... Ślązakiem.
Tak, czuję się Ślązakiem i napawa mnie to dumą. Może i w większości próżną, bo jakoś w tą śląskość mało zainwestowałem, niemniej jest ona nieodłączną częścią mojego życia. Tak mnie wychowano, tak mnie uczono, i tak na mnie pokazują. Znam też wielu ludzi, którzy ze Śląskiem związani są o wiele bardziej - nie wstydzą się gwary (nie jakieś tam "zaciąganie", ino prowdziwo śluńsko godka), znają dobrze historię i nigdy nie opuścili tych terenów (nawet jak im się nie przelewa(ło) ). Takich ludzi tu się szanuje wyjątkowo, bo przypominają oni o tym gdzie się znajdujemy i kim jesteśmy. Bo Śląsk to region o różnorodnej tradycji kulturowej, w której całkiem świeżo przewija się kilka nurtów i tworzy spójną całość. Jednocześnie Śląsk bardzo wiele przeszedł (często w krókich odstępach czasu), od zmian przynależności, ingerencji sił z wielu stron, po ambiwalentne stosunki wobec samych Ślązaków. Pamiętajmy przecież jak walczono o Śląsk jako strategiczny region, jak spierano się o to kim są Ślązacy, jak próbowano wzbudzać tu nastroje separatystyczne (i jak wiele organizacji o takich ideach tu powstało), jak zabijano Ślązaków ze względu na ich "niemieckość", i jak żerowano na gospodarczej wartości Śląska nie dając przez długi czas nic w zamian. To wszystko wpłynęło na pewne poczucie krzywdy i jednocześnie odrzucenia narzucanej tożsamości. Lecz jednocześnie zahartowało to mocno ducha tożsamości tych ludzi, którzy tu żyli i żyją do dzis. Zahartowało tak mocno, że wykuło się z niego wręcz poczucie narodu - wspólnoty, która dziedziczy pewne wartości i nosi blizny historii.
... Polakiem.
Czy to, że czuję się Ślązakiem od razu tworzy ze mnie jakiegoś antypolaka? Wroga narodu polskiego, w którym nie ma odcieni szarości, tylko "biel albo czerwień" ? Bo ja bardzo kocham Polskę, i jednocześnie czuję się Ślązakiem i niech nikt nie próbuje mnie rozdzierać, ani wymuszać na mnie podjęcie wyboru. Niech nikt nie mówi mi, że ciągnie mnie do Niemiec, Czech, Wysp Owczych i czego tam jeszcze. Tu mi dobrze. Chcę tylko, żeby nikt też nie próbował we mnie wdusić czegoś, czego i tak nie strawię. Chcę tylko, żeby ktoś z zewnątrz postarał się zrozumieć, że swą tozśamością nie zamierzam mu szkodzić. Chcę tylko, żeby Ślązak z innymi żył w zgodzie. Kiedyś próbowano nas dzielić, próbowano dzielić Polskę na górali, kaszubów i nie tylko (z góralami prawie się udało!). Dziś jakoś można żyć w zgodzie. I nawet jeśli Śląsk cieszyłby się większą autonomią (a i pewnie inne regiony również mogłyby to wywalczyć, bo z tego co wiem w programie RAŚ jest nie tylko autonomia Śląska, ale też ogólna decentralizacja i usamodzielnienie regionów - pomijam bezsenowność/sensowność tego planu), to nie chciałbym budować muru wobec Polski. Bo tu nie chodzi o to, żeby od kogoś uciekać. Wszystko mogłoby przebiegać w oparciu o wzajemne zaufanie, i po prostu pospolitą przyjaźń z szacunkiem.
... sobą.
Pan Jarosław Kaczyński wywołał stłumiony przez czas dyskurs o separatyźmie, i o ludziach którzy czując się sobą, są jednocześnie solą w oku czujących inaczej i czujących, że ci co czują się sobą, powinni czuć się inaczej sobą również. W ten sposób obudziliśmy bestie uśpione przy kaganku polskiej wielokulturowości, opartej o bujną i często smutną historię. Czy warto było? W takich sytuacjach pytanie o interes samo się nasuwa. Jaki interes miał Jarosław Kaczyński pisząc o "zakamuflowanej opcji niemieckiej"? Niezmienny. Czyli dmuchanie w tubę nacjonalistycznych pobudek i polskich lęków o spójność narodową i ziemię. Różne tylko czasami formy przybiera: rusofobiczne, antysteinbachowskie, a dziś gra na nutach odmienności Ślązaków.
A może po prostu zamiast tych sporów, lepiej byłoby się wzajemnie przeprosić, i pogodzić?