Robbob Robbob
24
BLOG

Kim Gordon - The Collective

Robbob Robbob Kultura Obserwuj notkę 0
Gdzieś ongiś czytałem, że debiutancką płytę „No Home Record” ktoś określił jako kolejny rozdział historii Sonic Youth, a nie solowy album Kim Gordon. O ile można było doszukiwać się źródeł muzyki z poprzedniego albumu w muzyce Sonic Youth - ja zresztą tego poglądu nie podzielam co wyraziłem tutaj [zobacz recenzja >>] - o tyle tu można rozstać się z takimi przekonaniami. Muzyka na płycie „The Collective” ma się nijak do tego, co tworzyli Sonic Youth i bardzo dobrze, że tak jest. Nie jestem sentymentalny i wolę słuchać nowej twórczości, nawet jeśli nie jest zbyt udana, niż próbować odgrzewanych kotletów.

Kim Gordon - The Collective
2024 Matador Records

1. BYE BYE
2. The Candy House
3. I Don’t Miss My Mind
4. I’m A Man
5. Trophies
6. It’s Dark Inside
7. Psychedelic Orgasm
8. Tree House
9. Shelf Warmer
10. The Believers
11. Dream Dollar

Gdzieś ongiś czytałem, że debiutancką płytę „No Home Record” ktoś określił jako kolejny rozdział historii Sonic Youth, a nie solowy album Kim Gordon. O ile można było doszukiwać się źródeł muzyki z poprzedniego albumu w muzyce Sonic Youth - ja zresztą tego poglądu nie podzielam co wyraziłem tutaj [zobacz recenzja >>] - o tyle tu można rozstać się z takimi przekonaniami. Muzyka na płycie „The Collective” ma się nijak do tego, co tworzyli Sonic Youth i bardzo dobrze, że tak jest. Nie jestem sentymentalny i wolę słuchać nowej twórczości, nawet jeśli nie jest zbyt udana, niż próbować odgrzewanych kotletów.

Tyle wstępu, a jaka jest muzyka na  „The Collective”? Otóż jest to album wypełniony ciężką elektroniką, ponurą, twardą i bezlitosną. Tu już nie ma nawet tego nieco zwichrowanego liryzmu, jaki odnajdziem na „No Home Record”. Na „The Collective” jest brud i ciężar, wypełniony często jednostajną mechaniczną perkusją. Można ten rodzaj muzyki określać jako  rodzaj awangardowego hip-hopu, ale trzeba ostrzec, że nowa płyta Kim Gordon brzmi o wiele ciężej i bardziej bezkompromisowo w porównaniu do poprzedniej.

Jedno jest pewne. Słuchając tego albumu nie odpoczniecie ani na moment, nawet przy kawałku „Shelf Warmer”, który jest ciut lżejszy, ale nie na tyle, by nie odczuć jego wagi. Trudno opisać tę płytę nie odwołując się do jej ciężaru, systemu wag. Takie skojarzenie narzuca się już przy pierwszym podejściu do płyty i pogłębia się wraz z każdym kolejnym odsłuchem.  

Teraz możnaby zapytać się, czy podobała mi się ta płyta? Odpowiedź nie jest wcale prosta i  jednoznaczna. Z jednej strony podziwiam niekomercyjny i odważny wybór ścieżki muzycznej dokonanej przez Kim Gordon. Z drugiej strony mam wątpliwości, czy nie można byłoby choć delikatnie zróżnicować środków wyrazu i uczynić tę tkankę muzyczną mniej jednostajną. Ale taki był zamysł artystki i ja to szanuję.

Na pewno jest to jedna z ważniejszych płyt muzyki alternatywnej w tym roku i nie można tej pozycji zlekceważyć.

Robbob
O mnie Robbob

Najgorsze jest to, że nie wiem co jest najgorsze

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura