frantz33 frantz33
759
BLOG

Gender w Poznaniu. Lewicowi faszyści kontratakują.

frantz33 frantz33 Społeczeństwo Obserwuj notkę 3

„Czy w murach uniwersyteckich wolno mówić wszystko?” – takimi słowami zatytułowano ubiegłej niedzieli  w wielkopolskim wydaniu gazety.pl, sprawozdanie ze spotkania pt. „Wojna o gender. Uniwersytet. Demokracja.” Gospodarzem spotkania był Teatr Ósmego Dnia którego dyrektorem naczelnym i artystycznym jest pani Ewa Wójciak – znana skądinąd w całej Polsce ze słynnej już wypowiedzi na gorąco po ogłoszeniu wyniku konklawe o ” chu… papieżu, który donosił na lewicujących księży.”

W dyskusji panelowej udział wzieli poznańscy wykładowcy: prof. Przemysław Czapliński (Instytut Filologii PolskiejUAM), prof. Izabela Kowalczyk (WSNHiD), prof. Roman Kubicki (Instytut Filozofii UAM), prof. Ewa Nowak (Instytut Filozofii UAM), dr Błażej Warkocki (Instytut Filologii Polskiej UAM). 

Nie tylko osoba gospodarza i zaproszeni goście mogli sugerować charakter spotkania. Facebookowe zaproszenie nie pozostawiło żadnych złudzeń. "Stawką w tej wojnie są demokratyczne wartości, równe prawa kobiet i mężczyzn oraz mniejszości seksualnych. Kontekstem dyskusji jest rola Kościoła w społeczeństwie, a także nadużycia seksualne w samym Kościele. Po wydarzeniach, które miały miejsce w czwartek 5 grudnia na Uniwersytecie Ekonomicznym, kontekstem jest także bezprecedensowa... przemoc policji zastosowana na terenie uniwersytetu”-  tak oto organizatorzy zachęcali do uczestnictwa w spotkaniu. Rzadka to naprawdę umiejętność, aby w jednym tak krótkim tekście, nie dość że podpisać się pod koronnym zarzutem swoich oponentów, mówiącym że gender to nie tylko taka sobie tam nauka, to coś więcej, coś właśnie jak ideologia, to jeszcze ogłosić wojnę, wojnę ideologiczną właśnie.

Odpowiedź na pytanie zawarte w tytule sprawozdania gazety, jak należało przypuszczać była oczywista i znana organizatorom i wszystkim przybyłym od dawna. A właściwie od momentu kiedy podano informację o zamiarze wygłoszenia przez prof. ks. Pawła Bortkiewicza prelekcji pt. „Gender – dewastacja człowieka i rodziny?” I właśnie to wydarzenia z dnia 5 grudnia br. do których doszło podczas wspomnianego wykładu nie tyle stanowiły kontekst dyskusji, co jej sedno. Wystąpienie poznańskiego teologa zostało bowiem przerwane zanim właściwie się zaczęło, przez chuligańskie wybryki młodych anarchistów, przy pełnej aprobacie i aplauzie akademickich wykładowców popierających bądź zajmujących się gender - czemu cienia wątpliwości nie pozostawia relacja pokazana tutaj. A więc w istocie całe to towarzystwo zebrało się tylko po to by przekonywać opinię publiczną i samych siebie nawzajem o słuszności czynów zaszłych 5 grudnia, w imię przyświecających im wyższych racji.

I jak zwykle w takich przypadkach się zdarza, argumenty były iście żenujące.

Profesor Roman Kubicki, filozof wypalił - „Nie podoba mi się, że wykład księdza został przerwany. Pojawia się jednak pytanie: czy wykład powinien odbyć się za wszelką cenę? Czy powinien odbyć się za cenę przemocy fizycznej?” Znam profesora osobiście, był niegdyś moim wykładowcą. Pozdrawiam go serdecznie. Zawsze słynął z błyskotliwego bajeru i dobrego kontaktu z młodzieżą. Gdy zawile i mało zrozumiale wykładał nam logikę kładliśmy to na karb naszej zbyt mikrej bystrości (był to I semestr I roku więc byliśmy jeszcze przed swą Alma Mater bardzo pokorni), bądź też niezwykłej ekstrawagancji profesora. Teraz to jednak, mam spore wątpliwości czy to aby profesor przypadkiem od zawsze nie był na bakier z logiką. W każdym bądź razie wygląda na to, że jak wszystko inne dawna świetność profesora bezpowrotnie przemija. Twierdzenie, że wykład odbył się za cenę użycia przemocy fizycznej to totalna ignorancja zależności przyczynowo-skutkowej. Cenę za to wystąpienie zapłacili prelegent, organizatorzy, oraz Ci wszyscy którzy rzeczywiście chcieli wysłuchać argumentów księdza profesora, a zamiast tego otrzymali godny politowania chuligański spektakl  zaaranżowany przez grupkę anarchistów. Ci z kolei za dokonanie swoistej przemocy na uczestnikach i organizatorach ponieśli jedynie konsekwencje swych czynów w postaci – zastosowania przymusu bezpośredniego czy jakby to przewrotnie chciał nazywać profesor Kubicki użycia „przemocy fizycznej” Ot, to tylko taka mała nieudolna próba zbałamucenia rzeczywistości przez filozofa, podczas gdy zgodnie z zapisem gazety.pl dalej było tylko ciekawiej.

„Rektor, zapraszając policję, czuł intuicyjnie, że wykład wygłaszany pod takim tytułem musi mieć wsparcie sił porządkowych. To znaczy, że rektor uczelni ma świadomość, że na uczelni sama obroni się tylko dobra nauka” - perorowałprof. Przemysław Czapliński, filolog polski. Najrozsądniej byłoby to po prostu przemilczeć. Jeśli  Prof. Czapliński daje prawo każdemu chuliganowi do decydowania przez swoje wybryki o tym co należy eliminować z kręgu tak zwanej bliżej nieokreślonej „dobrej nauki”, powinien zacząć na siebie uważać, bo może jako jeden z pierwszych paść ofiarą swoich rewolucyjnych pomysłów.  O casusie Baumanna nie wspominając.

W dalszej części spotkania to tytuł wykładu ks. Prof. Bortkiewicza – Gender- dewastacja człowieka i rodziny? stał się głównym bohaterem dla dyskutantów. Profesorowie i doktorzy nauk społecznych nagle zupełnie zapomnieli, wykazali się totalną ignorancją lub niewiedzą i zupełnym odrealnieniem jakby obcym dla nich był zupełnie fakt – że żyjemy w fazie masowej popkultury w której to o uwagę widza, klienta walczy ze sobą niezliczona ilość dóbr – co fachowo się nazywa kulturą dystrakcji tj. rozproszenia uwagi, i wyścig o uwagę klienta, widza nadal wygrywają tylko te dobra które jawią się jako najbardziej krzykliwe i kontrowersyjne. Ale na cóż naukowcom taka wiedza, niezależnie czy ją kiedyś posiedli czy też nie, gdy  najskuteczniejsze w tej sytuacji jest przecież święte oburzenie.

Prof.etyki Ewa Nowak, podkreśliła, że sformułowanie obecne w tytule wykładu rodzi konflikty nie poznawcze, całkowicie na uczelni uprawnione, ale społeczne. „Dyskryminuje pewną określoną grupę ludzi.”. Faktu że w tytule wykładu ks. Profesora nie ma mowy o żadnych ludziach a tylko o gender –nauce/zjawisku/ideologii (niepotrzebne skreślić), nikomu ze zgromadzonych nawet przez głowę nie przeszło żeby dostrzec.

Ta sama pani profesor pouczała że - zasada wolności słowa nie może być stosowana w sposób absolutny. Co oczywiście jak mniemam tylko i wyłącznie tyczyło się ks. Bortkiewicza, bo z pewnością nie anarchistów dezorganizujących skutecznie jego wystąpienie okrzykami i skandalicznym zachowaniem.

Dr. filologii polskiej Błażej Warkocki dowodził tymczasem że zestawienie przez ks. Bortkiewicza pojęcia gender z innymi pojęciami nacechowanymi jednoznacznie negatywnie jest manipulacją i językiem komunistycznej propagandy.

Całościowy poziom dyskusji najlepiej skwituje jeszcze jedna  wypowiedź, tym razem prof. Izabeli Kowalczyk, historyczki sztuki, która wobec chuligańskiego ataku na krytyczny wobec gender wykład przypominała, że to właśnie trwające ataki na gender są próbą podważenia wolności naukowej badaczy z dziedziny gender. I pani Izabeli bynajmniej nie wydaje się to w tym kontekście zupełnie niedorzeczne.

Cóż zatem tak dramatycznie złego uczynił ks. Prof. Bortkiewicz że wywołał tak głębokie poruszenie wśród poznańskich „elit”?

Na pozór bynajmniej nie wydaje się żeby było to cokolwiek co wymagałoby tak histerycznej reakcji. Zarówno ks. Bortkiewicz, jak każdy inny człowiek, a tym bardziej badacz naukowy z dziedziny nauk społecznych ma pełne prawo  stawiać pytania, nawet w tak zdecydowanej formie, oraz wyrażać swoje obawy o wpływ gender szczególnie w jej ortodoksyjnej, skrajnej postaci na społeczeństwo.
Bowiem gender w swojej radykalnej odmianie z nauki przeistacza się w ideologię - w momencie kiedy porzuca wolność od wartościowania (fundamentalna zasada nauki o społeczeństwie!) i stara się w "imię wyższych racji" narzucić inżynierię społeczną, której pozytywne efekty są tylko konceptem, wymysłem i dobrym życzeniem jej ideologów, a w rzeczywistości pozostaje niebezpiecznym eksperymentem przeprowadzanym na ludziach którzy mają się mu podporządkować pod przymusem w imię owych wyższych racji.

Co ciekawe gender z kolei w swojej miękkiej formie - traktowana jako nauka o wpływie kultury na role i pozycje społeczne kobiet i mężczyzn - jest zupełnie jałowa, gdyż wówczas to zaczyna traktować o rzeczach z punktu widzenia nauk społecznych wielokroć razy już przebadanych i  oczywistych, i jako tzw. nowa nauka ociera się o dużą śmieszność, gdyż łamie inną podstawową zasadę, mianowicie wywarza otwarte drzwi zajmując się tym czym nauki społeczne zajmują się od zarania swych dziejów tj. funkcjonowaniem jednostek i grup społecznych w kulturze. Bez kultury bowiem, życie społeczne nie istnieje. Gender w miękkiej formie krótko mówiąc „odkrywa” do wieków bardzo dobrze znane i oczywiste banały.

By dociec istoty sprawy należy przyjrzeć się jeszcze jednej istotnej rzeczy. Dołączonemu do sprawozdania  fotoreportażowi. A w nim  zobaczyć można dziesiątki zbłąkanych twarzy lewicujących faszystów wpatrzonych z wysokości widowni w swych liderów na scenie, którzy starali się ze wszystkich sił usprawiedliwić faszystowski czyn, który wszyscy oni tam zebrani razem popierają. I zapewne większości z nich przez myśl nawet nie przeszło, że faszyzm to nie popieranie tradycyjnej rodziny, czy wychowania w taki czy inny sposób, a  w swej istocie to właśnie ten stan umysłu który wyklucza ludzi myślących inaczej i to właśnie oni w tym „stanie” aktualnie się znaleźli.

Skąd zatem biorą się te dziesiątki ludzi zasiadłych na widowni Teatru Ósmego Dnia, nie widzących w sobie zdawałoby się tak oczywistej sprzeczności?

Mam ku temu dość odważną hipotezę. Tylko hipotezę, co podkreślam, nie popartą żadnymi badaniami. Otóż zwolennicy gender w Polsce w niezmiernie dużej mierze rekrutują się spośród ludzi o postawach antyklerykalnych i krytycznych wobec tradycyjnego modelu rodziny. Ci ludzie często nie bez przyczyny demonizują KK i model tradycyjnej rodziny w Polsce. W większości tych przypadków te demony gdzieś jednak tak naprawdę w nich tkwią. Tutaj bardzo dużo winny jest sam sobie KK w Polsce i tradycyjny model polskiej rodziny – zbyt często zbyt autorytatywny, zbyt często posługujący się dogmatami, których nie chce objaśniać, zbyt często zastraszający zadających pytania młodych ludzi wykluczeniem. I ci młodzi ludzie często z małych ośrodków którzy wyjechali do dużych miast, poczuli zrzucenie kajdan które ich latami ciemiężyły. Myślą że mając w końcu po latach możność sprzeciwienia się i wykrzyczenia swojemu dotychczasowemu ciemiężcy swoich żalów uciekli autorytarnemu demonowi, lecz nic bardziej błędnego. Ten demon w nich cały czas jest. Zmienili kolory, flagi i inne atrybuty i świadomie bądź nie zaprzęgli się u nowego ciemiężcy byleby tylko był oponentem wobec ich poprzedniego tyrana. I tak walcząc i uciekając przed autorytaryzmem, autorytaryzm pozostał w nich taki sam jeśli nie pojawił się większy - jak u tych którzy ich tym autorytaryzmem wcześniej skrzywdzili. Może i ta hipoteza jest tylko moim widzimisię (żeby ją zweryfikować potrzebne byłby zaawansowane i potężne badania społeczne – które określiłyby ile procent zwolenników gender  się w nią wpisuje) ale ona przynajmniej pozwala mi tych ludzi zrozumieć i tak po ludzku po prostu serdecznie im współczuć.

I o ile mam masę współczucia dla tych osób zasiadłych na widowni , o tyle nie ma we mnie zbyt wielkiej litości dla tych postaci ze sceny które kreują siebie na nowe elity intelektualne wyznaczające nowe standardy.

Ale zanim przejdę do nich możę zacznę od siebie. Mam w sobie jedną cechę, którą bardzo sobie cenię – otóż nigdzie się nie zrzeszam, nie podpinam, nie przynależę. I czuję w tym aspekcie, bez poczucia jakiejkolwiek przesady zdecydowaną wyższość chociażby nad jednym z moich ulubionych felietonistów Rafałem Ziemkiewiczem, który choć stokroć sprawniej i barwniej ode mnie punktuje podobne idiotyzmy z którymi mamy tutaj do czynienia, to jednak zwykł się raz po raz określać mianem nowoczesnego endeka. Dla mnie łatka endek, prawicowiec, lewak, liberał to obelga. Jestem wolnym człowiekiem, indywidualnością, z imienia i nazwiska – powstałą na wskutek doświadczeń życiowych, procesów internalizacyjnych i własnych zdolności poznawczych. Koniec i kropka. I takim do grobowej deski chcę pozostać. Mój upór i przekonanie o głębokiej słuszności takiej postawy, której geneza jest wieloaspektowa to pewnie temat na przynajmniej kilka innych felietonów. Nie czas i miejsce jest tutaj by to teraz opisać.

Jednakże zdecydowanie sprzeciwiam się takim samozwańczym „elitom” plecącym takie androny, pozostające nie tylko w oczywistej sprzeczności z jakimikolwiek zasadami naukowymi, etycznymi, moralnymi ale też ze zwyczajnym zdrowym rozsądkiem. A kto nie z nimi, ten jest przez nich wykluczony – ten mocher, oszołom, idiota, faszysta i społeczne zagrożenie. Oczywistym jest, że przytoczone tu przeze mnie spotkanie w Poznaniu to tylko egzemplifikacja szerszego zjawiska na podstawie przedstawionego przypadku. Zjawiska które obserwujemy na wielu płaszczyznach od dobrych kilku lat, a którego promocją zajmują się najbardziej wpływowe liberalno-lewicowe media w Polsce. Chociaż przyjmuje ono maskę lewicowo-wolnościową – jest właśnie faszyzmem naszych czasów w czystej postaci. W ostatnich tygodniach mieliśmy chociażby do czynienia bezprecedensowym przekroczeniem kolejnych barier – kiedy to tylko i wyłącznie na podstawie kilku medialnych przypadków – niektóre autorytety i nowe elity ogłosiły że pedofilia jest problemem społecznym kategorii społecznej księży. Trudno o bardziej perfidny i jaskrawy przejaw faszyzmu, kiedy to w taki sposób wyklucza się i naznacza jakąkolwiek całą kategorię społeczną. To właściwie powinien być temat dla wszczęcia postępowania prokuratorskiego. I wiem że nic to nie da, że teraz zarzeknę się zgodnie zresztą z prawdą, że do KK obecnie w zasadzie mi bardzo daleko, że rzadziej w tym roku odwiedzałem świątynie niż pewnie nie jeden z tych bojowników zgromadzonych w ubiegłą niedzielę w Poznaniu. Sprzeciwiam się aktowi faszyzmu to zgodnie z ich logiką - ja jestem faszystą. Bo ich przecież faszyzm z nadania się nie ima, oni są wolnościowcami i głoszą tylko jedynie słuszną i oświeconą prawdę i koncepcje.

O ile dość łatwo powyżej przedstawiłem hipotezę skąd biorą wyznawcy tak bałamutnego postrzegania rzeczywistości, o tyle trudno mi nakreślić jednoznacznie skąd biorą się ich liderzy roszczący sobie prawo do bycia elitą. I to uważam skądinąd za wyjątkowo ciekawy materiał na społeczne badania naukowe.  

Doprawdy nie wiem czy tak jak niektórzy chcą to widzieć są tylko zwykłymi popłuczynami po komunizmie broniącymi swej tożsamości rodowej i intelektualnej, czy jak inni twierdzą za wymierne korzyści materialne biorą czynny udział w procesie tworzenia nowej zewnątrz sterownej konsumpcyjnej jednostki, bądź może służą tylko po to by przenieść uwagę społeczną na pole światopoglądowe i odwieść ludzką czujność od realnych problemów i grabieży dokonywanej przez wspólną komitywę polityków z gangsterami.  Być może tylko wywodzą się ze swych wyznawców i są tymi spośród nich którzy zostali najbardziej skrzywdzeni. A może sami są po prostu na tyle zakompleksionymi osobnikami że mają nieodpartą potrzebę podpięcia się pod jakąkolwiek ideologię dla samookreślenia siebie, a wraz z nią ambicję by stanąć na jej czele i być guru intelektualnym dla otumanionych mas.  Tak czy owak już dawno porzucili swą przyzwoitość w imię idei dla której się zaprzęgli – a to właśnie jeden z podstawowych powodów, mojej jakże innej odmiennej postawy.

 I za to jedno wiem na pewno, że na takie skur***stwo z mojej strony zgody nigdy nie będzie, nawet za cenę nie wiem jak silnego represyjnego wykluczenia. Gardzę nimi. Nie wiem jak wielkim musiałbym zostać głupcem, żeby zacząć twierdzić że wykluczanie, czy eliminowanie innych jednostek bądź narzucanie inżynierii społecznej w imię głoszonych przez nich poglądów jest czymś lepszym i bardziej usprawiedliwionym niż wykluczanie np. w imię czystości rasowej.

Idźcie już żeś w cho..rę z taką wolnością, tolerancją i takim lewactwem i dajcie ludziom normalnie żyć.

Czy jak to się tam mówi w slangu wam bliższym: Good Night Fascists On The Left Side!

Już czas!

frantz33
O mnie frantz33

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo