pwilkin pwilkin
70
BLOG

Dość rządzenia przez kryzys

pwilkin pwilkin Polityka Obserwuj notkę 51

Długo nie pisałem, ale stwierdziłem, że jako wyborca PO muszę jakoś skomentować ostatnie poczytania rządu Tuska i jego machiny PRowej. A dzieje się niedobrze (dla kraju rzecz jasna, nie dla rządu). Wygląda na to, że masa fundamentalnych dla kraju reform i projektów zwyczajnie leży. Wymieniając trzy największe: reforma finansów publicznych, reforma służby zdrowia, EURO 2012. Platforma obiecywała tutaj zmianę. Niestety, istotna poprawa nastąpiła wyłącznie w sferze PR. Miejsce problemów związanych z lustracją, IPNem i rozgrywkami w ramach obozu władzy (z kategorii: czy Wasserman wygryzie Ziobrę, czy na odwrót i czy Kaczmarek jest z układu) oraz wątpliwej jakości rewelacji Antoniego Macierewicza zastąpiła propaganda sukcesu w dziedzinach dla większości Polaków raczej istotniejszych.

Problem w tym, że mamy na razie propagandę sukcesu, nie mamy jednak samego sukcesu. To oczywiście może działać (i jak pokazują słupki sondażowe, działa nadal, a jak pokazała kadencja PiSu, takie "rządzenie PRem" może działać na dość długą metę). Nie będzie jednak działać w nieskończoność. Przede wszystkim jest tu jedna zasadnicza granica - czas. Niektóre projekty nie mogą zostać odłożone w nieskończoność, nie da się np. zbudować tysięcy kilometrów autostrad w przeciągu jednego roku. Czym skutkuje odkładanie np. remontów, przekonaliśmy się w Warszawie, kiedy to Gronkiewicz-Waltz postanowiła hurtem nadrobić zaległości powstałe za rządów Kaczyńskiego. Jak widać - i tak źle, i tak niedobrze; Kaczyński przeczekiwał wszystko, bo bał się jakichkolwiek przetargów z obawy przed korupcją, zaś Gronkiewicz stwierdziła najwyraźniej, że "lepiej zrobić to szybko i mieć to za sobą" - efekty wszyscy znamy: Warszawa stoi w korkach, a zarząd miasta nie bardzo wie, co z tym zrobić.

Paradoksalnie, im dłużej Tusk odciąga fundamentalne reformy, tym gorzej. Każda trudna reforma wiąże się bowiem z narażeniem się pewnej grupie wpływu. Co gorsza, nawet pod względem PRowym Tusk tu jest bez wyjścia - decydując się na pewne rozwiązania, może narazić się "górze" (np. działaczom partii swojej bądź koalicyjnej, wielkiemu biznesowi, mediom czy korporacjom), zaś zaniechując ich - opinii publicznej, która już wielokrotnie udowadniała, że w przeddzień wyborów bezwzględnie potrafi przebijać marketingowy balon propagandy sukcesu odchodzącego rządu. Stopniowe przeprowadzanie tych reform byłoby mądrzejszym krokiem - można by bowiem wtedy skuteczniej kontrolować negatywne skutki tychże reform, a nawet zagrywać jednych przeciwko drugim w celu uśmierzenia protestów, jak to dość skutecznie robił Tusk w przypadku zeszłorocznych strajków. Jeśli Tusk będzie wszystko wstrzymywał, to skończy jak Buzek - będzie zmuszony robić reformy "na szybko", wszystko mu się wyślizgnie spod kontroli, a w owym braku kontroli sprytni politycy partii koalicyjnych i masa "działaczy" będzie "kręcić lody".

Przyznaję, ciężko mi krytykować na bieżąco rządy Tuska, bo w odróżnieniu od Kaczyńskiego nie popełnia on aż tak spektakularnych wpadek. Problem w tym, że niekoniecznie musi to oznaczać lepszy wynik rządów na dłuższą metę. Długotrwałe zaniechania mogą bowiem mieć jeszcze gorsze skutki, niż nagłe potknięcia. Ktoś, kto wpadnie w błoto, nie będzie szczególnie czysty - ale prawdopodobnie będzie nam mniej przeszkadzał niż ktoś, kto przez miesiąc się nie kąpał. 

Skąd tytułowe "rządzenie przez kryzys"? Otóż wydaje mi się, że Tusk zaczyna przejmować taktykę Kaczyńskiego (i nie chodzi mi akurat koniecznie o ostatnie wyskoki Marcinkiewicza, raczej o wcześniejsze konflikty z prezydentem i "niekontrolowane" występy Palikota, który chyba pełni w PO tę samą funkcję, którą dostał w PiSie Jacek Kurski). Pal diabli, jeśli będzie to służyło przeforsowaniu po cichu potrzebnych, acz niepopularnych reform - wtedy owo "zarządzanie przez kryzys" mogę Tuskowi wybaczyć. Ale jeśli Tusk zamierza w taki sposób rządzić albo, co gorsza, prowadzić kampanię prezydencką, to niech lepiej pamięta, jak los spotkał poprzedników, którzy stosowali podobną strategię i myśleli, że "ciemny lud to kupi". Ciemny lud, wbrew pozorom, kupuje tylko do pewnego momentu.

pwilkin
O mnie pwilkin

W pewnym momencie człowiek już nie wytrzymuje i musi te parę słow napisać... Dlaczego nudny? Bo postaram się, aby nie było płomiennych mów, wielkich słów i rzucania gromami, tylko chłodne, rzeczowe analizy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka