ma się poczucie, że ścięta głowa gada. Skalę tych ataków uprzytamnia to, że jeden z publicystów nazwał je ogólnie "przemysłem pogardy i odzieraniem z godności". 

Dla ich mowy żaden, nawet największy, marsz ONR-u nie będzie wyzwaniem, zagrożeniem. To zawsze będzie można obrobić medialnie i użyć jako paliwa strachu dla „lemingów” i ludzi, którzy cenią wpierw święty spokój swoich dzieci, niż brak sprawiedliwości w Polsce (czemu w sumie nie ma się, co dziwić). Dla stylu myślenia i postępownia ludzi „zgody” rzeczywistym zagrożeniem, wyrzutem sumienia, jest kolejka kolejek ostatniego dwudziestolecia – hołd dla Pary Prezydenckiej setek tysięcy ludzi po 10 kwietnia. Płynących do Pałacu jak rzeczywista lawa ze świata Mickiewicza, stojących przez kilka dni, po kilkanaście godzin, by się tej Parze pokłonić.

Teraz bardziej staje się jasne chyba to, dlaczego obrazy tego hołdu również wygumkowano z przestrzeni medialnej, dlaczego ich się prawie w ogóle nie wspomina, nie pokazuje, nie powtarza. Właściwie – ich nie ma, tak to wygląda polska wersja na opak radiowej „Wojny światów” Orsona Wellsa. Na szczęście byli tam odważni świadkowie z kamerą i ufam, że te obrazy kiedyś wypłyną ostatecznie na wierzch.

Wracając do naszej dokumentacji przypadków ludzi bez głów, wypada też zauważyć bez emocji, że gdy wpierw się widzi polityków, dziennikarzy,  osoby publiczne z innego nurtu Polski, przekonujących nas o spokoju, o merytorycznym trybie działania, a słyszy się potem, jak niektórzy z nich – znowu po raz kolejny – wznoszą okrzyki jak kamikadze chwilę przed ostatecznym uderzeniem, to jednak ma się wrażenie, że ścięta głowa – też gada. Odrębną kategorię stanowią jeszcze ludzie, którzy za ściętymi głowami się skrylli, przycupnęli, liczą na to, że kiedyś coś się zmieni na lepsze, że trzeba to spokojnie przeczekać, obserwować „wiatr dziejów”, najwyżej zawołać coś z uśmiechem o „zgodzie” lub że „jest ogólnie lepiej, niż było”. Jednak podczas ich ucieczki w kryjówkę realne obszary biedy, niesprawiedliwości, krzywdy ludzkiej w Polsce się poszerzą, a wolności zaweżą. Wydaje się zatem, że dzień po dniu, plasterek po plasterku – dydają sobie również głowę… Bo czasem wystarczy suma złych uczynków i zaniedbań, by ja uciąć,  nie jeden tylko czyn. Chociaż to ostatnie bardziej widać na przykładzie księży, zakonników, którzy porzucili stan kapłański, obnoszą się z tym po świecie i jeszcze pouczają Kościół, co jest komu winien lub co powinien zrobić. A przecież wpierw publicznie przysięgali wierność, na zawsze… Choć też w pełni można zrozumieć, że się nie dało rady, że głowa jednak spadła, że się ją potem bierze pod pachę i idzie w milczeniu przez życie, z bólem, który przed Bogiem jednak ratuje.

W jakimś sensie lustrzanym odbiciem obecnej sytuacji na naszym Areopagu jest zanik w Polsce instytucji dymisji albo tylko jej pozorowanie. A przecież czasem, by uratować głowę zostaje już tylko zejść z podwyższenia, z urzędu, jeśli nie sprostało się obowiązkom weń wpisanym. Odpowiedzi poza tym domagają się jeszcze i bardziej fundamentalne pytania. Jak odnosić się do ludzi, których ścięta głowa gada, jak w dzisiejszych czasach zachować własną głowę na karku, szczególnie na polskim Areopagu? W niektórych sytuacjach może pomóc już tylko sam…Bóg wszechmogący. Bo też i każda prawdziwa, dobra wierność jakoś do Boga przybliża, więc też nawet nie chce się kończyć myśli, czyją logikę działania – według optyki chrześcijańskiej – odsłania w dzisiejszych czasach tak powszechne lekceważenie słów, w tym szczególnie tych na zawsze. Na razie każdemu człowiekowi tropiącemu Mesjasza pozostaje tylko czekać… Czy pojawią się w Polsce, albo też na jej Areopagu, jacyś Boży mężowie, którzy zaczną coś rzeczywiscie Nowego? W duchu 10 kwietnia, w duchu jedności budowanej na prawdzie, bo też taka była wymowa tego dnia właśnie. A dokładniej: w duchu miłości i prawdy. Jedność bez prawdy fundowano nam przed dwadzieścia ostatnich lat i na razie możemy sobie powiedzieć – jak bohaterowie „Gry o tron”: „The winter is coming, the winter is coming…”.

 

 
 
 
 

O autorze: zalogowany w korporacji The Roman Catholic Church, tropiący człowieka zwanego Mesjaszem, w stanach nagłych "łowca androidów"... ; mail: pozamatrixem.pl@gmail.com; Laureat nagrody Feniks 2011 w kategorii publicystyka religijna za książkę:"Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Spotkania po latach.Wywiady." Cały blog „źródłowy“ - pod linkiem: www.pozamatrixem.pl strona na facebook.com: Poza Matrixem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka