Roman Mańka (autor zdjęcia - Jerzy Mosoń)
Roman Mańka (autor zdjęcia - Jerzy Mosoń)
Kurier z Munster Kurier z Munster
2664
BLOG

Raport: sprawa Barbary Blidy

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 45

Samobójstwo. Barbara Blida została zaszczuta przez nagonkę medialną, zwłaszcza publikacje w Gazecie Wyborczej, oraz działania organów ścigania karnego podejmowane pod rządami PiS, co popchnęło ją do targnięcia się na własne życie. Chwytając za broń Blidą kierowały autentyczne zamiary samobójcze.

Ta wersja jest najmniej prawdopodobna i posiada kilka słabych punktów.

Blida strzelała z pistoletu Astra 680, wyposażonego w amunicję niepenetrującą (obezwładniającą). Użycie tego typu nabojów nie powinno spowodować śmierci. Doszło do niej w wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności – strzał padł z przyłożenia. Samobójcy kierują się zazwyczaj swego rodzaju pragmatyzmem, chcąc w skuteczny sposób ziścić zamiary samobójcze, wybierają narzędzia lub mechanizmy gwarantujące śmierć. Zachowanie Blidy nie pasuje do modelu postępowania typowego samobójcy, jeżeli jej intencje samobójcze byłyby prawdziwe, powinna sięgnąć po amunicję ostrą.

Niuansując nieco problem. Wiele zależy od wiedzy jaką Blida posiadała na temat tzw. broni bezpiecznej, wyposażonej w naboje niepenetrujące. Skoro była dobrze zaznajomiona z mechanizmem działania tej broni oraz z konsekwencjami jej użycia w rozmaitych konfiguracjach (wiadomo, że korzystała ze strzelnicy), mogła pociągnąć za spust z autentycznym zamiarem popełnienia samobójstwa.

Mogła też znać mechanizm działania amunicji niepenetrującej tylko pobieżnie. Pozorowała samobójstwo, co w rezultacie braków wiedzy a także niefortunnej sekwencji wydarzeń, doprowadziło do celu dalej idącego niż symulowany, który paradoksalnie stał się celem rzeczywistym, czyli czymś w rodzaju samosprawdzającej przepowiedni.

Na krótko przed śmiercią, w chwili kiedy w domu Blidów w Siemianowicach Śląskich znajdowali się już funkcjonariusze ABW, była minister gospodarki przestrzennej i budownictwa zadzwoniła do swojej adwokat, prosząc o przyjazd. To kolejna luka w wersji samobójstwa. Ten krok nie pasuje do tego co stało się później. Samobójcy nie zachowują się w ten sposób. Po co osoba nosząca w sobie motywy samobójcze miałaby korzystać z pomocy prawnej?

Małżeństwo Blidów wyraźnie zwlekało z wpuszczeniem do domu funkcjonariuszy ABW. W kontekście tego działania, próba skontaktowania się z prawnikiem (panią adwokat) jest racjonalna z punktu widzenia gry na czas, uniknięcia konieczności złożenia zeznań w dniu zatrzymania, ale nie samobójstwa.

Mistyfikacja. Barbara Blida zamierzała upozorować nieudaną próbę samobójstwa, aby odłożyć w czasie moment składania zeznań. Czas jest w tego typu sytuacjach zazwyczaj istotnym kryterium, pracującym na korzyść podejrzanych, zaś nie organów ścigania karnego. W przypadku podejrzanych o dużej inteligencji występuje często skłonność do wytwarzania na poczet obrony zeznań nieprawdziwych, choć spójnych i przekonujących, a zarazem trudno weryfikowalnych w postępowaniu procesowym.

Kluczowymi czynnikami są czas oraz możliwie jak najszybszy kontakt z innymi podejrzanymi, np. poprzez adwokata, w celu ustalenia wspólnej wersji.

Nierzadko w przekazie medialnym wyśmiewana jest metoda aresztowania realizowanego wczesnym rankiem w domu podejrzanych. Jednak z perspektywy pragmatyki działań organów ścigania karnego takie postępowanie ma pewien sens. Skłonność do zeznawania prawdy rośnie u ludzi wraz z siłą efektu zaskoczenia oraz zawężaniem przestrzeni czasowej, mogącej być wykorzystaną do preparowania zeznań (wytwarzania wersji spójnych, logicznie niesprzecznych, aczkolwiek niezgodnych ze stanem faktycznym).

Naprowadzenie. Barbara Blida mogła zostać przez kogoś naprowadzona na scenariusz symulowania próby nieskutecznego samobójstwa, który w ujęciu intencjonalnym nakłaniającego mógł być zorientowany na jej śmierć. Osoba namawiająca Blidę do pozorowania próby samobójstwa mogła nie wprowadzić byłej minister w detale działania broni bezpiecznej, wyposażonej w amunicję niepenetrującą; nie poinformować, że przyłożenie pistoletu do klatki piersiowej może spowodować śmierć.

W tym przypadku mielibyśmy do czynienia z faktycznym zabójstwem, dokonanym w „białych rękawiczkach”, rękami ofiary poprzez manipulację; pozbyciem się niewygodnego świadka.

W aferę węglową było zaangażowanych wiele potężnych osób, nie bez kozery mówiło się o mafii węglowej, dużą rolę w sprawie odgrywały powiązania polityków z biznesem a także światem przestępczym.

Ludzie zaangażowani w jakieś nietransparentne działania często przygotowują plany awaryjne (kryzysowe) na wypadek domniemanych czynności organów ścigania karnego. Antycypują możliwość zatrzymania i opracowują warianty obronne. Mistyfikacja mistyfikacji, czyli symulowanie samobójstwa w takiej formule żeby w ostatecznym rachunku doprowadzić do zabójstwa, mogło być jednym z nich.

Usunięcie Blidy było wielu środowiskom na rękę.

Słabymi punktami wersji mówiącej o mistyfikacji bądź naprowadzaniu na zabójstwo poprzez nakłanianie do pozorowania nieskutecznej próby samobójstwa jest kilka ważnych przesłanek.

Konfiguracja broni. Wlot pocisku do ciała ofiary nastąpił pod bardzo nietypowym kątem, tak jakby ułożenie pistoletu była efektem siłowania rąk Blidy oraz innej osoby w celu np. przejęcia kontroli nad bronią.

Zacieranie śladów. Funkcjonariusze ABW zachowywali się w taki sposób jak gdyby chcieli zacierać ślady. Kobieta asekurująca od zewnątrz pobyt Blidy w toalecie, po śmierci byłej minister, umyła ręce. Tę wątpliwość da się jednak wyjaśnić przy mocno naciąganej teorii: funkcjonariuszka jako pierwsza reanimowała Blidę i na jej rękach pozostały duże ilości krwi, natomiast w kontekście założenia o rzekomym zacieraniu śladów istotna jest przesłanka, że pozostałości prochu na ciele człowieka nie da się zmyć powszechnie dostępnymi środkami kuchennymi.

Ale jest jeszcze druga rzecz: po akcji w domu Blidów zamieniono kurtkę w którą ubrana była funkcjonariuszka ABW.

Racjonalizacja. Najbardziej prawdopodobna jest ta wersja wydarzeń, która racjonalizuje (tłumaczy) poszczególne niespójności. Która, używając innych desygnatów znaczeniowych, porządkuje wiedzę na temat całej sprawy oraz roli wszystkich osób biorących w niej udział.

W przypadku działania Barbary Blidy zabieg racjonalizacji kreowanych przez nią poczynań, którego chcemy dokonać, musi polegać na obiektywizacji subiektywności, uzewnętrznieniu wewnętrznego motywu, wyłuskaniu emocji oraz zamiarów, które nią kierowały.

Można to nazwać empatią intelektualną. Aby zrozumieć sens postępowania Blidy, trzeba wczuć się w jej rolę.

Hipoteza samobójstwa nie wytrzymuje próby krytyki, nie broni się w zestawieniu z całym ciągiem wydarzeń, mających miejsce bezpośrednio przed krytycznym momentem. Jednak postępowanie Blidy ma inny wspólny mianownik: gra na czas. Blida wyraźnie opóźnia czynności procesowe. Zwleka z wpuszczeniem funkcjonariuszy ABW do domu, kontaktuje się ze swoją adwokat, w końcu prosi o pozwolenie na wejście do toalety. Samobójstwo nie koresponduje ze wcześniejszymi momentami. Próba pozorowania samobójstwa wręcz przeciwnie, spaja klamrą wszystkie kroki Blidy. Założenie gry na czas w celu odwlekania czynności procesowych, w tym również zamiaru mistyfikacji samobójstwa, jest spójne.

Analogia Mikołaja Przybyła. 9 stycznia 2012 r. prokurator wojskowy Mikołaj Przybył, w trakcie konferencji prasowej, próbował rzekomo popełnić samobójstwo. W pewnej chwili wyprosił dziennikarzy z sali, przyłożył pistolet do twarzy, pociągnął za spust i strzelił. Kula przeszyła na wylot policzki, ale prokurator przeżył.

Czy Przybył wzorował się na Blidzie? W obu sytuacjach występują podobieństwa oraz różnice. Obydwoje minimalizowali ryzyko śmierci: Blida strzelała z bezpiecznej broni; Przybył ułożył pistolet w takiej konfiguracji, aby pocisk nie wyrządził mu wielkiej krzywdy. U Blidy sytuacja wymknęła się spod kontroli, wydarzenia uformowały tragiczny ciąg, potoczyły się inaczej niż wyglądały w pierwotnych zamiarach – prawdopodobnie ewoluowały wbrew intencjom osoby kierującej swoimi poczynaniami. Przybył wykonał własny plan bardziej precyzyjnie, ograniczył wpływ czynników trzecich na swoje położenie.

Jest jedna ważna prawidłowość, którą można wyodrębnić u prawdziwych bądź rzekomych samobójców: zarówno samobójca autentyczny jaki i człowiek symulujący samobójstwo, kierują się domniemaniem skuteczności co do własnego działania, choć słowo – skuteczność – dla każdego z nich oznacza co innego: pierwszy wybiera wariant maksymalizujący prawdopodobieństwo śmierci; drugi, minimalizujący je.

Na czym polegał błąd Barbary Blidy? W którym punkcie się pomyliła? Nie uwzględniła czynnika dynamiki sytuacji. Zbagatelizowała ewentualną reakcję osób trzecich na swoje zachowanie.

Miara prawdopodobieństwa. Najbardziej prawdopodobne wytłumaczenie postępowania funkcjonariuszy ABW, to zacieranie śladów: po nieudanej reanimacji zmarłej, kobieta asekurująca wejście Blidy do toalety, umyła ręce; na pistolecie, który okazał się narzędziem śmierci, wytarto odciski linii papilarnych; podmieniono kurtkę, w którą, feralnego dnia, ubrana była funkcjonariuszka ABW.

Wartość racjonalizacji wyraża się w tym, iż zazwyczaj stanowi ona miarę prawdopodobieństwa. Najbardziej prawdopodobny jest scenariusz najbardziej racjonalny a zarazem pozbawiony, bądź przynajmniej minimalizujący, sprzeczności.

Z tego da się wyprowadzić najbardziej spójną rekonstrukcję wydarzeń (w tym punkcie obydwie racjonalizacje stają się racjonalne).

Przyjmijmy warianty korzystne dla obydwu stron. Załóżmy, że Blida wcale nie chciała popełnić samobójstwa ani go pozorować zaś po rewolwer sięgnęła jedynie przypadkowo, natomiast funkcjonariuszka ABW działała prawidłowo i w dobrej wierze. Po prostu sytuacja wymknęła się spod kontroli. Obydwie strony błędnie zinterpretowały oraz zantycypowały własne zachowania: funkcjonariuszka zauważając pistolet w ręku Blidy uznała, że była minister chce popełnić samobójstwo (w takim wariancie funkcjonariuszka postępowała prawidłowo, właściwie reagowała na poczynania Blidy); ta zaś widząc zdecydowanie działającą kobietę, chwytającą ją za rękę trzymającą broń, stawiła stanowczy opór.

Wywiązała się szamotanina, pistolet niechybnie wystrzelił. Dopełnił się tragiczny w skutkach zbieg okoliczności, niezgodny z intencjami każdej ze stron.

Za tą wersją przemawia nietypowy kąt wlotu pocisku do ciała Barbary Blidy, skonfigurowany w taki sposób, jak gdyby ktoś wygiął rękę trzymającą pistolet, pod wpływem siły nacisku ręki innego człowieka; oraz fakty sugerujące możliwość zacierania śladów przez funkcjonariuszy ABW.

Oczywiście jest rzeczą bardzo mało prawdopodobną, aby Blida chwyciła za broń przypadkowo albo mimochodem. O wiele bardziej przekonujący jest scenariusz, że próbowała symulować samobójstwo i w efekcie mistyfikacji odwlec moment aresztowania. Ale pomińmy ten aspekt. Jest on mało istotny w kontekście rozpoznania zachowania funkcjonariuszki ABW, która dostrzegając w ręku Blidy rewolwer, była zmuszona szybko oraz stanowczo interweniować, nie wnikając w motywy postępowania byłej minister.

Granica pomiędzy komedią a tragedią jest w życiu cienka.

Do momentu wystrzału pistoletu, a nawet do chwili pojawienia się zespołu reanimującego, funkcjonariuszka ABW mogła działać prawidłowo. Późniejsze fakty wskazują na możliwość zacierania śladów. Nie jest wykluczone, że dynamika sytuacji oraz jej niespodziewana ewolucja, przerosła granice odporności psychicznej ekipy ABW, prowadzącej realizację w domu Blidów.

Siła skupienia. Wśród wielu interesujących wątków w sprawie Barbary Blidy, jeden dotyczy zeznań bezpośrednich świadków zdarzenia: funkcjonariuszka ABW znajdowała się blisko toalety, do której weszła była minister a jednak, identycznie jak jej koledzy, nie słyszała strzału; mąż zmarłej, Henryk Blida, znajdował się dalej a mimo to słyszał odgłos pistoletu i ruszył, aby sprawdzić co się stało.

Tę rozbieżność w relacjach można wytłumaczyć na dwa sposoby:

Rozwiązanie najprostsze. Funkcjonariusze ABW kłamią. Słyszeli starzał ale woleli zataić tę okoliczność, gdyż z pewnych względów mogła się okazać dla nich niekorzystna. Henryk Blida raczej mówi prawdę, bo fakt usłyszenia wystrzału uprawdopodabnia podjęte przez niego działanie zaraz potem – reakcja na wystrzał w postaci udania się do toalety.

Ale jest jeszcze inne wytłumaczenie, odwołujące się do psychologii postrzegania. Skuteczność oraz jakość percepcji zależy od siły skupienia. Łatwiej zaobserwować (zobaczyć bądź usłyszeć) fakt o którym wiemy, moment spodziewany. Widzimy plamkę na bluzce naszej koleżanki, gdy o tym wiemy; osoby niewtajemniczone mogą tego punktu nie zauważyć.

Prawdopodobna jest hipoteza, iż Blida antycypował zachowanie własnej żony. Przewidywał co zrobi, albo po prostu, idąc w spekulacjach jeszcze dalej, wiedział o tym. Spodziewał się wystrzału, dlatego go usłyszał.

Wyobraźnia emocjonalna. Trzecie wytłumaczenie odwołuje się do argumentów irracjonalnych, i wchodzi w obszar parapsychologii, czyli tego co możemy nazwać intuicją bądź wyobraźnią emocjonalną. Doświadczenie życiowe zna wiele przykładów ludzi, którzy potrafili poza sferą typowych przedstawień zmysłowych, przewidzieć (przeczuć) zagrożenie albo śmierć bliskich im osób.

W zeznaniach Henryka Blidy pojawia się jeszcze inna niespójność: twierdzi, że słyszał strzał, ale widok leżącej w toalecie żony, był dla niego zaskoczeniem. Gdy słyszymy strzał raczej spodziewamy się, że stało się coś niedobrego.

Fakty i mity. Wokół sprawy Barbary Blidy narosło wiele mitów. Dominujący w polskich mediach przekaz czyni z niej męczenniczkę, osobę która będąc niewinna poniosła śmierć z rąk twórców IV Rzeczpospolitej. Tragiczną historię kobiety, pełniącej w latach 90. ważne funkcje publiczne, wykorzystuje się instrumentalnie, w celu uwiarygodnienia narracji jednej z głównych, na aktualnej scenie politycznej, formacji partyjnych oraz jako swego rodzaju tamę, mającą stanowić zaporę w walce ze zorganizowaną przestępczością mafijną.

Tymczasem prawda jest złożona. Wiele opiniotwórczych ośrodków zmieniło ocenę działalności Barbary Blidy. Przekaz medialny wyraźnie ewoluował na jej korzyść. Inaczej była postrzegana za życia a inaczej po śmierci. Gdy okazało się, że historię byłej minister można efektywnie wykorzystywać w walce z jedną ze stron toczonego w Polsce sporu politycznego, medialna percepcja Blidy uległa radykalnej zmianie.

Wystarczy sięgnąć po publikacje Gazety Wyborczej, z okresu kiedy Blida jeszcze żyła, choćby teksty Marcina Pietraszewskiego czy artykuł z 2004 r., pod uderzającym w świadomość tytułem: „Jak zarobić niezłą kasę”, – aby zaobserwować ewolucję, jaka dokonała się w postrzeganiu Blidy.  

Gazeta Wyborcza radykalnie zmieniła front. Prezydent Komorowski (wtedy jeszcze kandydat na prezydenta), w trakcie kampanii wyborczej 2010 r., spotkał się z Henrykiem Blidą, mężem zmarłej niefortunnie kobiety. Nad grobem Blidy pochylił się Janusz Palikot. Nawiasem mówiąc, ciekawe czy gdyby Blida dalej żyła, politycy w tak ochoczy sposób robiliby sobie z nią zdjęcia.

Na tym polega pewien paradoks. Blidy potrzebowały, lub nadal potrzebują, obydwie strony sporu politycznego: PiS żywej; PO, SLD, TR – martwej. Paradoksalnie żywa Blida mogłaby stanowić dla szeroko rozumianego środowiska Gazety Wyborczej a także różnego rodzaju postkomunistycznych grup interesów, śmiertelne zagrożenie; zaś dla PiS, niewykluczone, że okazałaby się pewną szansą. Nie należy tego czytać jako wskazania, kto oczekiwał śmierci Blidy (bo raczej nikt nie oczekiwał, jest to mało prawdopodobne) lecz na czyją korzyść zadziałała.

Jeżeli komuś zależało na śmierci Blidy, to na pewno nie PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego na sprawie Blidy straciła najwięcej. Wyborcy nosili tragiczną historię byłej minister z tyłu głowy a stanęła im ona ponownie przed oczami, gdy w trakcie kampanii wyborczej 2007 r., łzy popłynęły po policzkach innej kobiety, rzekomo prześladowanej w czasach IV Rzeczpospolitej, skorumpowanej posłanki PO, Beaty Sawickiej. W ten sposób powstała aluzja poznawcza. PiS zapłacił za to utratą władzy na wiele lat, być może na zawsze.

Więc jaka jest prawda? Rządy PiS traktowały sprawę Barbary Blidy instrumentalnie, podchodziły do niej ponadstandardowo, z determinacją oraz zacietrzewieniem szukały dowodu na istnienie tzw. układu polityczno-biznesowego. Blida pasowała do narracji politycznej PiS.

Jednak nawet jeżeli zważymy wszystkie te okoliczności na korzyść Blidy, nie da się wykazać, że była ona postacią kryształową. Istniały wobec niej poważne i w dużym stopniu uprawdopodobnione podejrzenia. Była minister uwikłała się w nietransparentne powiązania polityczno-biznesowe.

Szersze tło. W latach 90. na Śląsku istniała gigantyczna korupcja, związana z działalnością spółek węglowych. W języku publicystycznym nieprzypadkowo ukuto pojęcie tzw. mafii węglowej, definiujące potężne interesy różnego rodzaju postkomunistycznych grup wpływu, kooperujących z biznesem oraz przestępcami. Realizowano totalny drenaż górnictwa, kluczowego sektora polskiej gospodarki a także, podstawowego surowca wykorzystywanego w produkcji energii elektrycznej. Na przestrzeni ponad 20 lad transformacji, wydobycie czarnego polskiego złota spadło z poziomu 174 mln ton do pułapu mniej niż połowy tej wielkości (76 mln). Jest to obraz olbrzymiej katastrofy ekonomicznej.

Jedynie na terenie działania Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach, w latach 1992-2006, prowadzono aż 600 śledztw w zakresie szeroko rozumianej mafii węglowej, natomiast w okresie 2001-2006 podobnych postępowań było zarejestrowanych jeszcze 131. W samym tylko roku 1995, przypadającym na czas rządów koalicji SLD-PSL oraz odbywających się wtedy wyborów prezydenckich, organy ścigania karnego zajmowały się 233 tego rodzaju sprawami. Od 1989 do 2009 r. liczba państwowych kopalń zmniejszyła się z 60 do 29 jednostek. Reorganizacja górnictwa w znacznej mierze realizowana była na modłę struktur przestępczo-biznesowych.

Rok 1995 został przywołany nieprzypadkowo. Centralną postacią śledztwa w sprawie mafii węglowej miał być zdaniem prokuratury, ówczesny kandydat na prezydenta a następnie prezydent, Aleksander Kwaśniewski. Kluczowy trop prowadził właśnie do niego oraz innych, prominentnych, polityków SLD. Barbara Blida była nitką mającą wskazać śledczym drogę do kłębka.

Śląska Alexis. Jedną z głównych ról w aferze węglowej, w opinii prokuratorów, odgrywała Barbara K., w roku 2013 uniewinniona przez sąd. Ta kobieta w latach 90. zrobiła zawrotną karierę, stając się symbolem polskiej bizneswoman oraz ikoną węglowych przekrętów. Uchodziła za jedną z najbogatszych Polek. W latach 1996, 1997, i 1998 została sklasyfikowana odpowiednio na 94., setnej, oraz 74. lokacie prestiżowego rankingu tygodnika „Wprost”, pozycjonującego najbogatszych Polaków. Jednocześnie media wylansowały ją na czołową bohaterkę afery węglowej. To właśnie ona miała rzekomo, wg materiału dowodowego, zajmować się dokonywaniem nielegalnej zbiórki środków finansowych na rzecz kampanii wyborczej Aleksandra Kwaśniewskiego a następnie przekazywać pieniądze Wacławowi Martyniukowi, uważanemu w środowiskach lewicy postkomunistycznej za nieoficjalnego skarbnika funduszu wyborczego Kwaśniewskiego. Sama K., w ocenie prokuratorów, wpłaciła na rzecz funduszu wyborczego Kwaśniewskiego 60 tys. zł.

Sekwencja spotkań. W ramach kampanii prezydenckiej odbywały się spotkania Kwaśniewskiego ze śląskimi biznesmenami (prezesami spółek węglowych), funkcjonującymi w obszarze mafii węglowej. Z akt sprawy wynika, że Ryszard Zając (były śląski poseł SLD, wcześniej działacz komitetów obywatelskich „Solidarność” oraz niegdysiejszy zakonnik – suma summarum niezwykle barwne indywiduum) ustalił z Martyniukiem cenę za jedno takie wydarzenie na poziomie 20 tys. zł. Materiał dowodowy uprawdopodabnia tezę, iż zorganizowano całą serię tego typu odpłatnych eventów.

Jedno z pierwszych spotkań odbyło się na Śląsku 27 czerwca 1995 r., w restauracji o symbolicznej dla środowiska Kwaśniewskiego nazwie, – „Czerwona oberża”.  Wg relacji świadka, bardziej rozgarnięci politycy SLD, tacy jak Leszek Miller czy Jerzy Szmajdziński, szybko zorientowali się, że na rzecz kampanii wyborczej Kwaśniewskiego płynie kasa od mafii węglowej, jednak woleli nabrać wody w usta i siedzieć cicho. Ten ostatni prawdopodobnie chciał coś powiedzieć, ale bał się, że jest podsłuchiwany przez służby specjalne, które miały (tak podejrzewał) śledzić jego kroki.

Transfer pieniędzy na Kajmany. W aferę węglową uwikłana była cała wierchuszka polityków SLD. W grę wchodziły naprawdę grube nazwiska: Martyniuk, Borowski, Siemiątkowski, Szmajdziński, Zając, Waniek, Piechota, etc. Środki finansowe uzyskiwane z korupcji oraz rozmaitych przekrętów były rzekomo transferowane na Kajmany. Miał tego dokonywać Mariusz M. Ta wersja nigdy nie doczekała się procesowej weryfikacji.

W kontekście afery węglowej występują również postacie spoza lewicy, ale ich rola jest raczej epizodyczna i incydentalna. Niemniej bije po oczach wątek Marka G., dyrektora Instytutu im. Lecha Wałęsy. Śledczy podejrzewali go, że za doprowadzenie do spotkania byłego prezydenta z Barbarą K., w ośrodku w Chruszczobrodzie, przyjął od Alexis korzyść majątkową.

Inna z pobocznych wersji śledczych w złym świetle stawia byłego szefa Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki (UKFiT), Jacka Dębskiego, zamordowanego w Warszawie przez gangstera o pseudonimie „Szasza”, na zlecenie „Baraniny”. Dębski miał dostać od K. łapówkę w wysokości 100 tys. zł, zaś świadkiem całego procederu był rzekomo ówczesny śląski poseł wybrany z listy BBWR, Henryk Dyrda, który w okresie wyborów prezydenckich w 2000 r., pełnił funkcję pełnomocnika finansowego sztabu wyborczego Lecha Wałęsy a następnie zaangażował się w działalność polityczną w ramach Ligii Polskich Rodzin. Oprócz tego sprawował stanowisko prezesa zarządu przedsiębiorstwa Tyskie Drogi. Jak widać, śląska ośmiornica była tworem dość pluralistycznym, składała się z wielu kolorów, jednak trzon tej przestępczej struktury tworzyli politycy lewicy.

Przyjaciółki. Osobą która obciążyła Blidę w zeznaniach była Alexis. Następnie po śmierci Blidy wycofała się ze wcześniej podniesionych zarzutów. Jednak jej pierwotne relacje korespondują z twierdzeniami innych świadków. Nazwisko Blidy przejawia się w śledztwach dotyczących mafii węglowej. Przez prokuratorów była ona traktowana jako trop mogący doprowadzić do grubych ryb. Na materiał dowodowy składają się zeznania wielu osób, które pośrednio bądź bezpośrednio wskazywały na rolę Blidy w aferze węglowej. Nie jest prawdą, co często sugerują media, iż podejrzenia wobec byłej minister, zostały oparte tylko na pomówieniach Alexis. W opinii Bogdana Święczkowskiego, byłego prokuratora ze Śląska a później szefa ABW, w sprawie Blidy głos zabrało, co najmniej kilku a może nawet kilkunastu świadków. Oprócz Barbary K. i Ryszarda Zająca zeznania złożyli także: Mariusz M., Teresa Sz., Teresa K., Franciszek P., Dawid A. i Marcin Z. Prokuratura dysponowała wyjaśnieniami poczynionymi przez Marcina B., w ramach konfrontacji z Barbarą K. oraz zeznaniami Jacka W. Istniały wiarygodne dowody materialne w postaci dokumentacji finansowej Rudzkiej Spółki Węglowej, jak również, Agencji Handlowej Barbary K. Ponadto w śledztwie pojawiły się relacje wielu mniej znaczących osób, korespondujące z linią kluczowych świadków. Wszystko dawało spójny obraz sytuacji.

O co podejrzewana była Blida? Ciążyły na niej poważne i dość dobrze uprawdopodobnione przesłanki działań korupcyjnych. Wykorzystując pozycję polityczną, miała pośredniczyć w transferach korupcyjnych, które zarzucano Barbarze K., czyli słynnej śląskiej Alexis. Rzekomo otrzymywała od Alexis pieniądze w kopertach. Świadkiem tego procederu miał być ówczesny śląski poseł SLD, Ryszard Zając (postać bardzo kontrowersyjna). Ponadto, w ramach prowadzonego śledztwa, uzyskano informacje, jakoby Blida przyjmowała korzyści majątkowe w postaci dóbr rzeczowych: budowy basenu, zakupu mebli, oraz remontu domu małżeństwa Blidów w Szczyrku za kwotę 800 tys. zł. W opinii śledczych, w grę wchodziły grube pieniądze oraz wielopoziomowe działania korupcyjne, prowadzone na dużą skalę. Były poważne przesłanki procesowe, aby zatrzymać Blidę bez wcześniejszego uprzedzenia (taką metodologię postępowania podpowiadała pragmatyka skutecznych czynności śledczych). Pytanie, czy trzeba było to robić w sposób spektakularny, o 6.00 rano. Rozgłos medialny nie zawsze pomaga poczynaniom procesowym.

Afera węglowa dotyczyła awangardy postkomunistycznego środowiska, które od pewnego momentu zaczęło dyktować warunki, na jakich miała być prowadzona transformacja systemu społeczno-gospodarczego Polski. Aleksander Kwaśniewski został prezydentem w konsekwencji co najmniej kontrowersyjnych mechanizmów  finansowania własnej kampanii wyborczej. Mafia węglowa posiadała wiele zakulisowych ustosunkowań ze światem polityki, dlatego tak trudno było z tą strukturą walczyć. Mimo to rządy III Rzeczpospolitej najpóźniej od końca lat 90.XX w., wiedziały o działaniu na Śląsku, w obszarze górnictwa, zorganizowanej organizacji przestępczej o charakterze mafijnym. Nic z tym problemem nie zrobiono.  

Niewygodny dokument. Najbardziej pogrążający dla postkomunistycznego establishmentu, uwikłanego w aferę węglową, był, – sporządzony w 2003 r., przez prominentnego polityka SLD, ministra spraw wewnętrznych i administracji, Krzysztofa Janika, oraz przesłany do najważniejszych instytucji publicznych w państwie polskim, – raport o funkcjonowaniu mafii węglowej. Raport przepadł jak kamfora (po prostu zaginął bez śladu).   

Na peryferiach dyskursu publicznego. W sprawie Blidy funkcjonuje ciekawy repertuar zachowań informacyjnych. Momenty kluczowe i istotne zostały zepchnięte na dalszy plan, jakby przeniesione na peryferia dyskusji medialnej. W procesie informacyjnym dominują okoliczności trzeciorzędne oraz poboczne.

Stosuje się taktykę typowego odwracania kota ogonem. Te same ośrodki opiniotwórcze, które dawniej, kiedy Blida jeszcze żyła , nie przebierały w jej krytyce, dziś gotowe są uznać ją wręcz za osobę świętą.  

Tymczasem prawda na temat konkretnego człowieka powinna być jednakowa, bez różnicy czy osoba której dotyczy żyje, czy też zmarła. Śmierć uwrażliwia, ale nie może działać wstecz, zmieniając treść działań kreowanych za życia; nie jest okolicznością łagodzącą.

W przekazie medialnym zapomina się, iż Blida była podejrzewana o poważne przestępstwa korupcyjne a w krytycznej chwili strzeliła do siebie (lub strzał padł mimochodem, w rezultacie niefortunnej sekwencji wydarzeń – np. szamotaniny) z bezpiecznej broni, wyposażonej w ślepe pociski (amunicję niepenetrującą), co stawia jej samobójcze zamiary co najmniej pod wielkim znakiem zapytania.

Te okoliczności są przemilczane w przekazie medialnym albo interpretowane tylko w jedną stronę. Nie pasują do ogólnie panującej i jedynie słusznej tezy, jakoby Barbara Blida została zaszczuta.

Rzetelna informacja emitowana w mediach na temat śmierci Blidy powinna zaczynać się tak: Nie żyje Barbara Blida. Nie wiadomo czy popełniła samobójstwo czy chciała je upozorować; czy też był to nieszczęśliwy wypadek, mający miejsce podczas próby zatrzymania byłej minister przez ABW. Ze wstępnych ustaleń wynika, iż zamierzała strzelić do siebie z bezpiecznej broni, używając tzw. ślepych nabojów, czyli amunicji niepenetrującej.

Była minister była podejrzewana o poważne przestępstwa korupcyjne. Prokuratura wydała zarządzenie o jej zatrzymaniu, itd.

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka