Nie upłynęła nawet doba, a już zaczynają wypełniać się prorocze słowa: "To nie media mogą w głównej mierze doprowadzić do ewentualnego znaczącego spadku notowań PiS, ale on sam - poprzez nierozsądne działania. A liczą się przede wszystkim niuanse". Media przez wiele długich lat nie poradziły sobie ze skutecznym wykopaniem dołków pod PiS, a same często w nie wpadły. Dzisiaj i jutro tak samo nie wypełnią zadań, których od nich oczekują decydenci, jak nie wypełniły. Ale otrzymają pomoc od tych, których najbardziej nie lubią - od PiS. Tego najbardziej należy się obawiać.
Właśnie plotki słychać, że PiS ma pomysł polegający na ograniczeniu liczby sklepów monopolowych. Infromacja wprawdzie ukazała się na łamach nieprzyjaznych wobec PiS mediów, ale - jeśli to prawda - to gratuluję tego pomysłu, a jeśli nieprawda, to dlaczego jeszcze nikt tego nie zdementował? Jako sklepikarz byłbym zdenerwowany, jako stały klient byłbym zły, a jako osoba pijąca okazjonalnie, która nagle musi biec na drugi koniec miasta, byłbym po prostu wściekły, gdyby to weszło w życie. Tak właśnie wykrwawiała się PO. Jeden głupi pomysł, lekceważenie, trzeci jeszcze głupszy, bardziej irytujący, a ostatecznie płacz i zgrzytanie zębów - zwłaszcza po stracie wiarygodności, do dzisiaj mocno bolącym. Głupie zmiany w testach na prawo jazdy wzbudziły w wielu niechęć do PO, niechęć potęgowaną kolejnymi doniesieniami o wdrażaniu głupich zmian.
W kwestii sprzedaży alkoholu, który był i będzie, ideałem jest rozwiązanie polegające na odsunięciu sklepów z tanim alkoholem od miejsc, które odwiedzają turyści. Jedynie tyle! To powinno dopomóc branży turystycznej, zapewnić przyjemniejszy pobyt gościom. Amatorów alkoholi w Polsce niestety nie da się oduczyć spożywania za pomocą rozwiązań prawnych, a to nawet zły pomysł, gdy chce się komuś pomagać na siłę. Ewentualne zmiany powinny być stopniowe.
W żaden sposób nie da się znacząco ograniczyć konsumpcji alkoholu poprzez ograniczenie liczby punktów sprzedaży. Można w ten sposób co najwyżej wydłużyć kolejki. Konsumpcję ogranicza się zawsze poprzez ograniczenie popytu, a na ten wpływa moda, reklama i kampanie informacyjne. Spożycie alkoholu spadnie wtedy, gdy zniknie moda na spożycie, głównie wśród ludzi młodych. Ponieważ rzeczywistość nie lubi próżni, to jedną modę należy zastąpić drugą - np. sportem lub pchaniem wózka z dzieckiem. A i o tym chciałem napisać.
500 zł na dziecko
Nie zamierzam ostro krytykować pomysłu 500 zł na dziecko. Najlepiej wyjdzie wtedy, kiedy to sama rzeczywistość ten pomysł zweryfikuje, o ile znajdą się osoby, które podsumują odpowiednio tę sprawę. Ludzie z dziećmi na pewno ucieszą się z pieniędzy. Nie mam nic przeciwko temu, żeby byli zadowoleni. Żadnego boomu urodzeniowego dzięki 500 zł na dziecko jednak nie będzie. Bo to, że ktoś nie ma dziecka, to nie jest kwestia 500 zł. Dzieci w Polsce jest mało, bo młodemu pokoleniu brakuje stabilności finansowej, bo trudno o mieszkanie, bo trudno o posiadanie pewności, że praca będzie za rok, a poza tym nie ma mody na dzieci. Jeżeli są warunki i jest moda, to są dzieci.
To media w głównej mierze kreują modę. Prawicowe gazety biadolą, że jest niski wzrost demograficzny, a odkąd istnieją, ani razu nie przeprowadziły żadnej kampanii informacyjnej, która byłaby pomocna w wykreowaniu mody na dziecko, nie jedno, lecz więcej. A kiedy wystąpił ostatni boom urodzeniowy w Polsce? W latach 1981–1982 [1], po okresie rządów Edwarda Gierka. Co robił Edward Gierek? Pewnie było w tym wiele propagandy sukcesu, ale mimo wszystko budowano mieszkania i wspierano przemysł (praca). Dziś nie można tego schematu powtórzyć w ten sam sposób. Można jednak zadbać o dobre prawo na rynku mieszkań oraz o wzmocnienie gospodarki (praca), co - w połączeniu z modą na dziecko - poskutkuje tym samym. O Edwardzie Gierku można mówić różnie, ale wiele osób zawdzięcza własne istnienie temu, że w tamtym okresie pojawiły się dogodne warunki na dziecko.
[1] - https://pl.wikipedia.org/wiki/Ludno%C5%9B%C4%87_Polski
PS Wesołych Świąt.
