rafalb 1 rafalb 1
50
BLOG

Kto wierzy w demokrację?

rafalb 1 rafalb 1 Polityka Obserwuj notkę 1

Coraz częściej mam wrażenie, że demokracji ufają niemal wszyscy, lecz poza tymi, którzy najgłośniej jej hasła propagują. Przykładowo, już od kilku lat niektóre partie wspominają o możliwości wprowadzenia zakazu kandydowania w wyborach osobom, które zostały skazane prawomocnym wyrokiem sądu. Znajduje to zresztą spore poparcie w społeczeństwie. Tacy ludzie z jednej strony głoszą zatem, że demokracja to ustrój piękny i prowadzący do najlepszych wyborów, a z drugiej nie wierzą, że jest on w stanie sam odrzucić niektórych kandydatów na podstawie dobrze znanych i łatwo weryfikowalnych faktów. Ciekawe, że te same osoby mogą zarazem wierzyć, że ustrój ten potrafi zagwarantować rządy ludzi mądrych i pomysłowych, albo przynajmniej uchronić nas przed głupcami? A przecież znacznie trudniej rozpoznać głupca czy kłamcę z dobrym PR-em niż sprawdzić fakt bycia skazanym, na co istnieją formalne dokumenty.

Podobną hipokryzją wykazują się politycy europejscy przyjmując tzw. traktat reformujący. Nie tak dawno praktycznie ten sam dokument był forsowany pod nazwą Traktatu Konstytucyjnego (wytrwali, którzy zdołali go w całości przerobić twierdzą nawet, że ponad 90% artykułów w obu traktatach brzmi identycznie). Jak wiemy, w demokratycznych referendach został on odrzucony przez lud francuski i holenderski. Nie przeszkodziło to jednak politykom żeby po prostu zmienić jego nazwę i przyjąć go w innym trybie, bez pytania ludu o zgodę w poszczególnych krajach. Dlaczego? Bo wynik byłby niepewny, jak to wymsknęło się jednemu z naszych europrzedstawicieli. Dzięki temu przynajmniej możemy zrozumieć kiedy w Europie jest demokracja. Ano wtedy, gdy lud wybiera to, co jego nadzorcy uznają za słuszne. W przeciwnym wypadku mamy totalitaryzm.

W ten wynaturzony ustrój wierzyć zdaje się inna ważna grupa, tzw. autorytety. Masowo podpisują apele w obronie demokracji, nawołują do przeciwstawienia się zawłaszczaniu państwa, a nawet ofiarnie wyrażają zgodę na kandydowanie w wyborach, byle uchronić nas przed dyktaturą. Jedynie niefortunnym zbiegiem okoliczności jest, że często mają parę zaległych spraw w sądach, albo nieco barwną przeszłość (np. są ofiarami bycia donosicielem, albo mają na koncie wiersze wychwalające Stalina). A jeżeli jakiś autorytet odważy się demokrację zakwestionować to nagle okazuje się, że są u niego podejrzewane zaburzenia psychiczne, jest zaślepiony nienawiścią i w ogóle należy go odrzucić i zapomnieć, pozostawiając w publicznej świadomości tylko tę nieskażoną cząstkę jego poglądów (tak zrobiono np. ze Stefanem Kisielewskim).

Prawdziwą, szczerą wiarę w demokrację wykazuje więc już chyba tylko lud, który okresowo wybiera swoich przedstawicieli (tak brzmi oficjalny opis tego procederu) ciesząc się, jaką to władzę mu przyznano. A owi przedstawiciele spokojnie robią swoje - propaganda od podstawówki i maszynka kręci się znakomicie. Fanatyzmu demokratycznego, który dzięki tym staraniom stał się normą, nie zakłóca wcale fakt, że w demokratycznych czasach zupełnie obcy ludzie mają na nasze życie wielokrotnie większy wpływ, niż za jakiegokolwiek (no, prawie) autorytarnego władcy w historii. W dawnych czasach ludzie grozili powstaniami, gdy okrutny despota narzucał im choćby dziesięcinę, o odbieraniu dzieci rodzicom czy koncesjach na pędzenie bimbru nawet nie wspominając. Wystarczyło jednak od małego wbijać do głów, że te podatki to przecież dla was, oraz że władza jest w waszych rękach. I teraz można uszczęśliwiać poddanych do woli.

Wielu ludzi dostrzega, że coś w tym wszystkim jest nie tak, ale próbuje tłumaczyć to różnymi szczegółami, jak choćby sam sposób wybierania władzy. Ostatnio na przykład modne są jednomandatowe okręgi wyborcze. Szanuję zdanie niektórych zwolenników JOW-ów, którzy twierdzą, że lepiej wykonać nawet mały krok w kierunku poprawy, gdy na pełną zmianę ustroju się nie zanosi. Problem w tym, że ja wcale nie jestem przekonany, czy akurat JOW cokolwiek zmienią. W niektórych krajach istnieją analogiczne ruchy, według których właśnie zniesienie JOW miałoby wszystko odwrócić... Raczej sądzę, że byłaby to tylko kwestia przystosowania się naszych nadzorców i lekkiej zmiany technik promocyjnych. Ja decydując się na taki pragmatyzm poszedłbym raczej w kierunku ograniczenia zbioru głosujących, np. do osób które mogą wykazać się jakimiś życiowymi osiągnięciami (mają własny dom, wychowali zaradne dzieci, dysponują jakimś majątkiem). Wówczas moglibyśmy mieć trochę (ale tylko trochę) większą szansę na rozsądne rządy (ludzie, którzy coś osiągnęli udowodnili, że w jakimś stopniu potrafią swój umysł wykorzystać, a jednocześnie mają czym ryzykować, więc może nieco dokładniej przemyślą swoje wybory).

Niestety, większość jest do tego stopnia wytresowana, że w dyskusjach na temat ustroju automatycznie zadaje pytania typu: a jak autorytarny władca miałby być wybierany?. Władzę uznaje się za zbawienną moc, dzięki której w ogóle możemy istnieć i funkcjonować, która broni nas przed złem wszelkiej maści. Należy ją wybierać i cieszyć się, że w ogóle ktoś łaskawie chce nami władać. Owszem, władza istnieć będzie zawsze - człowiek z natury jest chciwy i agresywny. Podobnie jednak zawsze będą istnieć morderstwa, ale nikt raczej nie uznałby ich z tego powodu za coś dobrego, albo coś czego wpływy należy zwiększać. Nie wspominając o głosowaniu pt. kto ma dzisiaj zostać zamordowany.

Władza nie jest darem lecz barbarzyństwem, polegającym na tym, że jeden człowiek narzuca drugiemu reguły, ustala co ten ma robić a czego nie, nie pytając go o pozwolenie. Demokracja opiera się na wpojeniu ludziom, że dzięki temu zyskują ochronę przed przestępcami i wyzyskiwaczami, a w dodatku - jeśli zbiorą większą grupę - mogą coś ugrać na reszcie społeczeństwa (sprytny przedstawiciel doskonale potrafi takie relacje wykorzystać do własnych celów). Warto w tym miejscu uświadomić sobie jedną rzecz. Jak to ujęła Ayn Rand: Krzywdy, jakie wyrządzili przestępcy rodzajowi ludzkiemu, są minimalne w porównaniu do zbrodni popełnionych przez władze państwowe. A jak pokazał XX wiek, pod względem okrucieństwa i szkodliwości czynów żadna władza nie może równać się z tą, która otrzymała poparcie mas...

rafalb 1
O mnie rafalb 1

Blog poświęcony jest krytyce lewicowych ideologii, narzucanych nam w coraz większym wymiarze dla naszego dobra (i za nasze pieniądze), z socjalizmem i demokracją na czele. Chcemy waszego dobra... i będziemy je mieć. Szczególną "sympatią" autor darzy takie pomysły polityków, jak: wyrównywanie szans, redystrybucja dochodu, równouprawnianie (wszystkiego), zabezpieczenia socjalne, ceny minimalne/maksymalne, walka z wykluczeniem społecznym, krzewienie tolerancji i kształtowanie społeczeństwa obywatelskiego. Nazwa bloga zaczerpnięta została z książki Wojciecha Cejrowskiego, której - żeby dopełnić bezczelności całego przedsięwzięcia - autor bloga nawet nie przeczytał...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka