Qwalsky Qwalsky
120
BLOG

Ratowanie Grecji po niemiecku

Qwalsky Qwalsky Gospodarka Obserwuj notkę 9

 

Przyznam się, że gdy obserwuję zamieszanie wokół Grecji, trudno mi nie podziwiać Niemców. Zyskują na zamieszaniu wokół tego niewielkiego kraju chyba najbardziej na całym kontynencie.
Wszyscy wiemy, że niemieckie towary słyną z jakości. Mówcie co chcecie, ale to połączenie niemieckość=wysoka jakość udało im się wpoić nie tylko Polakom, którzy kupują głównie niemieckie samochody, niemieckie proszki uważają za lepsze itd. itp., ale wielu innym narodom. Wiadomo, że za wysoką jakość trzeba zapłacić odpowiednią cenę – i klienci, kupujący niemieckie towary się z tym godzą. Ale ta cena nie może być zbyt wysoka. Tymczasem amerykańskie kłopoty, kryzys finansowy i gospodarczy na świecie spowodowały, że euro zyskiwało na wartości w stosunku do innych walut. W rezultacie wysokie ceny niemieckich produktów stawały się pomału zbyt wysokie, co mogłoby uderzyć w odradzająca się gospodarkę naszych zachodnich sąsiadów. Na szczęście pojawiła się Grecji – euro od pewnego czasu spada, co dla niemieckich eksporterów (a eksport jest jednym z głównych sił napędowych tamtejszej ekonomii) jest błogosławieństwem.
Na dodatek Niemcy, tak jak wiele innych krajów, mają rekordowo wysoki deficyt. Jego finansowanie jest poważnym obciążeniem dla budżetu. Wiadomo także, że duże emisje prędzej czy później powodują, że cena spada, czyli trzeba wyemitować jeszcze więcej obligacji, aby uzyskać tę samą kwotę. Jednak na zamieszaniu Niemcy zyskują (zapewne podobnie jak Francuzi), bo ceny ich obligacji rosną. Sprzedają wiec mniej obligacji, co w przyszłości oznacza niższe koszty obsługi. Ponieważ tańsze euro przyspieszy ożywienie gospodarki, obligacje będą coraz droższe, koszty coraz mniejsze, bo przecież Niemcy sobie świetnie radzą.
Dodatkowo wytargują przy okazji pomocy dla Grecji jakieś rzeczy, czy to związane z koniecznością dokładniejszego przestrzegania kryteriów z Maastricht (niski deficyt, dług na przyzwoitym poziomie), czy wręcz umożliwiających wyrzucenie jakiegoś kraju ze strefy euro. Takie coś dla wyrzucanego oznacza faktycznie bankructwo, głęboką zapaść finansową firm i obywateli, czyli staje się potężną bronią polityczną. Nie wiem, kto będzie celował, ale Niemcy – jako główny płatnik – zapewne zagwarantują sobie kontrolę nad spustem.
Już wiadomo, że trudniej będzie wejść do strefy euro. Trzeba będzie wykazać się nie tylko odpowiednim stanem gospodarki, ale – założę się – także dobrym postrzeganiem u Niemców. W tej sytuacji nasza droga do euro – co akurat nie powinno nam przeszkadzać – jeszcze się wydłuży.
Istnieje wprawdzie ryzyko, że palące się w Grecji ognisko, którego iskierki już przeskoczyły do Portugalii i bodajże Hiszpanii, przerodzi się w trawiący Europę pożar. Jednak do tego trzeba by, aby Hiszpania miała równie uczciwie prowadzoną politykę budżetową jak Grecja – czyli żeby kłamała tak dobrze, że wydatki na ratowanie tego kraju przekroczyłyby możliwości Niemiec. W innym wypadku ryzyka wielkiej zapaści nie ma – Niemcy mają dostatecznie dużo pieniędzy, aby pomóc i Grecji, i ewentualnie Portugalii. Ale z ich wydawaniem będą czekać tak długo, aż dostaną, co zechcą.
Z tego wszystkiego płynie wniosek, że Hitler był idiotą. Jego polityka opanowania Europy przy pomocy wojska była kretyńska. Za to jego następcy, łącznie z Angelą Merkel – którzy mają te same cele strategiczne co ten kretyn z wąsikiem – są po prostu świetni. Oni wiedzą, że wiele da się kupić, a to, czego kupić się nie da, otrzyma się za pomoc.
Qwalsky
O mnie Qwalsky

Zastanawiam się, co jest za tym, co widać

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka