Roman Mańka (autor zdjęcia - Jerzy Mosoń)
Roman Mańka (autor zdjęcia - Jerzy Mosoń)
Kurier z Munster Kurier z Munster
7804
BLOG

Czego nie ujawniają smoleńskie zdjęcia?

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 107

Ponad rok temu w rozmowie z dr Dominikiem Smyrgałą, pracownikiem naukowym Collegium Civitas oraz ekspertem ds. geopolityki, powiedziałem coś mniej więcej takiego: w Polsce jest dwóch ludzi którzy kiedyś razem albo osobno zaatakują rząd Tuska: prokurator generalny, Seremet, oraz szef CBA, Wojtunik; dodałem słowa: tylko czekać aż to się stanie; obydwaj są niedoceniani, ale ich atutem jest relatywnie niezależna pozycja.

Pierwszy jak dotychczas nie miał atrybutu męskości, ludzie w różnym wieku dojrzewają. Drugi to pies rasowy, a psy prędzej lub później urywają się ze smyczy. Powiedzenie: „wolno psu na pana szczekać, nie wolno go gryźć”, nie zawsze się sprawdza.

Nie jest prawdą, że w Polsce tylko prezydent cieszy się niezależnym statusem w relacjach z innymi ośrodkami władzy i jedynie on jest suwerenny wobec Tuska. Prokurator generalny, po rozdzieleniu prokuratury i ministerstwa sprawiedliwości, właściwie stał się trzecią osobą w państwie. To że realnie dotąd nią nie był wynika z przesłanek charakterologicznych (konkretnie: braku powołanego wyżej atrybutu męskości). Seremet już dawno mógł wykończyć Tuska.

Gra pomiędzy prokuraturą a kancelarią premiera toczy się od jakiegoś czasu (o tym także pisałem ponad rok temu w magazynie ekonomicznym Home&Market). Jedną z jej odsłon była afera Amber Gold; nie została ona zdetonowana latem 2012 r. (zaraz po zakończeniu Euro2012) przypadkowo, pośrednio uderzyła w Tuska oraz polityków PO, ciągnących samoloty OLT Express niczym najlepsze woły pociągowe (co za żenujący widok); ale również w Seremeta, bo prokuratura wykazała się w tej sprawie niebywałą wręcz nonszalancją.

Co stało się kilka miesięcy później? Prokuratura odpowiedziała trotylem. 31 października 2012 r. Cezary Gmyz na łamach Rzeczpospolitej ujawnił tekst mówiący, iż polscy prokuratorzy oraz biegli znaleźli na wraku Tupolewa trotyl. Dzień przed głośną publikacją z Seremetem spotkał się ówczesny redaktor naczelny Rzepy, Tomasz Wróblewski. Wersja tego ostatniego na temat motywów spotkania, nie przekonuje. Tam musiało chodzić o coś innego.

Później okazało się, że trotyl to nie trotyl, tylko wysokoenergetyczne cząsteczki które mogły, acz nie musiały, wchodzić w skład materiałów wybuchowych.

W międzyczasie (przenieśmy się na początek roku 2012.) prokurator Mikołaj Przybył strzelił sobie… w policzek. Incydent wygląda na grubymi nićmi szyty i sprawia wrażenie mistyfikacji. Ale zostawmy wrażenia, które są kwestią drugorzędną. Ważniejsze od wrażeń są fakty. A faktem jest jedynie to, że rzekoma samobójcza próba Przybyła otwiera całą sekwencję dziwnych zdarzeń, jednakowoż składających się na czasową koincydencję a występujących mniej lub bardziej jednoznacznie w kontekście Smoleńska.

Teraz te zdjęcia, zamieszczone przez „Sieci” i „Do Rzeczy” na których ukazane zachowanie Tuska uruchamia co najmniej odczucia (tu muszę sięgnąć po jakieś ładne słowo) ambiwalentne. To oczywiście może być zwykły przypadek. Czasowa zbieżność publikacji z działaniami CBA oraz prokuratury prowadzonymi w zupełnie innych sprawach, może być dziełem przypadku, bo między jedną a drugą rzeczą nie ma merytorycznego styku. Ale równie dobrze związek pomiędzy tymi momentami może nie być przypadkowy. Zestawione fakty są niezależne od siebie, jednak przecieki do prasy na ich temat mogą być częścią jednej i tej samej gry.  

Kto na tym korzysta? (cui bono?). Ze zdjęć opublikowanych przez „Sieci” oraz „Do Rzeczy” najbardziej cieszą się w Moskwie, natomiast martwią w Waszyngtonie i Brukseli. Założę się, że dziś Putin ma jeszcze bardziej radosną minę niż podczas rozmowy z Tuskiem, utrwalonej na fotografiach; mógłby sobie z Karnowskim oraz Lisickim popularnego żółwika zrobić. Pominę okoliczność (chyba istotną), że obydwa czasopisma walczą o mniej więcej tego samego czytelnika. To rzecz czwarta, o której redaktor Lisicki zapomniał napisać w swojej notce, opublikowanej w Salonie24. Pokazanie Tuska z Putinem fetujących rzekomy zamach i tańczących na grobie prezydenta Kaczyńskiego, przypomina powtórkę prowokacji wyreżyserowanej przez KGB wobec Oleksego. Z obydwu sytuacji płynie czytelny przekaz: polski premier to zdrajca, agent Rosji, który je z ręki Putinowi. Czyli mamy do czynienia z podważeniem wiarygodności Polski w wymiarze wewnętrznym i międzynarodowym. Trudno się dziwić, że Amerykanie nie traktują nas poważnie.

Abstrahując od faktów: nawet jeżeli domniemany zamach w Smoleńsku to zamach stanu, przyznanie tego nie musi być zgodne z polską racją stanu. W Stanach Zjednoczonych ukryto kulisy zabójstwa prezydenta Kennedy’ego, gdyż odkrywanie prawdy nie zawsze służy interesom państwa.

Przepychanki prokuratury z rządem mają podtekst smoleński zaś afera Amber Gold, zegarki, czy korupcja, to tylko pola walki zastępczej, poligony doświadczalne. Prokuratura nie prowadzi śledztwa smoleńskiego na modłę Tuska. Na razie żaden ze znanych dowodów nie przemawia za hipotezą zamachu, i pewnie się taki nie znajdzie, ale liczba zaniedbań przy organizacji wyprawy do Smoleńska jest porażająca. Wystarczy aby uzasadnić akt oskarżenia w stosunku do niejednego urzędnika.

Istotniejszy jest czynnik walki o władzę. Dziś PO może sobie pluć w brodę; dwie decyzje podjęte mniej więcej w tym samym czasie zaczynają się partii Tuska odbijać czkawką: utworzenie niezależnej od rządu prokuratury generalnej oraz powołanie Wojtunika na szefa CBA, w miejsce Kamińskiego. Paradoksalnie Kamiński był lepszym oraz mniej groźnym wariantem dla Tuska niż Wojtunik, bo silnie afiliowanym politycznie. Wszelkie akcje Kamińskiego adresowane w stronę polityków PO można było oprawić w motywy polityczne. Wojtunika tak łatwo politycznością zbyć się nie da.

Seremet jest w stanie pogrążyć każdego polityka. Realnie mógłby być trzecią osobą w państwie, skupia w ręku ogromne atuty ofensywne. Lech Kaczyński jako minister sprawiedliwości – prokurator generalny, dysponował wielokrotnie słabszymi kompetencjami a wylansował się na najpopularniejszego w Polsce polityka, później prezydenta.

Seremet i Wojtunik to obecnie ludzie nietykalni.

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka