Robert Smoleń Robert Smoleń
284
BLOG

Ukraina. Ciąg dalszy

Robert Smoleń Robert Smoleń Polityka Obserwuj notkę 4

 

Po ostatniej wizycie prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza w Moskwie i podpisaniu w jej trakcie pakietu ukraińsko-rosyjskich porozumień sytuacja się nieco wyklarowała. Niestety, nie tak, jak by sobie tego życzyła większość opinii publicznej i elit politycznych w Polsce.
Prawdopodobny scenariusz może wyglądać tak: W. Janukowycz będzie w stanie „sprzedać” porozumienia moskiewskie jako swój sukces. Ceny gazu niższe o jedna trzecią, 15 miliardów dolarów za ukraińskie obligacje – to przekonujące argumenty. Bez wątpienia umocnią poparcie wśród zwolenników Partii Regionów, a dość prawdopodobne, że przekonają tez wahających się. Tłum z Majdanu Nezależnosti rozejdzie się sceptyczny, ale w końcu się rozejdzie; na Janukowycza i tak by nie głosował. Jeśli obecny prezydent utrzyma poparcie za dwa lata wygra wybory. I wtedy wszyscy zasiądą do stołu, aby rozegrać tę partię na nowo.
W. Janukowycz nie będzie chciał oddać Ukrainy Rosji – to pewne. Wolałby lawirować między Moskwą a Brukselą, wyciągać jak największe korzyści z obu stron. Zabiegać o stowarzyszenie i pogłębioną strefę wolnego handlu z Unią Europejską, nie wstępować do Unii Celnej Rosji, Białorusi i Kazachstanu (a tym bardziej do przyszłej Unii Euroazjatyckiej).
W tym scenariuszu są jednak dwa „ale”. Po pierwsze ukraiński prezydent ma po drugiej stronie mocnego gracza. Władimir Putin nie ubiega się przecież o tytuł dobroczyńcy roku. Jeśli zgodził się uruchomić solidne transfery pieniężne w stronę Kijowa, to nie za „bezdurno”. Trzeba będzie za to zapłacić cenę polityczną. Nawet zwrot pieniędzy z nawiązką chyba nie wchodzi w grę.
Tym bardziej, że operację sprzed tygodnia trzeba będzie za rok powtórzyć. 15 miliardów dolarów to wciąż za mało, aby zasypać dziurę w ukraińskich finansach publicznych; brakuje jeszcze pięciu. Około 12 miliardów trzeba będzie zapłacić za rosyjski gaz w ciągu całego 2014 roku. W przyszłym roku Ukraina będzie musiała spłacić 8 mld zagranicznego długu. Krótko mówiąc, za 12 miesięcy widmo katastrofy będzie wcale nie mniejsze niż było teraz. A więc znów trzeba będzie się uśmiechać do Władimira Władimirowicza. I można się spodziewać, że ten postawi wówczas trudniejsze warunki.
Drugie „ale” dotyczy procesu społecznego uruchomionego na Majdanie. W polityce często bywa tak, że (nawet niekiedy z pozoru drobne) wydarzenia niespodziewanie uruchamiają logiczny ciąg układający się w proces. Kto mógł się spodziewać, że sprawa stowarzyszenia z UE, w sumie dość techniczna i odnosząca się do prostych związków z Unią, wyzwoli tyle emocji? Oczywiście oliwy do ognia dolała brutalna akcja Berkutu w nocy z 29 na 30 listopada; to ona wywołała mobilizację przeciwników obecnego obozu władzy. W każdym razie po tegorocznym „majdanie” (używam tego określenia w znaczeniu przenośnym, nie jako nazwy placu) społeczeństwo obywatelskie na Ukrainie jest mocniejsze, a hasło „Europa” stało się jego sztandarem. Ten slogan będzie wracał. Jest sugestywnym, łatwym do zrozumienia symbolem. W walce o rząd dusz tego typu symbole są nieodzowne.
Docelowo wybór „okcydentalny” byłby dla Ukrainy znacznie korzystniejszy, niż „orientalny”. Chociaż na krótką metę – znacznie trudniejszy. Pozostawienie rosyjskiego rynku otwartym dla ukraińskich towarów – jedna z konsekwencji porozumienia moskiewskiego – poprawi kondycję firm znad Dniepru, ale nie zmusi ich do restrukturyzacji i modernizacji. Te z kolei procesy, jak sami wiemy to aż nadto dobrze, niosą z sobą przejściowo kłopoty, bankructwa, wzrost bezrobocia, napięcia społeczne; ale w końcu prowadzą do zwiększonej wydajności pracy, konkurencyjności przedsiębiorstw i lepszego życia.

 

[A co na to Unia Europejska? Proszę zobaczyć: http://www.podglad.eu/ukraina-stracona-unia-cierpliwa/ ]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka