Kiedyś byłem gówniarzem. I czytałem po gówniarsku i ze zrozumieniem gazety oraz różne tytuły. A te piały, co następuje: zdobądź wykształcenie, awansuj na magistra, obejrzyj najnowszy ranking uczelni, wybierz sobie świetlaną przyszłość, bądź absolwentem uniwersytetu i zostań się cysorzem życia!
Propaganda i kłamstwo gazetowe.
Ale wiem to dopiero teraz, po latach. Teraz, gdy już mam to cysorskie, wykształcenie wyższe.
Bo żadne szkoły nie zagwarantują ci tego, co sam musisz mieć w sobie, żeby żyć jak człowiek.
A musisz mieć trzy proste rzeczy: pomysł na życie zawodowe, plan działania i talent.
Plus, rzecz dodatkową z pogranicza hazardu i metafizyki, czyli szczęście.
Natomiast, medialna gloryfikacja magisterium, odpowiednio podlana kasą z reklam wyższych uczelni na łamach, owocuje tylko nadwyżką magistrów i frustracją bezrobotnych absolwentów.
Absolwentów, którzy i tak wyjadą za granicę kraju żeby kelnerować pijanym Anglikom lub kłaść płytki w kiblu jakiegoś Niemca.
Siedzę na Wyspach od dziesięciu lat i wiem z własnego doświadczenia, że żeby dostać tu przyzwoitą robotę, trzeba często i gęsto, zatajać własne i osobiste wykształcenie wyższe!
A, tak.
Bo w momencie aplikacji o pracę nie wnosi ono nic do sprawy prócz obaw przyszłego pracodawcy, który zaczyna myśleć i kombinować: cwaniak skończył studia, a to znaczy, że może mi bardziej cwaniakować niż inni, a to oznacza, że będę się z nim musiał użerać głośniej i dłużej niż z innymi… A skoro tak, to, po cholerę, mi taki pracownik…!?
Lata na emigracji i moje życiowe, własne doświadczenie zawodowe nauczyły mnie, co następuje: bardzo smutnej a wycofanej pokory i bardzo niewesołego braku, rozbuchanej, nadziei.
Bo już wiem, że nie zostanę kosmonautą ani mistrzem rajdów w formule. Nie zostanę też strażakiem ani podróżnikiem, o czym marzyłem będąc bardzo nieletnim gówniarzem…
Jedyne, co mogę zrobić to zostać jakimś tam, szeregowym członkiem tłumu, co to ma jakąś tam robotę. Ale żeby to osiągnąć muszę:
1. obniżyć jeszcze bardziej swoje własne, niewygórowane, już i tak, standardy i oczekiwania życiowe
2. i brać, co wlezie, zgodnie z obniżonymi już uprzednio, standardami…
Czyli dziobać swoje życie zawodowe, z wyższym wykształceniem w tle, jak kura glebę ze skąpym ziarnem - czasami tylko spoglądając na orły, które fruwają, tam u góry, bo im się udało.
„Wszyscy siedzimy w rynsztoku, tyle, że niektórzy z nas patrzą na gwiazdy”.
Ot i co.