Radosław Kieryłowicz Radosław Kieryłowicz
146
BLOG

Autobusowe pętle czasu

Radosław Kieryłowicz Radosław Kieryłowicz Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Pętle autobusowe, znają głównie ci, którzy mieszkają lub pracują poza miastem, a z racji nie posiadania, lub rezygnacji z transportu własnego korzystają z usług miejskiej komunikacji. Największe z nich, mają wiele stanowisk. Odjeżdżają z nich autobusy do różnych dzielnic, jak również do wielu pozamiejskich osiedli. Pętle znajdują się na krańcach stolicy, a może lepiej powiedzieć, tam gdzie stolica kończyła się 30 lat temu. Lokalizacji ich nie będę roztrząsał, bo nie o to chodzi.

Godzina 6-8 i 16-18, wielka ciżba ludzi wylewa się z przegubowych smoków, aby podążyć na długie perony, przy których stoją następne. Część z pasażerów już instynktownie wie, który z nich powiezie ich w pobliże miejsca przeznaczenia. Część zaś chcąc dowiedzieć się o możliwych innych połączeniach biegnie do wiaty, umieszczonej zazwyczaj na końcu stanowiska, gdzie znajdują się rozkłady jazdy… Biegnie, bo nie wie, czy jego wymarzony pojazd, który znajduje się na końcu kolejki autobusów za chwilę nie odjedzie. Po czym wraca uspokojony, lub jeszcze większym pędem. Istna pętla czasu, której granicę wyznacza tylko prędkość przemieszczania się ciała w pogoni za autobusem. Gdy jest sucho, to jeszcze, jeszcze, ale gdy chlapa, lód, albo śnieg, to pogoń ta nabiera większych humorystycznych lub dramatycznych emocji… I „psiiiii” daje się słyszeć odgłos zamykanych drzwi, a potem autobus upragnionego kursu wykręca spoza linii pojazdów i opuszcza stanowisko. Zawiedziony pasażer musi odczekać swoje, kiedy nie pojawi się następny. Nerwowo patrzy na zegarek. „No przecież powinien dopiero za minutę”! Ciśnie mu się do ust niemy okrzyk.

No właśnie. Za minutę, za dwie. Już powinien odjechać. Co z tego, że istnieje rozkład jazdy, skoro nie wiadomo, która jest godzina? Zegarek nie jest już dobrem luksusowym, jak niegdyś, więc wszyscy je mają. Co z tego, skoro właściwie każdy inaczej chodzi. Nie tylko ten pasażera. Ale również ten kierowcy. Rozwiązanie tego jest bardzo proste. Duże zegary umieszczone w miejscach widocznych, programowane centralnie, to znaczy tak, aby nikt nie mógł przy nich gmerać na miejscu. Wtedy wszyscy wiedzą która jest godzina. Wybór rodzaju, marki, wyświetlacza pozostawiam ZTMowi. Nie musi być to Patek Philippe. Dobrze byłoby również, aby system informacji o odjeżdżających autobusach wzorował się na rozwiązaniu z przystanków tramwajowych Alej Jerozolimskich, który z tak wielką pompą był fetowany przez Panią Prezydent. Może nie jest on doskonały i nawet czasami zawodny, ale znacznie to lepsze niż karteluchy przylepione do tablic w wiatach przystankowych, informujących małym druczkiem o godzinach odjazdów, a jeszcze mniejszym o ewentualnych zmianach. Tłumy, kłębiące się przed tablicami, wybałuszające oczy, aby w dojrzeć niewielkie cyferki przy odpowiednich liniach. Oto rzeczywistość.

Wiaty, to już inna sprawa. Niewielkie budy z jedną ławką, Szczęśliwie tak zadaszone i obudowane, że zacinający deszcz nie szkodzi. Ale, gdyby na tych pętlach były one większe, nic by się nie stało. Więcej osób by się zmieściło, a i miejsce na informację byłoby obszerniejsze i literki na karteluchach mogłyby być ciut większe. Wiem. Żądam niemożliwego. A… to trzeba zorganizować przetarg, projekt, zatwierdzić… No i jeszcze wydać pieniądze, których w mieście nie ma! Sądzę, że te wszystkie zmiany na wszystkich większych pętlach, których jest w mieście góra 12. pochłonęłyby kwotę mniejszą niż 3,6 miliona złotych, którą to Pani Prezydent tak lekko roztrwoniła na witanie Nowego Roku. Rozumiem, że huczny sylwester, transmitowany przez stację telewizyjną jest lepszą reklamą niż zadowoleni pasażerowie na pętlach autobusowych. Bo ile można im poświęcić. Pół minuty w programie lokalnym? A sylwester to parę godzin zabawy w najważniejszym dniu w roku. Widać kobita gospodarna, taką imprezę wyprawiła!

W nowym roku, po staremu, pasażerowie na pętlach autobusowych, rzucą się wir przesiadkowej zabawy. Zaczyna się wszak karnawał. Tylko sobie nóg i rąk nie połamcie.

Tradycjonalista, uważający, ze prawdziwe korzenie nowoczesnego społeczeństwa polskiego wyrastają wprost z tradycji Rzeczpospolitej Obojga Narodów, wsparte o doświadczenia zaborów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości