Nie tak dawno uganiałem się za poprawnym ujęciem „krakowskiego” Słońca. Z pewnej desperacji godnej Japończyka obwieszonego dwukilową lustrzanką zostałem wyrwany przez wspomnienie świetlistych znaczeń, które do Chrystusa Pana są przypisywane od dawien dawna przez chrześcijan. Przykładowo w powstałej długi czas przed Jego przyjściem, a jednocześnie go proroczo zapowiadającej, Księdze Izajasza, spotykamy słowa: „Ja, Pan, powołałem cię słusznie, ująłem cię za rękę i ukształtowałem, ustanowiłem cię przymierzem dla ludzi, światłością dla narodów, abyś otworzył oczy niewidomym” (Iz 42, 6-7). W Ewangelii św. Łukasza, Jemu poświęconej bezpośrednio, Zachariasz, ojciec Jana Chrzciciela, wyśpiewuje, że „nawiedzi nas Słońce Wschodzące z wysoka, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki skierować na drogę pokoju” (Łk 1,78-79). Wreszcie w Apokalipsie, w odniesieniu do Jeruzalem czasów ostatnich, czytamy: ”A świątyni w nim nie dojrzałem: bo jego świątynią jest Pan Bóg wszechmogący oraz Baranek. I Miastu nie trzeba słońca, ni księżyca, by mu świeciły, bo chwała Boga je oświetla, a jego lampą Baranek. I w jego świetle będą chodziły narody, i wniosą do niego królowie ziemi przepych” (Ap 21, 22-24). W najbliższą uroczystość Objawienia Pańskiego (potocznie zwanym Świętem Trzech Króli) – podobne znaczenia pojawią się ponownie…
I kiedy sobie przypomniałem te solarne konteksty przypisywane do Jezusa Pana, to już się przestałem uganiać, tylko spokojnie sobie cykałem to „krakowskie” Słońce, cykałem i cykałem…
(kliknij na foto, aby powiększyć)