Rafał Ziemkiewicz Rafał Ziemkiewicz
751
BLOG

Panadoktorskie ględołki

Rafał Ziemkiewicz Rafał Ziemkiewicz Polityka Obserwuj notkę 91
Trzy poniedziałki temu zrobiłem coś, co mi się chyba od pięciu lat nie zdarzyło: nie kupiłem "Newsweeka". Już go miałem w ręku, już wkładałem do koszyka, ale zajrzawszy na chybił trafił do środka zobaczyłem rozmowę o wolności słowa w USA z Larrym Flyntem. Jeśli to ma być ma być autorytet od takich spraw, to ja chrzanię, stwierdziłem i odłożyłem tygodnik tam, skąd go wziąłem. Dwa poniedziałki temu kupiłem, by z podziwem prześledzić kontredanse, jakimi koledzy z redakcji obudowali skądinąd dla wszystkich od dawna oczywistą sprawę, że Kapuściński współpracował z wywiadem PRL i że na starość bardzo się bał o tym mówić (by wspomnieć choćby tylko o ucieczce sprzed kamery Telewizyjnych Wiadomości Literackich). A więc odpowiednio ustawiająca wymowę okładka (nie: "podpisał", ale "czy mógł odmówić"), poprzedzenie tekstu swoistą instrukcją, jak go czytać etc. Przy okazji, była w tym numerze rzecz skandaliczna. W wywiadzie z Ernestem Skalskim ten ostatni opowiada, że esbek namawiał go do oszkalowaina kogoś tam, kusząc, bezskutecznie, obietnicą dostarczania w przyszłości różnych atrakcyjnych materiałów, które obdarowanego nimi uczynią gwiazdą dziennikarstwa. "Zdumiewająca analogia", wykrzykuje na to któryś z prowadzących wywiad, "dziś też się niszczy ludzi, i też niektórzy dziennikarze dostają materiały od służb specjalnych! Ale, wracając do Kapuścińskiego..." (cytuję z grubsza, z pamięci, bo egzemplarza już nie mam). Takie typowe wpuszczenie szczura mimochodem, to znaczy, typowe dla dziennikarstwa "obrońców demokracji" - tak nawiasem mówiąc, ten Kaczyński to przecież drugi Gomułka, nie ma żadnej różnicy między nagonką na Zydów w marcu 1968 a krytykowaniem profesora Geremka, i to jest oczywiste, ale wracając do tematu... Ciekawe, że analogia nie nasunęła się wywiadobiorcom na przykład taka, że skoro bezpieka potrafiła lansować gwiazdy dziennikarstwa w PRL, to może robiła to i w PRL-bis, zwanej też III RP? No, zresztą wszystkie te starania nie pomogły bynajmniej "Newsweekowi", "Wyborcza" zjechała ich pryncypialnie, i zabawnie było widzieć u Lisa Wojciecha Maziarskiego w roli obrońcy lustracji. Zabawnie też było widzieć redaktora Pacewicza przywołującego prostackie dowcipasy Pilcha o "pierdzeniu Kapuścińskiemu do grobu" w charakterze wypowiedzi autoryteta moralnego. Aż prosiłoby się zrobić z tego dżingel - elita sama o sobie, mój idol świadczy o mnie albo coś takiego. W ten poniedziałek także "Newsweka" kupiłem, między innymi zyskując w ten sposób okazję do przeczytania wywiadu z dr Sławomirem Murawcem, psychiatrą. Doktor stwierdza, że wielu polityków to osobowości niedojrzałe, co pewnie jest prawdą - dzisiejsza cywilizacja, cpo najmniej od czasów "kontrkultury" wielbi i hołubi niedojrzałość, więc czemu akurat politycy mieli by być wyjątkiem. Tym, co naprawdę cenne, są panadoktorowe definicje choroby psychicznej. Paranoik na przykład to człowiek, który używa pojęcia "zło". "Nie ma rewolucji bez paranoi... Żeby na nowo obalić stary porządek trzeba na nowo nazwać dobro i zło. Znaleźć wroga" - oznajmia pan doktor. No, no, to niezłe. To pan doktor sam mógłby być niezłym paranoikiem, jak by mu na przykład gwizdnęli samochód, bo idę o zakład, że by natychmiast wtedy "znalazł wroga" w złodzieju, i domagał się, żeby go złapano, ukarano i odebrano skradzione mienie. "Ale przecież czarno białe widzenie świata nie świadczy o paranoi", odważa się zauważyć dziennikarka, co na tle tej rozmowy lśni jak pierwszej wody dyament mądrości. Pan doktor nie daje się jednak zagiąć: "Niebezpiecznie zaczyna się robić, gdy człowiek zaczyna wierzyć, że dobro i prawda leżą po jego stronie", odkrywa. O ja cię... No pewnie, przecież każdy normalny człowiek zdaje sobie sprawę, że dobro i prawda leżą po stronie przeciwnej. Każdy normalny człowiek chce świadomie czynić zło i żyć w kłamstwie. Tylko paranoik chciałby odwrotnie. A "Tacy ludzie u władzy są groźni". Przekładając na język bieżącej polityki, można w tym wyczytać wskazówkę: lepsi cyniczni złodzieje i oligarchowie od Kwacha, niż paranoiczne rojenia o naprawie państwa i ukróceniu korupcji. Zresztą wyłożoną wprost. Za rządów lewicy, kojarzonych ze złodziejstwem, było, zdaniem mędrca "też niemiło, ale jakby mniej groźnie". Jasna sprawa. Dlatego, choć deklaruje on, że ludzi zaburzonych widzi po różnych stronach sceny politycznej, to jakoś poza Józefem Oleksym omawia tylko przypadki jednoznacznie odnoszące się do głównej partii rządzącej. Żeby nadać swym przestrogom intelektualny polor, pan doktor postanawia błysnąć erudycją. I to jest najśmieszniejsze: "Był taki władca we wczesnych wiekach chrześcijańskich. Gdy zdobywał miasto, mordował wszystkich w duchu miłosierdzia. Wysyłał ich na sąd ostateczny: pan Bóg oddzieli dobrych od złych, bo ja nie mogę, mówił z >>pokorą<<" - opowiada doktor Murawiec. Zapewne chodzi mu o sławnego dowódcę tzw. krucjaty przeciwko Katarom, Szymona z Montfort. Wprawdzie było to nie w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, tylko w wieku XIII (wybitny psychiatra nie musi odróżniać antyku od późnego średniowiecza, bo to nie wchodzi w zakres jego specjalności), ale to on właśnie, pytany przez podwładnych, jak mają odróżnić sekciarzy od prawych chrześcijan odpowiedział "zabijajcie wszystkich, Bóg swoich pozna". Tylko że nie miało to nic wspólnego z "duchem miłosierdzia", "pokorą" ani "paranoją", ani nawet, wbrew pozorom, religijnym fanatyzmem. Był to po prostu krańcowy, zbrodniczy cynizm, i sam De Montfort uważał swe słowa za dobry żart (tak też je przyjęli jego podwładni - dopiero publicyści Oświecenia nadali im inny sens). Rzecz w tym, że przywódca krucjaty był Normanem i dowodził wojskami Normańskimi. Normandowie i Prowansalczycy toczyli ze sobą walkę od stuleci, przede wszystkim o dominację nad obszarem dzisiejszej Francji, ale też z narastającej przez pokolenia nienawiści plemiennej. Dla Szymona walka z herezją była więc idealną okazją zadania odwieczenmu wrogowi, przy wykorzystaniu wsparcia reszty Europy i pod auspicjami samego Boga, a co najmniej jego ziemskiego namiestnika, największych strat, jak tylko się dało. I wykorzystał on tę okazję dobrze - Prowansja, bynajmniej nie tylko tereny, na których herezja miała silne poparcie, została spalona do gołej ziemi i wyludniona, a jej potęga została raz na zawsze złamana. Można sobie wyobrazić, że podobnie jak Motfort mógłby sobie poczynać i żartować, dajmy na to, generał Ratko Mladić, gdyby dostał od Rady Bezpieczeństwa glejt na zaprowadzenie siłami serbskimi demokracji w Bośni. Muszę przyznać, że niewiele rzeczy uważam za bardziej żałosne od takich pseudoerudycyjnych popisów - mój Tato uczył mnie, że jak się czegoś nie wie, to lepiej się nie mądrzyć, ale on wyznawał system wartości dziś już uważany za zupełnie anachroniczny. Miałem do kolegów z "Newsweeka" żal, że pismo steruje w kierunku drugiego "Przekroju" - poza tym, że uważam "Przekrój" za gazetę słabą, to nie bardzo widzę sens w kopiowaniu czegoś, co już jest i szczególnego sukcesu rynkowego nie odniosło. Ale teksty takie jak wywiad z doktorem Murawcem czytywałem dotąd już nawet nie w "Przekroju", ale w "Przeglądzie". Jakoś mi przykro na to patrzeć. PS. Nie mam czasu cytować obszerniej, ale właściwie każde zdanie doktora M. jest szalenie inspirujące. A już zwłaszcza to "nie ma rewolucji bez paranoi, a mamy przecież rewolucję, symbolicznie nazwaną powołaniem IV Rzeczpospolitej". No, ale przecież powołanie III RP też było symbolem rewolucji. Może by tam pan doktor pokusił się o fachowy wykład, jaka TAMTEJ rewolucji przyświacała paranoja? I kto ją uosabiał? Wałęsa? Mazowiecki, który symbolicznie obalał stary porządek, odkreślając przeszłość grubą linią? Balcerowicz, "znajdujący wroga" w księżycowej ekonomice peerelu, inflacji i braku dyscypliny finansowej? A może (horribile dictu...) profesor Geremek i jego krąg przyjaciół, próbujący tu zbudować "rzeczpospolitą samorządną", czyli "coś co pójdzie o krok dalej niż zachodnia demokracja"? Więcej, panie doktorze, więcej - także o Sierpniu'80, jak to wtedy paranoicy, przekonani, że dobro i prawda są po ich stronie, "na nowo nazwali dobro i zło"? Wszak jeśli nie ma rewolucji bez paranoi, a paranoja jest zawsze gorsza niż rządy oligarchii, nawet bandyckiej... Ach, ileż ciekawych treści może z tego wyniknać! Nie mogę się doczekać!</div>

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka