guardian guardian
677
BLOG

KONGRES LEWICY - podsumowanie

guardian guardian Polityka Obserwuj notkę 4

Dzisiaj rozpoczął się i po sześciu godzinach zakończył hucznie zapowiadany "KONGRES LEWICY". Zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością musiało być dla zwolenników SLD oraz ludzi słuchających w ostatnich miesiącach zapowiedzi - bardzo bolesne. Nie chodzi tutaj bynajmniej o brak na kongresie trzech byłych prezydentów, co strasznie uwydatniały media, ale w ogóle o liczebność zebranych i o brak na kongresie wielu ludzi i organizacji, którzy wcześniej swoją obecnośc na kongresie zapowiadali.

Wśród prezydentów, od początku chodziło właściwie tylko o to czy będzie Kwaśniewski czy nie, Jaruzelski jest poważnie chory, a Wałęsa i tak występowałby w roli kobiety z brodą. Kwaśniewski pojawił się na kongresie wyłącznie poprzez dosyć uprzejmy list, jak podejrzewam, Jolanta Kwaśniewska powtarza mężowi nie tylko jak jeść bezę, ale również jak znosić z klasą gówniarskie inwektywy od ludzi, którzy dzisiaj utożsamiają SLD ze sobą, a wszyscy łącznie nie zrobili dla SLD dziesiątej części tego co Kwaśniewski.

Liczba ucztestników kongresu, była, również dla organizatorów - bardzo niemiłym zaskoczeniem. Kilka miesięcy temu gdy pytano członków SLD mówili oni o potężnym zjeździe do którego jest potrzebny taki obiekt jak Stadion Narodowy (sami ulegali propagandzie, gdyż o ile wiadomo planów robienia kongresu na płycie głównej nigdy nie było). W ciagu ostatnich tygodni mowa była o kilku tysiącach osób, które będą obecne na kongresie. Jak mnie uczono kilka to co najmniej trzy, chociaż słyszałem również zdanie, że kilka to co najmniej pięć. Wczoraj mówiono o co najmniej dwóch tysiącach, dzisiaj rozpowiadano, że przybyć miało 1700 osób, według pogłosek oraz obliczeń własnych na kongresie zjawiło się nie więcej niż 500 - 700 osób.

Również liczba partii i stowarzyszeń, które zapowiadały obecność zmniejszała się w zastraszającym tempie, a ratowano tą liczbę poprzez liczenie osobno coraz to nowych związków wchodzących w skład OPZZ, czy też wykorzystując to, że takie osoby jak Pani Prof. Szyszkowska, jak sama powiedziała szefuje bodajże trzem stowarzyszeniom, które dzisiaj reprezentowała. I tak z trzystu pozostało sześćdziesiąt kilka.

Wśród ważnych postaci lewicy obok oczywiście Aleksandra Kwaśniewskiego zabrakło m.in. Włodzimierza Cimoszewicza, Marka Borowskiego, Andrzeja Celińskiego (według słów Palikota wybrał współpracę z Europą+), Ryszarda Kalisza, Jerzego Urbana, ani chyba nikogo związanego z "NIE", Marka Siwca, Jerzego Hausnera, nie było znanych postaci, które związały sie PO jak Danuta Hubner, czy Dariusz Rosati, nie było Piotra Ikonowicza, który ściśle współpracuje z Europą +. Poza Olejniczakiem nie zauważyłem też na Kongresie eurodeputowanych Sojuszu (obserwują i wyczekują ?).

Forma Kongresu i jego długość, jako recepta na dominację prawicy wołają o pomstę do nieba. Kongres trwał 6 godzin w tym jak pokazała praktyka prawie półtora godziny przerw. Panele dyskusyjne trwały niecałe dwie godziny, z czego jedną trzecią zajmowała przeważnie oficjałka prowadzącego i przedstawianie panelistów. Szkoda, gdyż akurat panele były dosyć mocno obsadzone merytorycznie, głównie przez ludzi związanych z SLD bardzo luźno. Powtarzanie więc w mediach, że dzisiaj rodził się program SLD, które słyszeliśmy z wielu ust polityków Sojuszu można potraktować jako żart, a niech najlepszym tego przykładem będą słowa Wojciecha Olejniczaka, który podsumował swój panel i wypracowane tam tezy słowami Polska musi być bardziej innowacyjna. Nikomu lepiej od tego kongresu oleju w głowie nie przybędzie, nie urodziły się tez na pewno żadne ani konkretne ani ogólne pomysły na przełamanie socjaldemokratycznego impasu. SLD będzie natomiast mogło nadal w kółko powtarzać "non possumus" wobec coraz bardziej pogłębiających się różnic społecznych i problemów ludzi młodych.

Niewątpliwym i jedynym zwycięzcą kongresu jest Krzysztof Gawkowski, który zaznaczył swoją obecność ściągnięciem krawata, zakasaniem rękawów i iście robotniczymi śladami potu na koszuli. Sądzę, że bycie jedną z niewielu młodych osób na kongresie, na dodatek żywą i energiczną zyska mu na stałe sympatię SLDowskiego proletariatu geriatrycznego. Śpiewanie przez członków SLD "Międzynarodówki" nie było jednak szczególnie wstrząsające, gdyż od czasu gdy Pasikowski w "Psach" pokazał esbeków śpiewających 'Janek Wiśniewski padł" żadna sprzeczność nie jest w stanie polskiego widza zaskoczyć.

Kongres się więc zakończył, a od jutra wracamy do prawicowej rzeczywistości. Miejmy nadzieję, że mądre osoby na lewicy zobaczyły, że nie ma się szczególnie do kogo w SLD przymilać.

guardian
O mnie guardian

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka