Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy
510
BLOG

Bletki- kultowa opera mydlana drugiego obiegu

Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy Kultura Obserwuj notkę 0

W Polsce kwitnie drugi obieg, przynajmniej w polskiej sieci Internet. Istnieje też cała grupa prasy publikującej inne treści, np. filmy traktujące o katastrofie prezydenckiego samolotu w Smoleńsku, a poglądy prezentowne w tych filmach są nieobecne w mediach sektora licencjonowanego przez obecny układ rządzący. Wykształciły się co najmniej cztery obiegi: narodowo- konserwatywny, konserwatywno-liberalny, liberalno-socjaldemokratyczny, socjalistyczny.

Serial „Skins” (po polsku tłumaczony jako „Kumple”, choć poprawne tłumaczenie nazwy brzmi „Bletki” lub „Blejzy”) jest typowym przykładem serialu drugiego obiegu który zyskał na tyle liczne grono polskich fanów, że planowano nawet imprezy muzyczne dla jego polskich fanów.

Nagradzany serial opowiada o pokoleniach młodych nastolatków brytyjskich z Bristolu na zachodnim wybrzeżu Zjednoczonego Królestwa. Robiony z młodymi, nieznanymi jeszcze aktorami, porusza szereg kontrowersyjnych kwestii jakimi żyją, a raczej w jakich żyją młode pokolenia. Jest seks, bauns i nadużywanie miękkich dragów, są dysfunkcyjne rodziny, zaburzenia psychiczne (wraz z lękiem przed jedzeniem czy fobiami społecznymi), problemy identyfikacji seksualnej, śmierć. Film jest w zasadzie operą mydlaną o młodych gandziapalaczach, jaraczach sensi, jakich wielu z nas spotkało mieszkając w Wielkiej Brytanii. I ja miałem swoją brytyjską paczkę kumpli, i ja żyłem w świecie dość intensywnych relacji międzyludzkich.

Brytyjska młodzież była generalnie gandziajarająca, ich nocne życie przypominało rodzaj gandziowego najt tripu. Znajomy niepełnoletni nastolatek przestawał palić gandzię na imprezach dopiero wtedy gdy na całonocną imprezę (gdzie większość publiczności jarała publicznie blanty) przychodził z mamą. Kumpel z sąsiedztwa, niepełnoletni, mówił tak niezrozumiałym slangiem, że w rozmowach przez telefon musiałem prosić by przełączył się na bardziej dla mnie zrozumiały język z kanału BBC. Tamtejszy slang, owe „lyngoł”, miał ogromne naleciałości jamajskiego patois, na dzielnicy mieszkało mnóstwo potomków emigrantów z Karaibów. Weekendy były odwiedzinami wielkich całonocnych imprez, czasem podróżowałem na nie z lokalną ekipą do innych miast. Znajomi didżeje tak dobrze zarabiali w tym biznesie, że z miasta do miasta potrafili jeździć taksówkami.

Świat ten jest dość nieobecny w Polsce. Nawet rodzimi gandziapalacze są mniej „międzypołączeni” (interconnected), choć moi polscy znajomi mają po dwa telefony (jeden zwykle nie starcza w ciągu pełnego kontaktów dnia), i produkują się na fejsbuku czy twitterze. Liczba potencjalnych rozrywek jest w Polsce mniejsza, nie ma kultury domówek z racji innych warunków lokalowych (posiadanie własnej kamienicy, choćby i ciasnej, jest w Polsce rzadkością, sąsiedzi którym nie przeszkadza całonocna wylewająca się na ulice biba, również). Polska jest krajem gdzie wielu młodych ludzi żyje, niejako z musu, kulturą innych nacji, swoją mając zniszczoną choćby z braku mediów.

Byłem na prywatkach na których człowiek zachodził w głowę, czy konstruktorzy budynku przewidzieli takie tłumy na metr kwadratowy drewnianej podłogi. Niektóre imprezy były tak epickie, że pisano o nich w gazetach. Rozlały się na okoliczne ulice, zjechały uliczne soundsystemy do tego stopnia że policja nie była w stanie ich zamknąć, gdy rozpoczął się kolejny dzień. Świat grajmu, rejvu, raggadżangel. Dubstepu i dżamp-apu. Nawijacze w salonie, ziomki z gramofonami w niemal każdym mieszkaniu jakie się odwiedzało.

W Polsce coś się zmienia, ale dalej tutejsza kultura jest w głębokim upadku. Są miasta gdzie scena muzyczna wręcz nie istnieje albo się rozpadła wraz z emigracją młodych pokoleń. Są miasta (np. przy granicy czeskiej czy niemieckiej) gdzie wyemigrowali niemal wszyscy ci zwykle konsumujący młodą liberalną obyczajowo kulturę, więc nie ma nawet dla kogo organizować eventów. Jakość życia takich grup w wielu miastach uległa albo drastycznemu pogorszeniu, albo od lat zatrzymała się w miejscu, wobec tego wiele regionów straciło ekonomiczne podstawy umożliwiające egzystencję znacznych grup społecznych, stanowiących coś co socjolodzy określają mianem młodej klasy twórczej.

Nawet wielkie polskie aglomeracje osiągają jakość komercyjnej oferty kulturalnej ledwie miasteczek Europy Zachodniej. Życie w Polsce jest trochę wygnaniem od współczesnej kultury, także z tym większą ciekawością oglądnąłem wygłupy młodego pokolenia prezentowane w serialu. I w Polsce są takie środowiska, lekko może inne. Żyją na tych samych lub podobnych mediach, intensywnie się kontaktują. W domu mają studia didżejskie, żyją w grupach. Mają zupełnie inne nawyki spędzania czasu i obyczaje. Nie różnią się aż tak bardzo od swoich brytyjskich rówiesników, choć mają bez porównania gorsze perspektywy na przyszłość.

Problemem tych grup, poza innymi problemami typowymi dla reszty społeczeństwa, także np. fatalna jakość marihuany. W Warszawie sprzedawany np. jest tzw. „warszawski skun” o dość złej famie, i wierząc osobom zorientowanym, są to produkty wprowadzane na rynek podobno przez lokalne władze, wyprzedające zarekwirowany towar po niższej cenie. Sprzedawcy używek dobrej jakości są zaś przez owe władze szybko eliminowani z rynku, jak twierdzą osoby zorientowane w temacie.

Cechą serialu jest oparcie się na młodych pisarzach oraz nastoletnich konsultantach. Organizowane sa jawne i publiczne konkursy na mlodych scenopisarzy, osoby z takich konkursowych naborów dołączyły do zespołu tworzącego scenariusz już szóstego sezonu serialu. Jak podaje polska Wikipedia: „Realistyczne scenariusze poszczególnych odcinków pisane są przez młode osoby, których średni wiek to 21 lat. Współproducent serii w jednym z wywiadów przyznał: Chodzi przede wszystkim o scenariusz (...) Chcemy pokazać naszym widzom, że nie są sami. Zawsze ktoś ominie spotkanie dla scenarzystów, ponieważ zajęty jest przygotowaniami do egzaminów.” Angażowano aktorów w wieku 16- 18 lat pochodzących z wielkich castingów.

W Polsce dominują dziwne stereotypy gandziapalacza. Być może są one po części słuszne, nie wiem, bo nie obracam się w takich środowiskach. Dominuje np. opinia że osoba po spaleniu się nic nie robi, jest leniwa. A z gandzią jest podobnie jak z alkoholem: można spić się na umór, można się tym delektować jak winem (bo i rodzajów gandzi jest wiele).

Jak podaje brytyjska Wikipedia opisując ten serial, Tony Stonem to atrakcyjny, inteligentny i popularny towarzysko młodzieniec. Jego zakulisowe intrygi często są niezauważane przez innych, i są katalizatorem większości wydarzeń w mieście. Sid jest jego najwierniejszym przyjacielem, a zarazem kompletnie przeciwstawną osobowością, zalękniona społecznie, pozbawioną pewności siebie. Jest prawiczkiem. Inne osobowości to lew towarzyski Chris, który „kiedyś był bardzo w pigułach, pillsach”, obecne mieszkający samotnie z powodu braku ojca i obojętnej matki. Jest anorektyczka Cassie, jest gejowaty Maxxie, jakby zerżnięty z młodych brytyjskich dresiarzy. Jest muzułmanin Anwar o dość wybiórczym podejściu do Islamu, typowym dla wielu brytyjskich młodych z tych środowisk.

Polskim problemem, wynikającym zapewne z odcięcia polskich bakaczy od kultury palenia, jest niski stopień owej kultury palenia. Można spotkać osoby niepełnoletnie ewidentnie przesadzające, chyba głównie dlatego że niemające styczności zresztą tego środowiska. Do wielu klubów można wejść mając dopiero 18 lat. Nie wiem czy to sensowna praktyka, jest z pewnością bardziej restrykcyjna niż w Wielkiej Brytanii, gdzie miejsc otwartych dla młodych pokoleń osób z takich środowisk jest po prostu nieporównanie więcej.

W mojej opinii polska przesada to przede wszystkim efekt zepchnięcia całej tej kultury pod dywan, w związku z czym przede wszystkim w młodym pokoleniu, wśród osób niepełnoletnich mnożą się takie problemy (jak też zapewne cała masa innych). Nadzieja jest w mediach drugiego obiegu, prezentujących wspólczesne normy kulturowe, nawet jeśli są one przerysowane. Gandzia wydaje się elementem socjalizującym, jest w owym serialu lajtmotivem hedonistycznie nastawionej grupy nastolatków. Nie jest to wiele odmienne od tego co widziałem na własne oczy w Wielkiej Brytanii.

Młodzi są dość nieobecni w polskich mediach licencjonowanego przez rząd obiegu. Dominuje w nim pop-kultura rozprowadzana np. przez związanego z minionym ustrojem Zbigniewa Benbenka, zarządzającego, poza siecią kasyn, także siecią ok. 50 stacji radiowych należących do kontrolowanego także przez niego holdingu ZPR. Polskie media obiegu licencjonowanego przez rząd promują dość odmienną wersję kultury. Ma się wrażenie, ze nadzwyczaj sztuczną w zestawieniu z takimi brytyjskimi produkcjami jak „Skins”.

 

 

 

Cytaty z serialu „Skins”, odcinek I. I.serii, za wikiquotes.org

 

Tony [1.1]

Tony: Tonight's the night, Sid. You finally pop the cherry, you finally get the VIP tour of Neverland, you finally...

Sid: Fuck off. [mutters] Don't make fun of me.

 

 

Tony: Alright, who's stupid enough to fuck Sid?

Michelle: Cassie?

Sid: No, she's still in hospital.

Michelle: No, they let her out; she's just not allowed to handle knives.

Sid: [defeated] Alright, she'll do.

Tony: Okay we'll have to get a lot of drugs. Tell you what: get an ounce. We can sell it at the party.

Sid: I've got to get an ounce of spliff?

Tony: Sure. There's this guy on Bradley Stoke who'll sell on tick; tell him you'll pay tomorrow.

Sid: Why don't you go?

Tony: Can't. Got tai chi, then my choir audition, then psychology.

Michelle: Cassie's great in the sack... as long as she's not hungry.

Sid: Who says?

Tony and Michelle: Everyone.

 

 

Tony: I say this world extends way beyond this little field of dreams we're dancing in, and I wanna see that world.

Chris: What the fuck's he on about?

Jal: He's quoting, Chris. It's a literary reference.

Chris: What do you mean, like Shakespeare and shit?

Jal: Dawson's Creek.

 

 

Maxxie: Where are you going?

Chris: To find that party.

Maxxie: Nah!

Chris: Look, it's posh kids! All the boys are gay!

Maxxie: Yea?

Anwar: Are the girls gay, too?

Chris: Look... everyone's gay!

 

 

Tony: How's the treatment going, Cassie?

Cassie: Oh, it's cool. I wear a white dress and now I can eat yogurt, cup-a-soup, and hazelnuts now. I'm not sick if they let me play with the cats. Yeah, it's like... hazy days, y'know?

Tony: Well, that's encouraging...

 

 

Sid: I mean, what would you do when everything is just so fucked up and you don't know what to do?

Cassie: I stop eating until they take me to the hospital.

Lubię operę i prowadzę witrynę Radiotelewizja.pl Radiotelewizja Promote your Page too

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura