Hac Hac
152
BLOG

Hacintho, “Sieczka z głowy” - wybór tekstów z lat 2005-2015

Hac Hac Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 0
Mam już zdecydowanie dość polityki. Bawiła mnie ona przez wiele lat, ale już przestała. Ot, niewierna suka. Chyba poprzestanę na słowach zapadających w coś innego niż błoto :) Pean dla bezrobotnego
Straciłem pracę, cóż ze mnie za facet, że nowej mi szukać się nie chce. Żarcie i picie to nie całe życie. Do życia wystarczy powietrze. Nie mam już stresów, od rana po wieczór mam czas na swobodne myślenie. Przez trzy miesiące zasiłek na koncie, więc może się wreszcie polenię. (refren muzyczny, beztekstowy) Przeżyłem lata myśląc, że praca lepszym mnie zrobi człowiekiem. Teraz na słońcu wygrzewam się w końcu. Być może mądrzeje się z wiekiem. Czasami klimat nie daje wytrzymać, palenie fajek nie grzeje. Polar założę, nie będzie najgorzej. I może też coś w siebie wleję... (refren muzyczny, beztekstowy) Bez telewizora, nie słucham więc porad jak żyć, ani innych obwieszczeń. W piecu wygasa, lecz to też jest praca... Więc dziś nie dorzucę już więcej. Do bab brak pociągu, bo ci z wodociągów odcięli mi dostęp do cieczy. Poczekam lepiej, aż będzie cieplej, i pójdę się umyć do rzeki. (refren muzyczny, beztekstowy) Reasumując – jakoś się bujam. Na cukier wystarcza i drożdże. Tytoń zasadzę, a jeść będę rzadziej, i może w co piątek poposzczę. Praca to kierat, i za cholerę nie mogę jej dobrze ocenić... Siądę na słonku, by nie tracić wątku, i zacznę cudownie się lenić... (finał muzyczny, jw.)
Razem
Ty ze mną pięknie się zestarzej, O uśmiechnięte zmarszczki proszę Pozwól całować w sferze marzeń Na Twoich włosach srebrny proszek. Na nowszy model nie chcę zmieniać, Lepsza od mody jest klasyka. Cenniejsze wspólne są wspomnienia Niż aktualna erotyka. A erystyki trudnej sztuki Też z inną uczyć się już nie chcę. Za mało czasu do nauki, A przecież sporów tyle jeszcze. Stu lat w Twe oczy zapatrzenia Chciałbym otrzymać z nieba w darze. Więc Ty mnie także nie zamieniaj, I ze mną pięknie się zestarzej...


Listy Kiedyś mnie sobie przypomnisz, Grzejąc nad ogniem wspomnienia. Nie czułeś nigdy nic do mnie, Nie chciałeś tego zmieniać. Niewiele z tego zostało, Przetarte na brzegach myśli, I uczuć garstka mała, Tych co nie mogły się ziścić.
I listy czytane z rzadka, Listy wymięte, zżółkłe... Zamkniesz mnie w białych okładkach I rzucisz na dolną półkę.
Nie dośpiewam...
Nie dośpiewam tej piosenki, Którą piszę. Przecież wolałbym żyć sto lat, Zanim w ciszę... Nie potrafię, Chociaż byłoby przyjemnie, Zanim w ciszę, tak usłyszeć Co jest we mnie... Nie zapalę latarenki Przed dwunastą. Zanim ciemność już okryje nazbyt ciasno... Nie potrafię, Chociaż byłoby to miło, Raz zajaśnieć, zanim zgaśnie Co się tliło...
Niech
Nie trzeba mieć jej, by ją znać. Nie trzeba myśleć, by coś było. Nie próbuj niedojrzałej rwać! Tylko wyobraź sobie miłość... Niech będzie taka przymrużona, Jak twoje oczy w swej przekorze. Ni to dzierlatka, ni matrona. Nieodgadniona. Święta może... Niech ma kosmyki potargane Nawet, gdy wicher ich nie goni, Policzki słońcem nakrapiane, I delikatny puch na skroni... Niech miękko pieszczą mnie jej słowa I palce, które myśli mącą Niech na ramieniu ciąży głowa Gdy ucałuję wargę drżącą... Niech ją ogarnia lekka trema, Gdy kroki drobi niczym gejsza. I niech kompletnie sensu nie ma, Bo taka będzie najpiękniejsza…
Modlitwa warmińska
Nie mam już wiele czasu, mam swoje przecież lata. Gdy z czasem cicho zniknę, cóż, mała w końcu strata. Tylko zostawić sobie małe co nieco zechcę. Interes jest uczciwy. Tobie zostawiam resztę. Bo po jeziorze pod żaglem płyną łodzie. To także jest zbyt mało, ale tak piękne, Boże. Zabierz mi resztę, proszę, i zostaw mi te żagle. Zostaw mi je na wieczność, a resztę zabierz nagle. Brakuje mi zwątpienia, nie dopisuje wiara Przynajmniej pozostała chęć, aby się postarać. Daj mi uwierzyć, proszę, a ja Ci może za to kawałek świata stworzę, a Ty mi coś ponadto... Na niebie światła mijają gwiazdozbiory, być może to niewiele, lecz zawsze świecą w porę. Tylko tych kilka świateł co świecą od półwiecza, Ty mi, mój dobry Boże na zawsze już obiecaj. Niewiele mi zostało radości i cierpienia, i Ty mi tego, proszę, broń Boże, też nie zmieniaj. Więc kiedy mnie ogarnie jasność niebytu święta, swojego ja dotrzymam, o Twoim Ty pamiętaj. Bo na błękicie małych obłoczków chmara. Na zawsze się o takie dla mnie, błagam, postaraj. Resztę mi zabierz, proszę, tylko tych chmurek parę pozostaw Panie Boże jako ostatni podarek.

Na podmiejskim przystanku
Na podmiejskim przystanku siedzą sobie dziewczyny. Opalają kolana, wymieniają nowiny W żwirze grzebią obcasem, zabijają minuty. Była wiata, już nie ma. Ktoś ją sprzedał do huty. Bus przejechał ostatni, ten następny wieczorem. Lepsi chłopcy w Londynie, załapali się w porę. Na podmiejskim dziewczyny siedzą sobie od rana, jedna ma etat w sklepie, inna też niekochana... „Na żądanie” przystanek. Twarze smętnie zaspane. Żeby powód choć był do radości. Może by tak do gminy? Tam pogrzeby i chrzciny... Trochę życia w tej codzienności Asfalt cuchnie na słońcu na podmiejskich przystankach a kurz w gardłach osiada, i dziewczynom na wiankach. Kilku chłopcom pod sklepem także kurzy się z głowy. Jeden czeka na sankcję, reszta na warunkowym... Przejechała karetka, chłopcom kończy się wino, jeszcze tylko autobus i kolejny dzień minął. Siedzą sobie dziewczyny, nogi kiwają luźno. "Może ciążę niechcianą? Zanim będzie za późno..." „Na żądanie” przystanek. Żadnych szans tu na zmianę. Nawet nie ma o co się złościć. Tylko dziewczyn tych szkoda, bo tak krótko są młode w Europie drugiej świeżości…
Wakacyjna miłość Było jezioro, słońce, obłoki, ona Niewielka, a on Wysoki, Do tego dodał los i przypadek dziewiczy rumień, małżeńską zdradę, nieco liryki, zadumań ździebko, i atmosferę od doznań lepką. Zbyt ciepłe drinki, zbyt chłodne lato, miłość przelotna i nic ponadto. A gdy wystygły noce sierpniowe wnet rozgorzały uczucia nowe. Niewielka wstydzi się letnich uciech, Wysoki darzy żonę uczuciem. A pozostała im z lata tego mgiełka tak zwiewna jak u Dantego, i połączyła ich aż po grób wspólna grzybica stóp.
******
Nie szeleszczą świerszcze, je też nie szeleszczę. Może coś zakwili, ale nie w tej chwili. Nieco szemrze ptaszek, ale raczej nikle... A w sobotę na wsi jeżdżą motocyklem
Słowa
Gdy ktoś wymyślał słowa, wymyślił nam ich dość. Wymyślił „miłość”, „zdradę”, „nienawiść” oraz „złość”. „Codzienność” i „kochanie”, „euforię”, „smutek”, „ból”. Wymyślił „pieprz” i „taniec”, a także „miód” i „sól” Wymyślił „łzy” i „uśmiech”, „wiatr”, „chmury” oraz „deszcz”, „radosne” i „ponure”, „słoneczne”. „Piękne” też. Wymyślił „spokój”, „burzę”, „grom z nieba” , „z rurki krem”. Ale nie wiedział tego, co ja o Tobie wiem. Chociaż wymyślał stale słowa, co wpadną w duszę, to nie znał Ciebie wcale. Więc sam Cię nazwać muszę…
Ogłoszenie drobne
Dezyderat dzisiaj wnoszę do facetów dobrej woli, gdyż samotność mi doskwiera oraz puste serce boli. Chętnie komuś je otworzę na dogodnych ustaleniach. Lepiej jest w uczuciu gorzeć, niż w lód serce swoje zmieniać.
Bo mnie trzeba chłopa, wcale być nie musi Mister Europa, byle dał się skusić. Bo mnie trzeba chłopa, w słońcu i w dni dżdżyste by ogródek skopał i zaraz nie prysnął... Wykształcenie - ważna sprawa i maniery nienaganne. Lecz ważniejsze, by się stawiał, aby przetkać zlew i wannę. Prać skarpetek on nie musi, przeszłam kurs obsługi pralek, byle nie tkwił przy mamusi, za to przy mnie chciał tkwić stale. Bo mnie trzeba chłopa, co by chciał być skory stanowić mi kłopot rankiem i wieczorem. Bo mnie trzeba chłopa może być i z głową co by ze mną pożył za średnią krajową. Mam niewielkie wymagania, niech już będzie jakikolwiek. Gruby, łysy, kibic, maniak - byle tylko nosił spodnie. W zamian za to obiecuję nie bić go, oraz nie złościć. Niech już będzie, bo zwariuję z braku chłopa do miłości. Bo mnie trzeba chłopa choćby na przychodne mam dla niego etat w ciepłe dni i w chłodne Bo mnie trzeba chłopa choćby tak pobieżnie. Co na przykład opał porąbie lub przerżnie…
Bądź
Bądź. Po prostu bądź, Nie sądź i nie oceniaj. Patrz na mnie I nic nie zmieniaj. Uśmiechaj się i całuj, A resztę sobie daruj. Tylko tu, z boku siądź, I bądź... Ona tylko prosi
Proszę, dziś mnie nie dotykaj, mimo, że nasza muzyka i że masz porsche i świece. Ale nie, dzisiaj nie chcę! I jeszcze raz proszę, dziś nie. Dziś nie dotykaj mnie. Tak, mam zły dzień, Nie wzdychaj. I owszem, gulasz – pycha. I upiecz więcej ciastek, Czy kocham Cię? No jasne! Lecz proszę Cię, dziś nie... Dziś nie dotykaj mnie. Poczekaj kilka dni. Że Ci się inna śni? Sen, Bóg, mara, wiara, Jestem za mądra, za stara... ------------------------------------- Ja wszystko Ci poświecę za cierpliwości więcej…
Zamierzam żyć
Po coś urodziłem się, na dobre bardziej niż na złe. Swój wózek życia jakoś pcham, Zdrowie OK, nie jestem sam, i wspomnień wór, przyjaciół w bród, i jasny wzrok i lekki chód, pieniędzy dość by jeść i pić, spokojny sen, słoneczny dzień. I myślę że, wciąż warto żyć. Niech się zmienia świat, dla mnie to jest tylko żart. Ja się nie zmienię, przez pokolenia taki sam zamierzam trwać. A kiedy przyjdzie po mnie śmierć, zostawi mi godziny ćwierć, To powiem jej, cóż szkodzi mi, by przyszła w bardziej smutne dni, gdy smutku mnie porośnie bluszcz, bo teraz „jeszcze” jest, nie „już”. Zgodzić się może, albo kpić. Ogarnie snem? Obdarzy dniem? Pomyśli, że wciąż warto żyć? Niech się zmienia świat, dla mnie to jest tylko żart. Ja się nie zmieniam, z przyzwyczajenia wciąż zamierzam trwać.
Bułat Okudżawa Modlitwa (tłumaczenie własne) Póki się jeszcze kręci ziemia, póki rozjaśnia światłość świat dajże każdemu Panie, czego mu właśnie brak: Mądremu daruj głowę, dla tchórza koń to dość... Daj szczęściarzowi forsę. I mnie podaruj coś... Póki się jeszcze kręci ziemia, Panie, wszak trwa Twa moc. Tym, co się rwą do władzy, dajże tej władzy dość. Pozwól odetchnąć hojnym, jeden dać dzień im chciej. Daj Kainowi skruchę. I mnie w opiece miej. Ja wiem, że wszystko możesz, i wierzę w mądrość Twą, jak ci co padli w boju, wierzą, że w raju są. Jak wierzą nasze uszy, co dane usty Twymi I jak wierzymy sami, że wiemy, co czynimy... Panie, i mój Boże, zielonooki mój, Póki się jeszcze kręci ziemia, w zdziwieniu przy mnie stój. Dopóki mamy czas, i ogień w nas się tli. Daj wszystkim odrobinkę. I tyle daj też mi… Przeróbka mocno autorskiego tekstu Joasi Pilarskiej. Współpraca nam nie wyszła, bo ja nie jestem bluesmanem, a ona nie lubi wygładzonych tekstów. Jej fantastyczny tekst jest czysto bluesowy, do słuchania. Mój - do czytania.
Prośba do M. Ja dobrze wiedziałam, że znów się pojawisz, bo dawno Cię przecież nie było, jak fala tsunami, jak w szambie dynamit, jak to, co najgorsze się śniło. Uprzedzaj czasami te swoje wizyty, niech mam wobec Ciebie handicap. Umówię się z Włochem, lub kupię choć prochy... i będę przy Tobie mniej dzika. Tak, wiem, że to moja wina albo wina może wina to, ale tak trudno Cię wytrzymać... Idę na dno... Ja nie zapraszałam, a Ty znów tu jesteś i wpędzasz mnie w mrok oraz w bluesy. I jest nieprzyjemnie, gdy wtulasz się we mnie i trudno mi dostrzec w tym plusy. Nie możesz tak stale poddawać mnie presji, ja rzucę palenie i picie. Podpiszmy już teraz choć pakt nieagresji z terminem ważności na życie... To nie jest Twoja wina ale chyba wina wina to Że tak trudno Cię wytrzymać a tak boli to... Miałam Cię od zawsze, i nie chcę już chyba Na zawsze Kochanie Cię mieć. Tak trudno czasami jest z Tobą wytrzymać, no wyjdź z mojej głowy i precz. Znudziłam się Tobą, tak tęsknię za zmianą i zrzucić Cię pragnę już z tronu. Więc nie rób mi sceny, i spieprzaj migreno, nim wpiszą mi Ciebie w akt zgonu...
Milord, czyli Madame
Zapraszam tu, Madame! Gdyż wolny stolik mam Na dworze zimno tak A ja tu siedzę sam Daj skusić się, Madame Krzesło wygodne jest Smutki mi w serce rzuć A nogi gdzie tam chcesz. Poznaję Cię, Madame Chociaż Ty nie znasz mnie Bo jestem prosty cham Człowieka zwykły cień... Widziałem Panią wczoraj Wieczorem, obok tuż, Cóż za persona, Matko! Tak dotknąć chce się już... Łopotał Pani szal Na wietrze, cóż za ból. Pożądać Panią mógłby Jedynie chyba król. Zdobywcy minę miałaś, Gdy z Panem pięknym szłaś Mój Boże, jakby się chciało Mieć jego, k..., twarz... Zapraszam tu, Madame! (...) Przemyka czasem szczęście Opodal, wręcz o krok I nie wiesz, czy się zmienia Lecz jest nieważne to Bo zawsze bierze z sobą Tę małą, co wciąż w snach Co nazbyt prosta była By szczęście Tobie dać A teraz jednak płaczę Choć życie takie proste I masz w nim często wiosnę Stawiasz, więc teraz trać! Zapraszam tu, Madame! ...tak drobna Pani jest... Gdy skusi Pani się, Ja mam dla Pani gest: Odpuszczam grzechy już Miłość odpuszczę też Wybaczam także tym Bez szczęścia, ech, no cóż... Spójrz na mnie więc, Madame Jam niewidziany tu! A Pani płacze, ech... Nie wierzcie nigdy snom... recytacja: Uśmiechnij Pani się Tak do mnie, tralala To wszak niewiele jest A dla mnie- bien, ça va... Proszę, uśmiechnij się, Madame Zaśpiewaj mi Madame Ta da da da... I ze mną tańcz Madame Ta da da da... Brawo Madame, Proszę, Madame.... Ta da da da…
Przepis na ślimaki
Bonjour madames, monsieurs i leszcze, pozwólcie, że wam dzisiaj streszczę, jak to streszczenie, tak pokrótce- mój przepis na ślimaki w wódce: Wiec na początek idź pod krzaczek, bo tam ukrywa się ślimaczek pospołu z liczną swa rodzinką, pokryty śluzem niczym ślinką. Zaczaj ukryty się za liściem, bo zagrożony w trawę pryśnie. Potem z zasadzki wrzuć w koszyczek, aby nie czmychnął ci winniczek. Naczynie ustaw w kuchni głębi, by się biedaczek nie przeziębił i otrzyj delikatnie z rosy i załóż kapcie jeśli bosy. A teraz pora na dodatki- kup w warzywniaku pęk sałatki lub wyrwij sąsiadowi z działki, potem ją porwij na kawałki, dodaj oliwy, pieprzu, soli oraz śmietany wlej do woli. I niech to wszystko stoi w misie, bo w dalszym ciągu przyda ci się. Potem do sklepu skocz na rożek, po flaszkę wódki i twarożek. (i tu w dwóch szkołach trwa podnieta, czy ma być rokfor czy tez feta, i są tez rozbieżności spore czy ma być soft to czy hardcore. That is the question, a nie lipa, ile należy wlać do dipa... Czy 0,7 czy pół litra Taka to ci zagadka chytra... Lecz to zostawmy do wyboru, lecz ma być czysta, bez kolorów! Potem wkroimy ser do miski i daniem zadziwiamy wszystkich. Następnie jedzmy z apetytem Wódeczkę popijając przy tym. A gdzie ślimaki zapytacie? Rządkiem kładziemy je na macie produkcji włoskiej, z czystej rafii, co tylko chińczyk spleść potrafi. Potem wrzucamy do kieliszka więcej niż pięć, a mniej niż dyszka. I tylko się nie pytaj czemu - Przecież to głupio pić samemu! A jeśli już zalałeś szyję, ślimaka wypuść - a niech żyje!
Lewis Caroll Dżarłakiada (tłumaczenie własne)
Brązdniało, a ślizkrętu krzty Świdrokręciały śród dróżbały; Lichały borogowe ćpy, I chrząrzał świsświat cały. „Bacz na Dżarłaka, synu mój. Szponów co tną, kąśliwych kłów, I na Dzibdziaba nie idź w bój Co wraz z Kłapaczem ksępi znów.” Swój szatkosłowny miecz wziął w dłoń- Przy pniu się wtrzymał Łubudębu. Nim się za wrogiem pocznie goń, Czas porozplatać myśli z kłębów. Gdy z myślotoni się wynurza, Tąpa już dziarźnie przez ciemżyny Dżarłak, i skry mu z oczu pruszą, A z gardła bulkomioty śliny. I rach, i ciach! I bum, i bęc! Odgrąbał się od cielska łeb! Z czerepem tym z powrotem więc Potętnił tryumfalnie w step. „Tyś to z Dżarłaka wydarł cień? W objęcia chodź promyczku mój! Bajcudny dzień! Ho! Ho! Hej! hej!" Śmiechotu z ojca tryskał zdrój. Brązdniało, a ślizkrętu krzty Świdrokręciały śród dróżbały; Lichały borogowe ćpy, I chrząrzał świsświat cały.



10 kwietnia - Jedna świeczka
Jeden niewielki ogarek zapalę, z szacunku dla człowieka. Nikt nie wie, co z nim będzie dalej, co go w przyszłości czeka. Niewielki płomyk, aby dogonił zgaszone z nagła dusze. Gdybym go nawet nie chciał zapalić, to jako Polak muszę…
Kwiecień Magdzie „Cytrynie” Turowskiej
Daleko na wschodzie chłód... Zwijać się trzeba w płód I otulać kocem. Kwiecień, psia mać... Plejstocen... Z nagła pojawia się w głowie: „I jak tu być zdrowa Gdy trząść musi się człowiek Jak galaretka cytrynowa? Może wziąć coś na katar, Lub na gardła bolenie? Dobrze, że w necie awatar Ma ciut cieplejsze odzienie! A tu do sklepu trzeba, I zawieźć coś na Ochotę...” A wokół rozmiękła gleba I wróble pokryte błotem. I wiosna, taka smarkata, Co słońca boi się chyba. "Poczekam może, aż woda przestanie kochać się w szybach...”
Myśli moje
Myśli moje, tańczące jak liście Podniesione porywem zachwytu Myśli moje, gdzie mnie zaniosłyście Tak kołysząc leciutko do świtu Myśli moje, piekielne anioły Rozedrgane oddechem rozgrzanym Myśli moje, w kolorze jemioły Pokropione złotymi iskrami Myśli moje, skłębione jak fale Żal niosące ze sobą, nie bryzę Myśli moje, skulone w przedziale Obok starych, znoszonych walizek Myśli moje, werbalnie nijakie Poplamione lękami i ziemią Myśli moje, zmoknięte jak ptaki Co po zmroku się w smutek zamienią...
Wiosenna
Zaszumiało wiatrem w głowie Zaszeptało wśród sitowia Ciepły podmuch grzeje ciszę Wkrótce sercem zakołysze... Ludzie widzą tylko siebie, Ludzie klepią ludzką biedę Czasem tylko ptak zakwili, Zaświergoli, lecz po chwili Strumienie już szemrzą Tobie I wargi Twe, płatki magnolii Zanurzyć chcę się w tej wodzie I w wargach Twych... Drzewa tulą się do siebie Zasłuchane w trawy śpiewie Pnącze już kochanka szuka Innej muchy szuka mucha... Ludzie milczą i z goryczą Fiołki w głowach sobie liczą, Wymieniają puste słowa. Brak zieleni w ich rozmowach Promienie Ci zaigrały Na oczach co barwy jemioły Scałować łzy chcę z rzęs Twoich I z powiek Twych... Słońce świeci coraz wyżej Już ogrzewa starcom krzyże. Dzień odbiera wciąż godziny, Nową przyszłość lepi z gliny... Ludzie drążą wciąż codzienność, Ludzie ludziom niosą ciemność. Zabiegani, zastraszeni W duchu marzą o jesieni A wokół już wiosna wraca I palce Twe, kwiaty dmuchawca Położyć się chcę w zieleni Na dłoniach Twych…
Eric Idle Always look on the bright side of life (tłumaczenie własne)
To co jest w życiu złe, w szaleństwo wpycha Cię, i sprawia, że jedynie możesz kląć. Nic nie wychodzi Ci? Nie narzekaj, tylko gwiżdż. Bo to chyba jest już lepsze, bądź co bądź... Życie lepszą stronę wszak też ma. (pogwizdujemy) A więc tylko w tamtą stronę patrz. (pogwizdujemy) Kiedy życie kiepskie jest, Taniec masz, i śpiew, i skecz. Chyba całkiem zapomniałeś, że to masz. Kiedy w szambo wpadniesz, to nie bądź smętny frajer, bo do gwizdania jest stworzona Twoja twarz! Życie lepszą stronę wszak też ma. (pogwizdujemy) A więc tylko w tamtą stronę patrz. (pogwizdujemy) Życie absurdalne jest - śmiercią się wypełnia quest. Ale zawsze stawaj przed nią twarzą w twarz! Nie oglądaj się na grzech. Jeden nam pozostał śmiech. Przecież tylko tę jedyna szansę masz! Lepszą stronę też miewa i śmierć. (pogwizdujemy) Chociaż nim ostatni weźmiesz dech... (pogwizdujemy) Życie nie najlepszym z dań, ale gdy tak patrzysz nań, śmierć czy życie - to ten sam ograny wic. Z przedstawienia w którym gram, niech się śmieją, co mi tam. Też zaśmieję się, gdy im zostanie NIC. Życie lepszą stronę wszak też ma. (pogwizdujemy) A Ty tylko w dobrą stronę patrz. ( Chłopaki, głowa do góry ! ) Życie lepszą stronę wszak też ma. (pogwizdujemy) Życie lepszą stronę wszak też ma. (Zawsze mogło być gorzej, mogłeś się urodzić szprotką... w oleju...) Życie lepszą stronę wszak też ma. ( A tak? Cóż tu do stracenia? Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz, po obu stronach równania zero) Życie lepszą stronę wszak też ma... (Tłumacz gwiżdże, i tak mu za to nie płacą…)
Anioł
Obudził anioł się na kacu, I z przerwą w życiorysie. I poczuł, że pod skrzydłem ma coś Świeżego jak przebiśnieg. Grał wczoraj w karty z pewnym czartem, A stawka była nieco warta. I się dowiedział, że to nie żarty, Kiedy za dobrze ci idzie karta... Grać o swą duszę można, lecz Gdy grasz o cudzą, wybacz, Zawsze jest szansa pecha mieć, I taką duszę wygrać... I czuł, że to jest niesłuszne, Choć miło jest mieć ludzką duszę. Anioł powinien być bezduszny. Anioły nie miewają wzruszeń! Do nieba, z cudzą duszą, Piotr Na pewno go nie wpuści. Ale gdy miał już duszę, to Nie chciał poprzedniej pustki. Bo z duszą w środku lepiej jest Niż z wiekuistym niczym, I zawsze dobrze duszę mieć, Bo to się z czasem liczy... Więc zawisł anioł tego dnia Pomiędzy snem a światem. I poczuł, że mu w duszy gra, Choć stał się renegatem. A w górze Piotr uśmiechnął się I dał mu przyzwolenie. ...bo jeśli anioł duszę ma, to także szansę na zbawienie…

Limeryk na nudny dzień
Raz w pewnym kraju (nie w Peru), zakazano używać rowerów. Ogólnie nie ma szału, ot, brak tysięcy pedałów. A ile prasa ma żeru!
Eleanor Farjeon Koty śpią wszędzie (tłumaczenie własne):
Koty śpią wszędzie, na krześle, na stole, W szufladzie i w bucie, na górze, na dole. Na parapecie oraz klawiszach pianina. No, wszędzie dosłownie! Boże! Gdzie ich nie ma?! W kartonowym pudełku i wśród sukien będzie... Więc ciii... I uważajcie! Bo koty śpią wszędzie…
"Pod Świerkiem"
Pijemy wódkę, z gwinta, „Pod Świerkiem”. Czas odrobinę się dłuży. Życie za krótkie choć na przepierkę, więc lepiej oko przymrużyć. Siedzę przy stole, skanuję wokół, choć jednym okiem na razie. Chyba tak wolę. Dla dwojga oczu za dużo raczej wrażeń. Knajpa „Pod Świerkiem”, mecyje wielkie, ot, kilka stołów i szynkwas. A barman w ręku ma brudną ścierkę. Pucuje szklanki do czysta... Łysawy facet z wielkim kałdunem na swój zasiłek rwie laski. Choć nie ma pracy, dobrze się czuje. Bowiem ma wikt w Caritasie. A obok student, z politologii, grzebie paluchem w portfelu. Starczy na piwo. Gorzej już było. Było już gorzej dla wielu. Knajpa „Pod Świerkiem”, mecyje wielkie, ot, kilka stołów i lustro. A barman w ręku ma brudną ścierkę. Bo bez niej czułby się pusto... Pijemy wódkę, z gwinta, „Pod Świerkiem”. Za kilka złotych od łebka. To może smutne, ale co więcej może nas w życiu spotkać? Siedzę przy stole, Wiesiek już pod nim. Te wielkopańskie rozrywki... I tak żyć wolę, bowiem swobodniej nad światem mi się myśli. Knajpa „Pod Świerkiem”, mecyje wielkie, ot, kilka stołów i niebo. A barman w ręku ma brudną ścierkę. Brudną jak nasza codzienność.
Literatura palacza
Kupiłem w kiosku znowu, niestety, fajki, zapałki oraz gazety. Były w nich wojny, napady, hordy, i celebryci, i inne mordy. Lecz przeraziła mnie, nie udaję - literatura na paczce fajek. Czytałem wcześniej setki horrorów, ale nie z musu, tylko z wyboru. Subtelność tekstu wiała zamiecią, czarno na białym na jedną trzecią. Minister zdrowia na dedykacji chce mnie przekonać do swoich racji: Życzy mi raka, zawału serca i impotencji mej chce bluźnierca. Pisze też że do tego zmierzam, by mieć coś w sobie, jak w tyłku jeża. Że mi wątroba pęknie lub szelki, czy inne wewnątrz duperelki. Oraz dowodzi, że naukowcy dawno nazwali mnie samcem owcy. Ja się z nim zgadzam, jestem kretynem, nie zaoszczędzę, wcześniej się zwinę, kaszelek rankiem zamiast erekcji, a potem sekcja mimo obiekcji. Lecz wciąż winietkę zamieszcza nową wpędzając w traumę mnie nerwową. Wiec odstawiłem literaturę co treści niesie dla mnie ponure. Dymek mam w płucach, w słuchawkach blues, życie mam w dupie, a w życiu luz...
Aczkolwiek spóźniony
Jestem niewinny, choć się spóźniłem. Tych parę minut, jedną chwilę. Wiesz przecież doskonale, że mogłem nie przyjść wcale.
Nieraz się jeszcze spóźnię do Ciebie. Przed wyjściem zawsze się długo grzebię. Świetnie to przecież wiesz. A zresztą padał deszcz.
Zbieraj spóźnione moje minutki, zmieścić w nich mógłby się smutek krótki. Ja po to właśnie spóźniam się by brakło czasu na to złe. Czarno na białym
Mam papier od Boga. Niby nic, celuloza. Na niej kilka słów. "Wybaczę. Bądź zdrów".
Taki pies, np.
Jak to jest, że gryzie pies wszystko, tak jak leci. Co spod psa wystaje, spokoju nie daje i zęby nęci. A potem tylko kilka gniewnych słów, nieprzeczytana gazeta, kąt. Warto chyba było. I będzie też miło znów wziąć coś na ząb.
Krótki Wiersz Dwujęzyczny, Na Imprezowe Okazje
Zdejmij stanik, and don't panic.

Przychodzi baba do lekarza
Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku, i przyszedł pan Doktór... Teraz z innej beczki - Pani Zima była już lekko zmęczona. Coś ją łamie, dusi, czuje, że już kona. Minął marzec przecież i kwiecień już mija. A tu pustka w łonie, co kąsa jak żmija... Poszła do lekarza, w ramach NFZetu. Pan doktor ją zbadał: "Jest OK, kobieto. Oziebłość masz w normie, jajeczka też były. Może przyjdź za miesiąc". Ponad jej to siły... "Lecz panie doktorze, tak nieśmiało spytam, w końcu przecież jestem zwyczajna kobita... Kwiecień już w połowie, a we mnie ta troska: już o dobry miesiąc spóźnia mi się wiosna...
Mała M.
Ta miłość trwała tak krótko, jak krótko kwitną magnolie. Raz tylko płynęła łódką w słowika nocnych symfoniach. Niedługi wstęp - na jedną noc, i rozwinięcia nie było... Ot, ledwo się zaczęła i zaraz skończyła się miłość.
Zielona miłość. Zaczęła się i skończyła. Może czasu jej zabrakło na dorosłość. Mało jej było... Cóż, krótka miłość. Zwyczajna miłość, po prostu.
Małe miłości są małe, współczuć im można jak jętkom. Bo szybko buchają żarem, a stygną tak samo prędko. Brak im jest czasu na pranie, zmywanie naczyń, rozmowy Do bani takie kochanie, które od jutra masz z głowy.
Zielona miłość. Zaczęła się i skończyła. Może czasu jej zabrakło na dorosłość. Mało jej było... Cóż, krótka miłość. Zwyczajna miłość, po prostu.
A mnie się marzy
A mnie się marzy dziewczyna Z kwiatem poziomki we włosach. Taka, jakich już nie ma... Na słońcu, naga, bosa.
A wiatr jej włosy splata, Powiewem dłonie pieści. Ja takiej bym dziewczynie, Wypełnił w życiu treści.
Przy studni oraz w stawie Na trawie i w jeżynach... Lecz gdyby tak na jawie Zjawiła się dziewczyna...
Emotikonki ;)
Raz król wysyłał laufra do króla z innych stron. Lecz nie chciał, aby gafa zepsuła listu ton. Więc kazał on posłowi wygolić zmyślnie głowę, w specjalne takie wzorki, powiedziałbym – wzorcowe. Tu myślnik, a tam nawias, raz D, a raz dwukropek. Na P już miejsca brakło, więc mu wygolił stopę. A że adresat Emil był, i to XIV-sty, to chyba weszło w modę, w czas kiedy stal i plastik. Więc kiedy mejla piszesz, według najlepszych wzorów, emotki stawiaj ciszej... ...ku chwale prekursorów...
Koniec świata?! Koniec świata?! Tak na wariata?! Jakim prawem chcą mi zepsuć zabawę?... Telefon mam nieopłacony, opony na zimę w reperacji, (i przy okazji ukłony dla pana z wulkanizacji). Kupiłem akumulator, trzy stówy, bez mała poszły... I nagle ma Terminator niebytem mi to uprościć?! Na opał drewna dwa metry- czy ktoś mi za to zwróci? Rozumiem, koniec świata, ale świat się na drewno nie zrzucił! Ozime dawno zasiane, na jare nie ma nadziei. Niech mi ktoś powie, Chryste! O, rany! Kto postanowił mnie wpienić? Koniec świata?! Tak na wariata?! Jakim prawem? Dajcie mi spokój, to nie w tym roku... Idę na wódkę z sąsiadem... ***
Siedział gil na sośnie jodłując donośnie. Na co dzięcioł puknął się w głowę: „To nie jest odlotowe! Pomogę mu jako liryczna sekcja dzioborytmiczna”.
Tydzień
Już tydzień, a ja Tobą pachnę, Twoim oddycham wciąż powietrzem. Co było, jest już tylko błahe, Nawet kłopoty już są bledsze. Nie wiem, co myśleć o tym mam, Może nie warto myśleć wcale. Bo nie mam w myślach innych dam, I czuję z tym się doskonale... Co robić, co ze sobą mam Uczynić, póki myśli w wietrze... Skoro ja wciąż Twój zapach mam, I Twym oddycham wciąż powietrzem...
Nie bić panów!
W jednym z teatrów pewna artystka innych artystów prała po pyskach. Po przedstawieniach, w ramach kolacji Brali w twarz od niej bez dania racji. Pewnego razu aktor z suflerem stwierdzili, że to jest już za wiele. „Czas skończyć z damy przejawem pychy!” -rzekł sufler szeptem nadzwyczaj cichym. Aktor ponuro pokiwał głową, i popił brandy „Wyborową”. „Jam też pobity, pośród licznych” - potwierdził szeptem, choć scenicznym. I rozpuścili wieść poprzez ludzi by zemsta mogła się przebudzić, że ma artystka chorobę pewną, która przenosi się przez niewierność... Więc drogie panie, nie bijcie panów, ani artystów, ani też chamów Bo zemsta czeka, chwili nie znacie, odkąd żyć przyjdzie Wam w celibacie...
Antymetamorfozy Raz z Danae się radował Zeus płynąc złotym deszczem. dziś by z inną pofiglował, ale w rynnie płynie jeszcze... Wodą niczym hipopotam Europę wpław z Fenicji porwał Zeus. Teraz go tam gonią z braku abolicji... Łabędź z Ledą randkę skrócił gdyż już był cokolwiek stary, pewnie by na Olimp wrócił - lecz zaplątał się w szuwary... Morał taki stąd dziś płynie dla tych wszystkich, co już mogą: "Gdy poderwać chcesz boginię to najlepiej zostań sobą..."
Nie rozumiem!
Od lat mnie ściga pewien argument, przyznaję, dość logiczny, w sumie... W dwóch wersjach jest: „Bo tak.” „Bo nie.” Aż żyć mi odechciewa się...
Tak koleżanki, kochanki i żony stawiają mnie przed nieodgadnionym. Może by dały jakiś znak, co jest „Bo nie.”, a co „Bo tak.”
Czasem już nawet coś zakumam. Pewnie nad światem stoi łuna? Może ślimaki śpią na wznak? „Nie, nie ślimaki!” Czemu? „Bo tak!”
Jak mam ten fakt w w swym życiu unieść? Skoro niczego nie rozumiem?... Lecz coś da żyć mi, i pomoże - przecież być może jeszcze gorzej:
O co Ci chodzi, kochanie moje? Nie piję, w domu nic nie broję. Kocham Cie stale, zamykam drzwi... Powiedz mi o co chodzi Ci...
W temacie kobiet niewiele umiem, Jak mnie wkurzają, zazwyczaj szumię. Na niby niby, bardziej na złość, bo jakże nie mieć mam Cię dość?:
„Za mało bywasz, zbytnio pracujesz, pijesz za dużo i tym się trujesz! Kochasz za mało, choć tulisz dość Ja wiem... Na złość...”
Po prostu kocham, ot, dopust Boży... Z Tobą zjeść zupę, z Tobą położyć. Z Tobą wytrzymać Twe swary wszelkie. To wyrzeczenie niewielkie...
I wówczas zjawia się z powietrza superformuła znacznie lepsza! I zawsze mnie wyszuka w tłumie: "Bo Ty niczego nie rozumiesz!”
Ja wciąż Cię kocham, moja kochana. Kocham z wieczora, oraz z rana. Lecz teraz, tak naprawdę w sumie, Ja Cię Kochanie nie rozumiem...
Jesionka
No, nareszcie nie ma lata! skończą się te łąki w kwiatach, te dziewczyny rozebrane, ciepły powiew tuż nad ranem. Już nie będzie ptak świergolić i po krzakach kryć do woli. Optymizmy idą spać! Jesień idzie! (...)... Jesień! Jesień już nadchodzi! Starzy cieszą się i młodzi, chłopi oraz robotnicy, i Belgowie i Duńczycy, sklerotycy oraz geje, cieszą się, że później dnieje, że pożółkła wreszcie trawka, że zimniejszy deszcz i mżawka. I że błoto, i że chmury, że już nastał czas ponury, że za zimna jest już rzeka. Wreszcie będzie na co czekać! Z czasem wszystko lód pokryje, zadymkami nam zawyje, białą formą zatka treść - bo to trudniej będzie znieść! Już się kończy czas uniesień! Jesień, (...), jesień, jesień! radość mija nam obłudna, czas pesymizm wyższym uznać! W szmerze spadających liści cieszmy się, że dożyliśmy...
Kula
Ty i ja Zamknięci w szklanej kuli Spleceni marzeniami Na resztę nieczuli Ja i ty Tak sobie poświęceni I już nie sami Na cichej ziemi Ty i ja Oraz ekstazy trwanie I cichociemnonocne W oddechy zasłuchanie Bez muzy
Makulatura spod mego pióra szepcze wśród liści szelestu Brak w niej podmiotu, zgęszczeń, metafor, crescenda i anapestu.
Pisana w środę, tak mimochodem, hiperbol wielu w niej nie ma. Ot, kilka wersów całkiem bez sensu. Bo coś napisać trzeba.
Słowa nad ranem wystukiwane, z dala od wen momentalnych. Literek masa nie pierwszej klasy, a rym też nie nazbyt nachalny.
Już od pojutrza, gdyby się uprzeć, mogę mieć dni bardziej płodne. Dziś to dylemat, bo Muzy nie mam. Muza ma dziś znów wychodne.
Hac
O mnie Hac

Żywy jestem, jeszcze. Ale to zapewne mi minie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura