karol7422 karol7422
275
BLOG

KABEL cz.7

karol7422 karol7422 Gospodarka Obserwuj notkę 0

 

Podobieństwo wszystkich postaci w niniejszym blogu,do postaci rzeczywistych jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone, ale .....

Jak to trzeba uważać na każdy kroczek. Jak to trzeba mieć zawsze asa w rękawie. Uwielbiał oglądać film amerykański, w którym Gibson szalał w pokerku. To był jego idol. To była jego idea. Szczęście trzeba mieć, ale szczęściu zawsze trzeba pomóc. Tak przygotować procedury, by niezależnie od tego, czy szczęście sprzyja, czy mniej sprzyja, jego było na wierzchu. Liczy się pomysł. On zawsze miał łeb do interesów, do pomysłów mniej. Zawsze jednak umiał dobrać sobie kolegów, ludzików do pomysłów.

Teraz trzeba nam piar zrobić. Jasne, że piar musi grać. Tylko od czego zacząć. Przypadek, no przypadek, szczęście go nie opuściło.
Burza z piorunami, wiało i waliło. Drzewa padały jedno po drugim. Wiatr giął anteny. Rwały się kable. Nagle ludzie nie mieli swoich ołtarzyków. Telewizorki nie działały. Anten nie było. Z nerwów nie wiadomo, na co kogo stać. Mogą się nagle obudzić, zacząć rozglądać, pytania zadawać. Na to wszelkimi siłami nie można pozwolić. Trzeba jak najszybciej dać im ich sygnał. Szybko, jako tako to co było, ale wiadomo, że nie można dopuścić do powtórki tej tragedii.
Wtedy zjawił się ten rycerz. Ukraiński, ale ze stolicy. Wielkopolski. Miał wizję. Potrafił go przekonać do nowej idei. Prosto i bez zbędnych nawijek. Trzeba tylko spółeczkę urodzić, z rozsądnymi udziałami i dać troszkę kasy na start. Dalej to już z górki. Wiadomo, że każdy chce mieć swoje okno na świat, za rozsądne pieniążki, bez kłopotów do domku dostawać sygnał kabelkiem niepodatnym na wichury i gromy. Rachuneczek jest prościutki. Spółeczka z innymi kolesiami jak złoto. Majstersztyk. Bez problemu miał potrzebne kwity, upoważnienia i kasę. To takie oczywiste, że on wykazuje dbałość o dobro jego firmy a i innym nie żałuje ecie pecie.
Jego zasługa, że wyczuł bluesa. Wyczuł, że można łańcuszek ładny upleść, a na sztandarach mieć kulturalne barwy. Udziały w takiej spółeczce to żyły złota. Dla tego co wie jak to złotko wypłukać. Do płukania złota też potrzebna technologia. Komu czasami trafi się samorodek, temu trafi, ale najwięcej mają ci co potrafią na kolanach złoto płukać, potem mają na płuczki, rynny, wodociągi. Złoto coraz większym strumieniem leci. Eci peci. Ty też najpierw cienki kabelek, po nim grubszy i grubszy. Najpierw mały talerzyk do zbierania sygnału, potem większy i większy dający więcej i więcej.
Jego zasługa, że zrozumiał, co do niego gada ten rycerz. Nawet jak o kompach zaczął gadać, nie wywalił go na zbity pysk, tylko cierpliwość wykazał.
Kompów od zawsze nie cierpiał. Uważał, że wymyślili je gówniarze do grania w głupie gry, do oglądania pornoli, do rwania w necie towarów przy puszkach browaru. Sam choćby chciał, nie mógł trafić paluchem w klawisz. Taka wada fizyczna. Klawisz na mały, paluch gruby.
Nieraz z zazdrością patrzył jak jego główna księgówka, rządki cyferek na ekranie porządkuje. To trzeba tym kompom oddać. Potrafią cwanie liczyć. Wie już, że hakerzy mogą spowodować, by dwa i dwa było cztery i pół. Jak trzeba to potrafią to zrobić. Jak im każe to to zrobią. W odpowiednim czasie. Na wszystko musi przyjść czas. On ma dużo czasu.
Jego zasługa, że tak w swojej głowie, bez pomocy kompów, poukładał te udziały w spółeczce córeczce, że i firma mamusia coś na odpieprz dostaje, ale i wspólna hadar gwiazdeczka, spółeczka Franeczka ma godny dostęp do kochanej kasy, kasiorki, keszu, szmalcu.
Ależ to mu się udało poukładać. Tym prawnikom aż oczy na wierzch wychodziły. Ale łykali co trzeba. Pisali aż im kompy się grzały. Tak poukładać, żeby i kasa szła w pełni wszelkich praw, do gwiazdeczki hadar spółeczki oficjalnie Franeczka, a on na pewno o to, jak ją dzielić, zapyta swego dobroczyńcę.
Jak on to wszystko ładnie poukładał. Nie sam jednak. Pamiętał zawsze o cennych wskazówkach starego wyjadacza medialnego. Co ten mu gadał o piarze. Nic tak dobrze piaru nie robi jak własne media. Własne media dobrze obsadzone łebskimi pisakami, gadaczami, kamermanami, tak, tak, też komputerowcami.
Powolutku, cierpliwie, panując nad poszczególnymi etapami rozwoju. On zawsze wiedział, gdzie są konfitury. Czuł, że to najlepszy jego interes. Trzeba go pilnować jak żyły złota. Nie dopuszczać do żadnych wątpliwości. Trzeba tam najlepszych czyli najwierniejszych, sprawdzonych w lojalności wobec niego. Żadnych kompromisów. Żadnych innowacji.
Rada musi być w takiej spółeczce. Dobra. Dajemy na ta wysuniętą placówkę swoich sprawdzonych. Jasne, że Wachtowy jest najlepszy. Nie szkodzi, że mu z gęby jedzie jak ze sracza. Nie szkodzi, że aby coś zrozumiał, trzeba mu to dużymi literami przekazać. Wachtowy już dopilnuje, żeby wszystko było tak jak on mu każe.
Kto tam ma robić te piary. Sam wybierał tych co mieli pokazywać się w kamerze. Sam prowadził a nimi dyskusje, badał, sondował. Nie mógł liczyć na hunterów. Jakiś cwaniaków mu podsyłali, co tylko czekali na jego pomyłkę. Ale on zawsze wiedział, już po pierwszym kontakcie, na co może liczyć od takiego typka. Jeden jeszcze w czerwonej czapce wlazł do niego. Czerwonej. Jak go szurnął, to drzwi prawie wywalił. Co mi tu będą. PASZŁA WON.
Czas, czas leciał. Nawet nie zauważył jak latka strzeliły jego dziecięciu. Towarzystwo dobrze działało. Kabelki jak sieć. Nieprzychylni mówią – pajęcza sieć. On mówił - piarowska firma. Kabelki, talerzyki, talerze, łącza. Technika jak XXI wiek. Wow. Sam się sobie dziwił jak on za tym nadąża. Jak mu to się udaje. Działa wszystko jak dobrze naoliwiona maszynka do robienia pieniążków.
Franio, kochany zawsze lojalnie pokazywał ile weszło i co z tym robimy pytał. Nie ma sprawy. Kasa musi pracować, iść tam gdzie za jej pomocą, on może zdobywać sojuszników, przyjaciół. Franio nie pytał czemu. Franiu pytał – Jak? – kesz, prezent, lokalik, udziały.
Z początku było dziwnie, kiedy trzeba było jechać z keszem na drugi koniec, w ustronia czy inne góry. Polubił to jednak. Zmusili go do poznania kawałka świata. Innego świata. Za kierowcę był brany jakiś pies, sypali ile dobra beemwica miała pod maską, niebieski żołędź błyskał gdzie trzeba. Cudnie. Władza. Maluczcy niech spadają na asfalt. My musimy zdążyć. Co to nas obchodzą jakieś durne kodeksy. To dla dupków. Na czas byli. Końcówka. Pies do budy, jakiś motel czy knajpa. Siedzi i czeka. On za kółko i jedzie kawałek dostojnie. Czekali już na niego. Powitanie. Niedźwiedzie. Jedzonko. Trunki wyborne. Klasa.
Zawsze zapomniał tam walizeczki. Taka wada głowy. Taka wada, a jednak korzystna.
Nie chciał zdać się w tym zapominalstwie na nikogo. To jego broszka. Może nie ufał. Może chciał sam być lubianym.
Lubili go za to zapominalstwo. Potrafili odwdzięczyć się w czasach próby a i czasie potrzeby. To oni ustawiali do pionu, a to tego, a to tamtego. Nie można było jedynie znaleźć dojścia to czerwonego. Na głowie czerwonego. W głowie na pewno pusto na głowie wiadomo. Ale o tym później. Co się odwlecze to nie uciecze.
Jest rok 2002

karol7422
O mnie karol7422

Krytyczny wobec rzeczywistości spółdzielczej

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka