Pressje Pressje
797
BLOG

Czabanowski: Wolność a Wygoda

Pressje Pressje Polityka Obserwuj notkę 3

„Niezawodność, wygoda, bezpieczeństwo.”

- Wiwerna, Warcraft III

Wolność a Wygoda

              Są tacy, którzy gotowi są poświęcić wiele swojego czasu, aby zarobić lub oszczędzić. Są również tacy, którzy gotowi są poświęcić wiele pieniędzy lub przepuścić wiele okazji, żeby tylko mieć spokój.

Ta – często niewidoczna na pierwszy rzut oka – różnica ze względu na swój polityczny charakter nie może być w dzisiejszych czasach bagatelizowana. W państwie demokratycznym to właśnie od większości powinno zależeć w jaki sposób będzie wyglądał system gospodarczy, większość ta może go zatem ukształtować jako taki, który faworyzuje wolność – przysparzając tym samym niewygód albo jako wygodny, ale ograniczający wolność. Rzecz jasna nigdy nie mamy do czynienia z typami idealnymi, rzeczywiste państwa zorganizowane są zawsze tak, że w jakiejś dziedzinie bardziej realizują znamiona jednego typu, w innej zaś innego. O tym jednak później.

W codziennych nieformalnych dyskusjach politycznych, osoby o przekonaniach liberalnych przedstawiają się zazwyczaj z dumą jako wyznawcy bogini Wolności. Pomińmy teraz cały wachlarz argumentów ekonomicznych czy tych, dotyczących funkcjonowania państwa jako całości, jedna i druga strona powołuje się w końcu na wielkie nazwiska i działające z powodzeniem w niektórych krajach teorie. Rozważanie ich nie jest ciekawe i zupełnie niekonkluzywne, bo przeciwko każdemu z tego typu argumentów zawsze wytoczyć można kontrargument postaci: „ale to przecież było w zupełnie innych warunkach społecznych/geograficznych/ politycznych/historycznych, u nas by się tak nie dało”. Zamiast tego proponuję skupić się na argumentach wynikających z preferencji indywidualnych, które najprędzej mogą kogokolwiek przekonać, jeśli tylko poparte są porządnym, czyli plastycznym i dającym się zastosować do sytuacji rozmówcy przykładem.

Ci którzy nazywają samych siebie czcicielami Wolności, pragnąc nawrócić rozmówców na swoją wiarę starają się przekonać go, jak ważnym jest w wielu sytuacjach wybór. Z jakiegoś powodu chodzi w zasadzie jedynie o sytuacje związane z dysponowaniem pieniędzmi. Pytają zatem: „dlaczego mam płacić na szkolnictwo państwowe, skoro wolałbym wybrać szkołę prywatną?”, „dlaczego mam płacić obowiązkową składkę ubezpieczeniową, skoro mógłbym w inny sposób zabezpieczyć sobie godziwą starość?” czy „dlaczego mam płacić na służbę zdrowia, skoro wolałbym wybrać innego lekarza?”. Tym, co sobie cenią jest zatem wolność i możliwość wyboru. To nie wyczerpuje jednak wszystkich istotnych motywacji, jakie przyświecają wyznawcom Wolności. Pociągnięci za język, dodają zazwyczaj kolejne wyjaśnienia, które pozwalają lepiej zrozumieć ich postawę. Zapytani dlaczego chcą sami wybrać – powiedzmy – innego ubezpieczyciela czy szkołę, odpowiadają „ponieważ jestem przekonany, że potrafiłbym wybrać dla siebie lepiej”. Odpowiedź taka nie stanowi jednak wystarczającego wyjaśnienia. Implicite zawarte są w niej bowiem dwa ukryte założenia. Jeżeli ktoś twierdzi, że potrafi wybrać dla siebie lepiej to znaczy, że 1) posiada konieczną do tego wiedzę; oraz 2) poświęcił już czas na zdobywanie tego typu wiedzy i gotowy jest poświęcić go jeszcze więcej na czynności związane z dokonywaniem wyboru oraz konieczne formalności.

Jednym z najwidoczniejszych przejawów postępu jest to, że nie każdy musi robić i umieć robić wszystko. Pozwolę sobie w tym zakresie wyróżnić trzy stadia rozwojowe.

W czasach najdawniejszych, gdy niemożliwa lub bardzo utrudniona była wymiana handlowa, najlepszą strategią gwarantującą przetrwanie było dążenie do autarkii. Przeciętny człowiek (czyli pochodzący z klas nieuprzywilejowanych), chcąc przeżyć musiał znać podstawy bardzo wielu umiejętności. Potrafił często murować, zajmować się stolarką, szewstwem czy rolnictwem, warzyć piwo, opatrywać proste rany i szyć. Nie umiał za to na przykład pisać. Relikty takiego sposobu myślenia – posiadającego niegdyś wartość przystosowawczą dostrzegamy także i dzisiaj. Prawdopodobnie wielu z naszych dziadków, a czasem i rodziców nadal potrafi na przykład naprawić buty czy upiec chleb i uważa te umiejętności za bardzo ważne i przydatne. Ba! Często zdarza się, że wyrzucają swoim wnukom nieumiejętność w którejś z tych dyscyplin, zalecając przyuczenie się w jej zakresie. Współcześnie tego typu reliktową umiejętnością, co najbardziej widoczne jest w lepiej rozwiniętych państwach zachodnich jest gotowanie. Umieją gotować wszystkie babki, większość matek i jedynie niektóre młode kobiety. Oczywiście wszystko można dzisiaj gdzieś kupić, więc gotować nie ma po co.

Ciekawostką jest, że choć nie każdy musi już zajmować się szewstwem czy ciesielstwem, to jednak powszechnie uważa się, że każdy powinien za siebie umieć załatwiać sprawy administracyjne czy dbać o swój interes prawny. Jest oczywiste, że umiejętności takie „z domu” wynosi jedynie bogate mieszczaństwo, a w szkołach publicznych nikt tego nie uczy, kto wie, czy nie dlatego, że w interesie pewnych grup społecznych jest utrwalanie pośród mas właśnie najstarszego stadium rozwoju podziału pracy.

Drugim, wyższym etapem rozwoju była specjalizacja. Kiedy postęp w zakresie transportu i komunikacji umożliwił wymianę towarów na niespotykaną dotąd skalę, okazało się, że nie warto umieć robić wszystko. Poszukiwany był pracownik posiadający specjalistyczną wiedzę i umiejętności z zakresu konkretnej dziedziny. Produkowane masowo towary taniały, a umiejętności związane z wytwarzaniem ich odpowiedników domowymi sposobami stawały się niepotrzebne.

Dzięki sukcesowi odniesionemu przez politykę specjalizacji, powołane do życia zostały firmy i instytucje mające zajmować się za nas coraz to szerszym zakresem spraw zwalniając nas w końcu również z samej specjalizacji. Powstanie komputerów i Internetu umożliwiło magazynowanie i wymianę ogromnych ilości danych, zwalniając znakomitą większość ludzi z konieczności specjalizacji. Mobilność towarów, informacji i siły roboczej, a także dostępność każdego z tych zasobów promują raczej elastyczność, kreatywność i interdyscyplinarność niż specjalizację. Wiedza specjalistyczna z resztą stała się w dzisiejszych czasach tak wyspecjalizowana, że i tak nie można się jej nauczyć nigdzie poza miejscem pracy, w którym się ją stosuje. Dzisiaj wobec tego, wyoutsourceowawszy wszystkie obowiązki, możemy wreszcie zająć się tym, czym chcemy, a zatem ani nie (1) wszystkim, ani nie (2) jednym, tylko (3) fajnym i upragnionym.

A teraz spróbuję omówić odpowiedź, której udzieliliby tym, którzy nazywają się wyznawcami Wolności, ci, którzy nazwaliby się pewnie wyznawcami Wygody.

Przytoczone kilka akapitów wcześniej pytania i argumenty „wolnościowców” nie tylko nie znalazłyby zrozumienia pośród rozumujących w inny sposób „wygodników”, ale także wzbudziły by ich niepokój i wzgardę. Zacznę jednak od niezrozumienia.

Najbardziej oczywistą odpowiedzią zwolennika Wygody na pytanie: „dlaczego mam płacić obowiązkową składkę ubezpieczeniową, skoro mógłbym w inny sposób zabezpieczyć sobie godziwą starość?” jest również pytanie: „a dlaczego mam zawracać sobie głowę wyszukiwaniem takich rzeczy, skoro wolę mieć to załatwione i zapewnione przez odpowiednie instytucje?”. Temu niezrozumieniu towarzyszy również niepokój, ponieważ „wolnościowcy” pragną zazwyczaj, aby na takie cele jak wspomniane świadczenie nie były przeznaczane pieniądze publiczne. Dla „wygodnika” perspektywa taka jest przerażająca właśnie dla tego, że w sytuacji takiej utraciłby… wolność. Będąc zmuszonym zajmować się zdobywaniem niepotrzebnej do czego innego wiedzy z zakresu np. działania firm ubezpieczeniowych, sporządzania rankingu szkół itd., ale także poświęcać wiele czasu na załatwienia administracyjne, które w innym przypadku wykonane byłyby za niego przez odpowiedni urząd, straciłby czas, który mógłby przeznaczyć na pójście do teatru, kawę z przyjaciółmi, wycieczkę, imprezę lub ciekawą lekturę. I wreszcie pogarda. Kochający życie „wygodnik” pragnie przeznaczać swój czas na zajęcia, w których znajduje upodobanie lub które uważa za wewnętrznie wzbogacające, podczas gdy wszystkie pytania „wolnościowca”, ponieważ odnoszą się jedynie do pieniędzy, noszą piętno pospolitego płytkiego materializmu.

Nie da się dojść w tej materii do porozumienia. Albo ktoś woli wolność, albo woli wygodę. Walka jest naprawdę warta świeczki, bo toczy się o obraz naszego życia, które – w przypadku porażki – pozbawione będzie tego, co najcenniejsze, czyli odpowiednio wygody lub wolności. Szczególnie godne uwagi jest jednak to, że podział na „wolnościowców” i „wygodników” przebiega niezależnie, a do jakiegoś stopnia nawet wbrew podziałowi na lewicę i prawicę. Pośród ludzi identyfikujących się zarówno z jedną, jak i z drugą formacją, znajdziemy osoby odwołujące się do każdego z paradygmatów politycznego myślenia – i wygodnickiego, i wolnościowego.

To wszystko chyba jednak nieprawda.

Spoglądając na problem z innej strony, daje się dostrzec jego inny, przystojniejszy profil.

Życie to nie tylko polityka i nie tylko gospodarka. Podział na wolność i wygodę stosuje się tak naprawdę do każdej dziedziny życia i nikt nie może konsekwentnie uważać się za liberała czy comfyturę. Jesteśmy raczej mozaikami preferencji zorientowanych na jedną lub drugą z omawianych wartości. Weźmy kilka przykładowych dziedzin życia.

Rodzina. Osoba ceniąca sobie wolny wybór w zakresie życia rodzinnego będzie poszukiwać niestandardowych rozwiązań, starać się przekonać samemu, jaka forma organizacji rodziny jest dla niego najwłaściwsza. Ktoś taki może chcieć eksperymentować z tożsamością seksualną albo pochodzącymi z różnych religii modelami małżeństwa. Wygodnik życia rodzinnego pozostanie tradycjonalistą, godząc się na to, co ustalili inni i nie poddając tego w wątpliwość.

Poglądy polityczne. Tutaj podobnie, wolnościowiec będzie pragnął dowiedzieć się jak najwięcej samemu i formułować samodzielnie przemyślane sądy, podczas gdy wygodnik przyjmie dominującą na rynku idei medialną narrację, nie przejmując się, czy i w jaki sposób jest uzasadniana.

Moda. Znów ten sam schemat – jeden będzie poszukiwał własnych rozwiązań i zdobywał wiedzę w zakresie tego, co modne, podczas gdy drugi poprzestanie na jeansach, t-shircie i klasycznym garniturze od święta.

Wbrew temu, co głoszą wolnościowcy ekonomiczni, wolny wybór w dziedzinie dysponowania swoimi środkami pieniężnymi nie jest najważniejszy. To, w jakiej dziedzinie decydujemy się na wolność wyboru, a w jakiej wolimy bezrefleksyjnie zgodzić się z zastanym porządkiem, jest kwestią indywidualną, a człowiek nie jest przecież w stanie znać się na wszystkim. Dlatego jeden będzie ekonomicznym liberałem (wolność), tradycjonalistą (wygoda), który nosi się jak własny dziadek (wygoda), a inny modnym (wolność), zwolennikiem państwa opiekuńczego (wygoda), który kupuje zawsze samochody tej marki co jego ojciec (wygoda).

 

 

Wojciech Czabanowski

Pressje
O mnie Pressje

Wydawca Pressji Strona Pressji www.pressje.org.pl Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka